2B/26

637 60 20
                                    


Nie czekaliśmy dwóch danych nam godzin. Adler zarządził natychmiastowe opuszczenie sterowni. Zostałam przymocowana do krzesła, które towarzyszyło mi w ostatnich chwilach spędzanych z Gregiem. Nikt nie miałby siły nieść mnie w kółko, a w w razie ataku jakichkolwiek bestii byłabym znów balastem. Znów mogłabym doprowadzić do tragedii. Łatwiej pcha się krzesło obrotowe, niż niesie pięćdziesiąt pięć kilogramów własnymi rękoma. Idziemy kolejnym z wielu korytarzy, przecinamy jakąś hale i tak w kółko. Oświetlają nas niebieskie lampy, bądź białe świetlówki. Czasem światła w ogóle nie ma. Adler idzie na przedzie razem z Coltonem, Nickolasem i Venus. Ta czwórka stała się szybko liderami naszej poszatkowanej drużyny. Maisha pomaga rannemu Holdenowi i Lenvie. Fred trzyma się blisko niej. Tylko ja i Kaya pozostajemy na szarym tyle. Ona mnie pcha, a ja badam czujnie wszystkie sylwetki, jakby każda miała mnie oszukać. Nabrałam dziwnego przeświadczenia, że wszyscy starają się mi zrobić krzywdę. W głowie błądzi mi mroczna myśl, że Adler mógł zjawić się wcześniej i oddać strzał, zanim było za późno. To absurdalne. Nie mogę się tego jednak wyzbyć. 

Ta część Golden Meadow jest inna od pozostałych. Wszystko wydaje się być zachowane w idealnym stanie. Smutnie opuszczone. Mam wrażenie, że nikt stąd nie uciekał, a miejsce zostało zaklęte. Śpi i czeka. Nie trafiamy na żadne zagrożenia. Nic złego tu na nas nie czeka. Idziemy pogrążeni w całkowitej ciszy. Zmęczeni, głodni, z głowami zwieszonymi, ze smutku.

-Stop!-ręka Adlera unosi się w górę.  Mój prowizoryczny wózek się zatrzymuje. Zapada jeszcze głębsze milczenie. Korytarz kończy się tuż przed nami kolosalnymi wrotami, wykonanymi z ciemno srebrnego metalu. Na ich środku jest namalowany zatarty symbol Golden Meadow. Złote wzgórze, we wnętrzu którego bucha czerwony ogień. Wyczekujemy rozkazów. 

-To tutaj.- głuchą cisze przerywa dźwięk ciężkich butów Freda, który bez zbędnych pytań wyrusza w stronę malutkiego panelu sterowania przy prawej krawędzi drzwi. Zbliża się do komputera i zaczyna stukać coś na jego klawiaturze. Kolejno rozkręca ją, otwiera wnętrze i grzebie między różnobarwnymi kolorkami. Jest w swoich ruchach szybki, zręczny. Jego drobne plecy napinają się.

Rozchodzimy się. Siadamy w różnych kątach i zajmujemy sobą. Kaya podjeżdża do srebrzystej ściany, wyłożonej zimnymi płytkami, całymi w śliskim, w jasno-szarnym nalocie. Zatrzymuje krzesło i siada tuż obok mnie. Obydwie milczymy. Odwracam głowę w pusty, mroczny korytarz i już widzę cienie czegoś, co może nas wkrótce osaczyć i zaatakować. Nie ma ich tak naprawdę. Wiem to. Tylko czemu dostrzegam ich przyszłe projekcje? Przecież zawsze w takich miejscach coś nas atakuje. Zwykle ginie jedna, dwie osoby. Kieruje spojrzenie na moich towarzyszy, którzy poszli w nasze ślady. Tylko Adler czuwa pilnie nad pracującym Fredem. Kto tym razem? Maisha? Schowałaby się pierwsza. Holden i Lenvie? Zawsze im się udawało. Adler? Mógłby się poświęcić dla wszystkich, to fakt. Nie zrobi tego jednak. Nie, gdy wizja wydostania się z tego piekła jest już na wyciągnięcie ręki. Colton? Zbyt silny. Tak samo Vee. Nick również nie dałby się łatwo złapać. Włosy stają mi dęba, gdy uświadamiam sobie, że najbardziej zagrożone jesteśmy my- ja i Kaya. Raz prawie umarła, ja prawie umieram średnio pięć razy na tydzień. Dobrze, że zbliżamy się do końca naszej podróży. Nie wiem ile jeszcze żyć mi pozostało. 

-Zależy ci na nim?- wzdrygam się i przyłapuje na tym, że zatrzymałam spojrzenie na muskularnej sylwetce Coltona. Nie patrzy. Czy już jesteśmy przeszłością? Nie rozmawialiśmy tyle czasu. To nie pierwszy raz. Wzdycham, gdyż myśli o tym są zbyt ciężkie. 

-Tak.- odpowiadam chłodno. Nie czuje, żeby było to teraz istotne. Nie chce o tym myśleć, tak jak on nie myśli o mnie. Teraz najważniejsza jest misja. To priorytet. Tylko, dla którego z nas?

SERUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz