Rozdział XLVI

14.6K 992 173
                                    

Usłyszałam, że drzwi wejściowe ponownie się otworzyły. Tym razem powoli, jakby ktoś się z nimi siłował. Nie sprawdziłam jednak, kim był ten ktoś. Wszystko mi jedno, mam to gdzieś. Ciągle siedziałam skulona w tej samej pozycji, ze spuszczoną głową, opierając ją na kolanach. I wtedy...

- Natalka! - krzyknął Eryk i w mgnieniu oka podbiegł do mnie

Serce zabiło mi mocniej, mimo to w żaden sposób nie zareagowałam.

- Boże Święty... - przyłożył dłonie do moich policzków i delikatnie uniósł mi głowę

Nie opierałam się. Niech robi, co chce.

- Ja ci to zrobiłem? - zapytał drżącym głosem, widząc moją twarz

Nie odpowiedziałam. Beznamiętnie spojrzałam mu w oczy. Dostrzegłam w nich niedowierzanie i... strach? A może to tylko moje wyobrażenie. I dopiero wtedy momentalnie ogarnęło mnie dziwne uczucie.

- Prze-przepraszam. - był spanikowany

Zabrał rękę z mojego lewego policzka i uniósł ją do góry. Chyba chciał mnie pogłaskać, ale ja...

Odskoczyłam.

Chwila, czemu to zrobiłam? Przecież nie chciał mnie już skrzywdzić.

Byłam zaskoczona własną reakcją, chyba nawet bardziej niż Eryk.

Dlaczego? Przecież już w porządku. Nie boję się go. Nie czuję już przed nim strachu. Wiem, że już nic mi nie grozi. Więc dlaczego nie potrafię wydusić z siebie ani słowa?

Jest tylko jedno wytłumaczenie: podświadomość. Ona pamięta krzywdę, jaką wyrządził mi Eryk. I dlatego nawet jeśli wiem, że on już nic mi nie zrobi, to moje ciało zareaguje inaczej.

Przez dłuższą chwilę Eryk patrzył się na mnie skołowany. Gdy się otrząsnął, zbliżył się do mnie, ponownie wyciągając dłoń w moim kierunku i jednocześnie mówiąc:

- Natuś... Już dob... - przerwał widząc moją reakcję

Gdy tylko położył swoją dłoń na mojej głowie, automatycznie zamknęłam oczy, z których zaczął mi płynąć strumień łez. Nie przypominało to płaczu. Nie miałam przyspieszonego oddechu, nie ściskało mnie w gardle jak zazwyczaj. Nie chciałam płakać, ale nie potrafiłam kontrolować potoku łez.

Eryk zabrał swoją rękę, a ja dopiero wtedy otworzyłam oczy. I szczerze? Mimo tego, co on mi zrobił, mimo łez, które przez niego wylałam, było mi go żal. Chyba po raz pierwszy, od kiedy go znałam, widziałam go w takiej rozsypce. Kompletnie nie wiedział, co ma zrobić. Przyglądał mi się wytrzeszczając oczy. Po chwili spuścił głowę, mocno przegryzając przy tym dolną wargę. Było mi go szkoda, to prawda. Żałował tego, co zrobił. Ponadto zdaje się, że nie był on do końca świadomy tego, co ze mną wtedy zrobił. Moja reakcja bardzo go zabolała. Na pewno czuł się okropnie, ale... Zasłużył na to.

Głośno westchnął.

- Nie płacz. - zabrzmiało to jak prośba - Nic ci nie zrobię, przysięgam. - zaczął mnie zapewniać - Chodź, przemyjesz twarz.

Chwilę na niego patrzyłam, po czym bardzo powoli wstałam. Przez kilkugodzinne siedzenie w bezruchu, strasznie zesztywniały mi nogi. Eryk widząc to, chciał mi pomóc, ale wyraźnie dałam mu do zrozumienia, że tego nie chcę. Nie narzucał się.

Skierowałam się piętro wyżej do łazienki. Szłam przodem, Eryk tuż za mną.

Spojrzałam w lustro. Wyglądałam okropnie. O wiele gorzej niż myślałam. Opuchlizna to nie wszystko. Delikatnie rozcięta dolna warga, na której zdążyła już zaschnąć krew, rozczochrane na wszystkie strony włosy, podkrążone i przekrwione oczy, wyschnięte już łzy, które pozostawiły jednak coś na rodzaj szlaczka i zupełny brak emocji na twarzy. Te elementy doskonale uzupełniały wizerunek chodzącego zombie.

Uprowadzona [NIEZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz