22

2.6K 181 15
                                    




Dawno tak dobrze nie spałam. Nie zostaje obudzona przez ryki mutów ani przez krzyki koczowników. Budzą mnie promienie słońca, które wpadają do niewielkiego pomieszczenia w jakim się znajduje. Leżę przyjemnie opatulona cienką kołdrą. Łóżko jest podwójne, więc mogę się wyciągać i rozwalać do woli. Po mojej prawej znajduje się lekko zniszczona komoda. Położone są na niej ciuchy jakie wczoraj dała mi Caty. Po za tym jakaś nadbita doniczka z usychającym kwiatkiem. Żyjąc tyle na zewnątrz jako koczownik nauczyłam się odróżniać już rośliny. Znam nazwy większości i wiem które mogą cie zabić, a które uratują życie. Choć po incydencie z bimakiem jednak nie jestem tego taka pewna. Dalej się uczę. O tej mogę powiedzieć że jest pustynną stokrotką. Rośnie rozłożyście. Wygląda jak stokrotka, tyle że nie jest biała. Jej kwiaty są mocno różowe. Wpadające w fiolet. Kolor prawie taki jak buraków. Jej liście nie są typowe. W zasadzie nie wiem czy mogę nazwać to liśćmi. To właśnie one sprawiają, że jest taka rozłożysta. Są intensywnie zielone i przypominają wyglądem strąki groszku. Nad komodą wiszą różne zdjęcia. Podarte połówki, zatarte, idealnie niewzruszone. Nie widzę dokładnie co przedstawiają. Są za małe. Na moje lewo w jasno-żółtej ścianie widnieją drzwi otoczone z dwóch stron półkami na książki. Pełno tu ich. W sumie cały dom jest bogaty w te przedmioty. Co się jednak dziwić, jeżeli Anya to jedna z niewielu medyczek w otoczeniu. Potrzebuje dużo wiedzy. Przede mną znajduje się ogromne okno. To nim wpada do pomieszczenia światło dnia. Uśmiecham się sama do siebie przypominając ostatni wieczór. Wyciągam swoje zaspane ciało w zamiarze rozciągnięcia się nieco. Chce się śmiać. Powoli wstaje. Leniwie. Pełna szczęścia. Kładę obydwie nogi na przyjemnym w dotyku dywanie. Lekko zniszczonym, lekko podartym, szorstkim. Mam ochotę tańczyć. Z lekkością obchodzę w koło łóżko i staje przy oknie. Uchylam je i zaciągam się świeżym powietrzem. Zamykam przy tym oczy, a kiedy je otwieram z zadowoleniem przyglądam się otoczeniu. Wschód słońca. Z tego pokoju świetnie widzę ogromne wzniesienie, które otacza miasteczko. Z niego tu przyszliśmy. Wschód? Skoro słońce jest na tyle wysoko, że wzniesienie już go nie zasłania to czy to jest wschód?! Trochę musiałam pospać. Nikt mnie jednak nie budził co oznacza, że to raczej nie problem. Powoli ruszam w kierunku komody. Chwytam za ciuchy Caty i zaczynam je ubierać. Przyglądam się w międzyczasie wcześniej wspomnianym zdjęciom. Na większości jest Anya. Jacyś obcy ludzie. Wszyscy się ściskają. Są ubrani w białe laboratoryjne szlafroki. Na innych są w zwykłych ciuchach. Zdjęć nie ma dużo. Kilka. Chyba najważniejszych, bądź najbliższych. Jakie tylko złapała i zdołała uciec. Szybko się ubieram. Wszystko pasuje dobrze. Zwykłe szare spodnie na gumce, czarna bluzka bez wzorów. Znoszona, ale przynajmniej wygodna. To najważniejsze. Skarpetki również nie są jakieś wyjątkowe. Czarne, zwykłe, miękkie. Buty podobne do moich, aczkolwiek nieco małe. Stópki Caty najwidoczniej są mniejsze. Chwytam za skórzaną kurtkę i wychodzę z pokoju. Powoli zaczynam się łapać, które drzwi prowadzą gdzie. Dom jest duży. To w sumie też mnie nie dziwi. Medyk musi mieć zapasową ilość pokoi dla chorych. Muszę dziś zobaczyć się z Len. Szybko dostaje się do kuchni, gdzie siedzą już Aspen i Holden. Obydwoje piją coś z białych kubków. W pokoju panuje milczenie. Nikogo oprócz nich nie ma.


-Hej gwiazdo.- rzuca krótko w moją stronę blondyn.


-Jak się czujesz?- pytam w odpowiedzi.


-Tak jak wyglądam.- mówi i uśmiecha się do mnie błogo. Jest lekko zaspany, ma rozczochrane włosy. Umyte. Po czym tak wnioskuje? Po tym, że również wyjaśniały. Podchodzę powoli do stołu i siadam obok Holdena, a naprzeciw pijącej coś w ciszy Aspen. Przede mną leżą jakieś kanapki. Jest na nich sałatka, pomidor, ogórek, cebulka i... szynka?! Szybko chwytam kilka i zaczynam wpychać je sobie do buzi. Powoduje to widoczne zniesmaczenie na twarzy Aspen. Ignoruję ją jednak. Jak zawsze.

SERUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz