Rozdział 30

321 29 8
                                    

Od razu po obudzeniu poczuła okropny ból głowy. Powieki miała ciężkie i jakby sklejone, więc cały czas jej oczy były zamknięte. Jej ciało wydawało się bardzo ciężkie, na tyle, że nie miała siły nawet kiwnąć palcem. 

Był to rodzaj paraliżu. Czuła zapachy. 

Zapach proszku do prania, delikatny zapach lawendy oraz starych, wiekowych ksiąg. Na policzku czuła delikatny powiew wiatru, ale jednak było jej bardzo gorąco. 

Panika na chwilę zawładnęła jej ciałem, zaczęło szumieć jej w uszach, a jej oddech przyspieszył wywołując kłucie w klatce piersiowej. 

Nie słyszała nic poza szumem, jednak po chwili udało jej się uspokoić i przezwyciężyć panikę. 

W końcu poczuła, jakby ktoś zdjął z niej jednym pociągnięciem paraliżującą ją materię. Poczuła się lekka, wreszcie mogła się ruszać. Zerwała się i zaczęła rozglądać. Znajdowała się w niewielkim pomieszczeniu. Wielkością i kształtem przypominało jej dawną sypialnię, ale to był jedyny taki element, który łączył te dwa pomieszczenia. 

Po jej lewej stronie znajdowało się okno, było ono otwarte, a za nim było widać obszerny ogród, w którym ilością górowała lawenda, której różne odmiany tworzyły piękne wzory. Zapach rośliny piął się w górę i wpadał do pomieszczenia. 

Siedziała na łóżku, które było większe niż to, na którym z rodzeństwem spała w pani Green. Nad jej głową rozciągał się piękny, srebrny baldachim, który komponował się idealnie w barwy Slytherinu razem z zieloną pościelą, która widocznie była świeżo prana, ponieważ zapach proszku do prania unosił się właśnie z niej. Naprzeciwko łóżka znajdowały się ogromne półki zapełnione książkami. Pięły się aż po sam sufit a woluminy na nich leżące wyglądały na bardzo stare i cenne. Posiadające ogromną, mroczną wiedzę. 

Naprzeciwko okna były drzwi. Od razu wstała i podeszła do nich. Chciała podbiec, jednak czując ból w łydce, zwolniła. Spojrzała na siebie.

Dopiero, gdy podeszła do drzwi, zauważyła że tuż obok wisi lustro. Stanęła przed nim i przyjrzała się sobie. 

Jej, jak zawsze blada era komponowała się z białymi, lekko potarganymi włosami. Porządek na jej spokojnej, jasnej twarzy burzyły jednak siniaki znajdujące się na połowie twarzy. 

Nie miała już na sobie ciuchów, w które rano się ubrała. Tym razem była ubrana w czarne, materiałowe krótkie spodenki i zieloną bluzkę. Wzrokiem zawędrowała do swojej łydki. Była obandażowana, do tego bardzo porządnie. 

Nie rozumiała o co chodzi. Po co ktoś ją porwał by zaopiekować się nią, do tego dając spore możliwości ucieczki? 

Przestała się nad tym zastanawiać od razu, gdy usłyszała kroki, wyraźnie zmierzające w stronę sypialni, w której się znajdowała. Zacisnęła dłonie w pięści i zaczęła rozglądać się za jakąś bronią. Ktokolwiek ją porwał, nie puści mu tego płazem. 

Po chwili namysłu kopnęła jedną nogę krzesła, a gdy ta odleciała od całej reszty mebla, chwyciła ją w obie dłonie i stanęła za drzwiami nasłuchując zbliżających się kroków. 

W końcu kroki urwały się, tuż przy drzwiach i klamka uchyliła się. Słychać było lekkie skrzypienie drzwi, gdy te otwierały się. Ścisnęła mocniej prowizoryczną broń i przygotowała się. Od razu gdy męska sylwetka przekroczyła próg, zamachnęła się i uderzyła mężczyznę w twarz kijem. 

Słychać było jęk, kiedy mężczyzna złapał się za nos. Wykrzykując przekleństwa rzucił się w jej stronę wyciągając różdżkę. Wycelował w nią. 

-Cruc..... 

Nie zdołał dokończyć wypowiadania zaklęcia, bo uderzyła go kijem w brzuch i wyszarpnęła mu różdżkę z dłoni. Pchnęła go na ścianę, jedną dłonią przytrzymując go za szyję, a drugą trzymając różdżkę, której koniec wbiła w jego policzek. 

-Kim jesteś i co ja tu robię? 

Syknęła patrząc się prosto na niego. Uśmiechnął się ironicznie. 

-Królewno, odłóż ten kijek bo sobie krzywdę zrobisz. 

-Odpowiadaj! 

Znowu syknęła a furia pojawiła się w jej oczach. Uśmieszek spełzł z jego twarzy, ale się nie odezwał. Wbiła różdżkę jeszcze mocniej w jego skórę, na co tym razem odpowiedział. 

-Nie możesz rzucić na mnie zaklęcia. Masz na sobie namiar. 

-To chyba dobrze, z uwagi na to, że zostałam porwana. 

Miał coś odpowiedzieć, lecz w tej chwili poczuła, jak ktoś przykłada różdżkę do jej pleców. Zacisnęła zęby. Usłyszała za sobą damski, irytujący głos. Wiedziała do kogo należał... Bellatrix. 

-Opuść różdżkę, bo zrobi się nieprzyjemnie. 

-Zrobiło się nieprzyjemnie już gdy tylko się tu pojawiłaś. 

Syknęła w odpowiedzi, ale powoli opuściła różdżkę, a czując, jak różdżka Bellatrix mocniej wbija się w jej plecy, opuściła też rękę, którą podtrzymywała faceta za szyję, całkowicie go tym uwalniając. 

Usłyszała tylko jak śmierciożerczyni szepcze zaklęcie i od razu zalała ją fala koszmarnego bólu. Padła na kolana i zaczęła krzyczeć. 

Odczuwała już różne rodzaje bólu, bo prawie codziennie fundował jej to ojciec, ale żadne z tamtych uczuć, nie mogło się równać z tym, które czuła w tej chwili. 

-Bellatrix! 

Usłyszała jakby przez grubą szybę głos.  Był on cichy, tak lodowaty, że mógłby zamrozić wszystko dookoła i przerażający. 

Ból minął. Padła na ziemię wyczerpana krzykiem, by po chwili podnieść się i spojrzeć na scenę rozgrywającą się nad nią. 

Ciemnowłosy mężczyzna, z czerwonymi oczami, wyraźnie bardzo wściekły powoli zbliżał się do przestraszonej Bellatrix. 

Szumiało jej w uszach, więc nie usłyszała żadnych wypowiadanych przez mężczyznę słów. Czarnowłosa wyszła szybko z pomieszczenia, a mężczyzna spojrzał na drugiego, który miał obity nos i czoło, przez bliskie spotkanie z kawałkiem drewna, oraz ślad na szyi. Widocznie zbyt mocno ją ścisnęła i nawet tego nie zauważyła. 

Czerwonooki spojrzał na niego z pogardą, a ten zabrał z podłogi swoją różdżkę i wyszedł z pokoju, wcześniej kłaniając się. 

Wreszcie przestało szumieć jej w uszach, a część sił do niej wróciła. Mężczyzna odwrócił wzrok od drzwi. Jego oczy, już nie czerwone, a brązowe patrzyły na nią z zainteresowaniem. Zbliżył się do niej, a ta odruchowo zaczęła cofać się do tyłu, aż w końcu dalszą ucieczkę uniemożliwiła jej ściana, do której przywarła plecami. 

Chciała sięgnąć do swojej różdżki, ale przypomniała sobie, że jej nie miała. Spojrzała na mężczyznę. 

-Kim.. Kim ty jesteś?! 

Czarnowłosy uśmiechnął się, podszedł do niej z lekkim uśmiechem i uklęknął tuż przed nią. 

-Nie pamiętasz mnie, Ashley? Jestem Tom Riddle. Obiecałem, że cię znajdę. 


***************

Woow! Drugi rozdział tego samego dnia! Wena jest! Jak się podoba? Gwiazdkujcie i komentujcie! Zapraszam też do czytania innych moich książek, bo chyba też są dość dobre (mi się podobają!) 

Zabawa Z Czasem Where stories live. Discover now