Rozdział XVI

16.8K 1.1K 64
                                    

Dlaczego wszystko musiało się spieprzyć? Myślałam, że już wszystko będzie w porządku. Więc dlaczego to znowu musiało się tak skończyć?
    
Nóż miałam przystawiony do szyi. Opierałam się o jego klatkę piersiową, a on cały czas mocno trzymał mnie za włosy. Płakałam. Dopiero po kilku sekundach zauważyłam parkujący przed domem samochód policyjny. Ale zaraz... Co on tu robił? Wtedy zrozumiałam. Naprawdę wolno trybiłam.

- To nie ja... - drżałam - Przysięgam.

Naprawdę nie ja ich zaalarmowałam. Jak więc wpadli na to, żeby mnie tu szukać? Znajomych też nie mam zbyt wielu, więc nikt nie poszedł na policję.

- Jasne kurwa. Zamknij mordę.

Dalsza dyskusja i tak nie miała sensu. Eryk chwycił mnie za ramię i zaczął ciągnąć w stronę sypialni. Nie opierałam się, nie próbowałam uciec ani nie krzyczałam. Może dzięki temu policja zdołałaby mnie uratować, ale z drugiej strony Eryk cały czas trzymał nóż. W każdej chwili mógł go użyć. Dlatego też chciałam być posłuszna. Byłam w tej chwili jak... lalka.
   
Byliśmy w dobrze mi już znanej sypialni, gdy do drzwi zapukała policja. Eryk pośpiesznie otworzył zamykaną na klucz dużą szafę i wepchnął mnie tam.

- Siedź cicho. - powiedział tylko tyle i posłał mi groźne spojrzenie

Wiedziałam o tym doskonale. Ale jeżeli przyjdą tu do pokoju to i tak zacznę krzyczeć. Wtedy będzie już za późno, żeby mógł mi cokolwiek zrobić.
     
Więc dlaczego, gdy weszli do domu, nie mogłam wydobyć z siebie najmniejszego dźwięku? Słyszałam tylko niektóre słowa z ich rozmowy i ku mojemu zdziwieniu, nie rozmawiali o mnie. Tak mi się przynajmniej wydaję. Mówili za to coś o marihuanie, zarzutach i przeszukaniu domu.
     Weszli do sypialni. Razem z Erykiem musiało być ich 3.

- Już panom mówiłem, nic tu nie znajdziecie. Nie robię nic niezgodnego z prawem - w jego głosie wyczuwałam stanowczość, ale mówił w uprzejmy sposób

Oni pewnie tego nie zauważyli, ja jednak czułam też niepokój i nic dziwnego, przecież w każdej chwili mogłam zacząć się drzeć a wtedy... byłoby po nim.

- Mimo wszystko mamy obowiązek sprawdzić i to pomieszczenie. Czyżby się pan czegoś obawiał?

- Oczywiście, że nie, już mówiłem: nie mam absolutnie nic do ukrycia.

Zaczęli przeszukiwać pomieszczenie. Chyba zajrzeli w każde możliwe miejsce. Słyszałam stukanie szafek, ruszanie pościeli i kilka innych dźwięków, których nie potrafiłam rozpoznać.

- A czy może pan otworzyć tą szafę?

Zapewne chodziło o tą, w której siedzę. Ufff, czyli że mnie znajdą. Znajdą i cały ten koszmar jeszcze dziś się skończy.

- Ehhhh, no mogę... - zaraz, powinien być zdenerwowany, a tymczasem w dalszym ciągu brzmiał spokojnie - Tylko muszą panowie chwilę poczekać, bo gdzieś podziałem klucz. To może chwilę potrwać, więc proponuję usiąść.

- Ymm, nie nie. Myślimy, że nie ma takiej potrzeby. Uznajmy, że wszystko w porządku, jest pan czysty.

- Proszę bardzo, więc żegnam, no i mam nadzieję, że już się nie zobaczymy.

Zaraz zaraz. Co tu się właściwie stało? Nie zajrzą tu? I nie znajdą mnie? Ale... ale ja...
Już miałam zacząć krzyczeć, gdy... przypomniałam sobie. Przypomniałam sobie, jaki miał wyraz twarzy, kiedy niemalże się utopiłam. Tak naprawdę nie był dla mnie taki zły. Uderzył mnie co prawda kilka razy, kiedy go zdenerwowałam, ale poza tym było w porządku.
    
I koniec końców siedziałam cicho. Płakałam. Jak zwykle z resztą. Naprawdę, beksa ze mnie. I pomimo tego, że tak bardzo chciałam do domu, że nie jestem mu nic winna, i że naprawdę się go boję, to... nie potrafiłam mu tego zrobić. Nie potrafiłam tak po prostu wysłać go za kratki. Mimo, iż na to zasłużył.
    
Usłyszałam kroki w moją stronę, a później dźwięk kluczy. Nie wiedzieć czemu zaczęłam się trząść. Ale przecież nie powinnam się bać. Wręcz przeciwnie. Powinnam powiedzieć mu raczej coś w stylu: " Jesteś mi coś winien. Dzięki mnie nie trafiłeś do pierdla". Dlaczego więc siedziałam zalana łzami?
    
Drzwi szafy otworzyły się, jednak... Eryk nie patrzył na mnie. Patrzył w jakiś pusty punkt znajdujący się nie wiadomo gdzie. Co prawda na ułamek sekundy udało mi się nawiązać z nim kontakt wzrokowy, tylko, że jego zimne dotychczas oczy, nie były już takie. Jakby to powiedzieć. Były nijakie. Widziałam w nich tylko pustkę. Twarz także miał bez wyrazu. I nie odezwał się ani słowem. No i znowu, odwiecznie powracający dylemat: co powinnam teraz zrobić? Gapiłam się tylko na niego. Aż w końcu gwałtownie pociągnął mnie za koszulkę. Chwila! Jest zły? Przecież nie ma powodu.

- Wkurzasz mnie. - nie byłam pewna, czy to właśnie powiedział - Wkurwiasz mnie! - tym razem krzyknął i rzucił mnie na łóżko...

Hej kochani!
Najmocniej przepraszam, że tak długo to trwało, ale nie uwierzycie ile się z tym rozdziałem męczyłam. 3 razy musiałam zaczynać od początku 😳
No ale jest już gotowy i zapraszam do czytania kolejnych, które pojawią się zależnie od waszej aktywności 😉😘

Uprowadzona [NIEZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz