2/22

1.5K 107 18
                                    


Mavis. Południe.


Zbliżamy się do kamiennych murów małego miasteczka. Wydaje mi się, że to stoi nad przepaścią. Nie widzę łączenia z drugim skalistym brzegiem. Lecz wcale nie to jest dziwne. Intryguje mnie coś innego. Spoglądam na moje lewo. Na północ od miasta widoczne są ruiny. Obejmują teren o wiele większy niż osada. Ciekawe co tam się stało? Niebo jaśnieje jak nigdy dotąd. Nie ma śladu obcej rasy, ani chmur. Widoczne są tylko ciemne plamki- ptaki. Słońce, białe obłoki i delikatny wiatr. Wszystko to współgra ze sobą idealnie. Tworzy przyjemny nastrój. Co go psuje? Moje samopoczucie. Wśród nas panuje cisza. Nikt niczego nie mówi. Nie słychać gruchania Holdena i Len. Uszczypliwych uwag Coltona w tym temacie. Mojego śmiechu z tego wszystkiego. Niczego. Każdy z nas jest obarczony brzemieniem straty, bądź obowiązku. Zbyt ciężkiego obowiązku. To mówiąc oglądam się za siebie, by dostrzec w pół przytomną Caty. Jej rana nie krwawi, ale dziewczyna jest wycieńczona. Potrzebuje odpoczynku, jedzenia, miejsca, gdzie ciało może się zregenerować. Nie możemy jej tak ciągle ciągnąć.. do nicości. To miejsce przed nami to ostatnia nadzieja. Widzę już jak na murach pojawiają się uzbrojeni strażnicy. Moje serce ogarnia ulga. Poczucie bezpieczeństwa. To coś czego dawno nie czułam. Nie zniszczyli wszystkiego. Patrzę na bramę, która wydaje się naprawdę ciężka. Nie podnosi się póki co. Dystans się zmniejsza, a ja czuje się coraz bardziej bezpieczna. Otumaniona wydarzeniami ostatnich godzin tego najbardziej potrzebuje. Schronienia. Ucieczki. Stoimy w odległości 10 metrów od ogromnej mosiężnej bramy, w smolistym kolorze. Dalej zamknięta. Zaczynam się zastanawiać o co chodzi? Za ciężka? Może jest inne wejście. Strażnicy milczą przyglądając się nam tylko nieufnie. Jakbyśmy mieli wysadzić miasto w powietrze.



-Co się dzieje?- pytam w końcu zdezorientowana.



-Nie mam pojęcia.- odpowiada mi zainteresowana sytuacją Anya. Ona też nie wie, czemu brama się nie podnosi. Czemu wszyscy patrzą na nas jakby mieli nas zaraz wystrzelać. Przyglądam się postaciom, które są uzbrojone po uszy. Sięgam paska. Jestem gotowa. Tylko wiem dobrze, że nie przeżyje, by wycelować. Przecież jesteśmy ludźmi. Od kiedy panuje selekcja?



-Kim jesteście?- pyta w końcu stojący na środku muru, tuż nad bramą, mężczyzna. Nie widzę go dokładnie, ale wiem, że jest bardzo wysoki i szczupły. Nic więcej nie mogę o nim powiedzieć, bo jest zbyt wysoko. Na tyle nisko jednak, bym usłyszała co mówi.



-Koczownikami! Szukamy schronienia. Mamy poważnie ranną i dziecko!- odpowiada krzykiem Gregor. Jego męski głos jest bardzo głośny, głęboki, a jednak tak kojący. Widzę jak mężczyzna na murze nachyla się do jednego ze stojących obok strażników. Ten, szepcze mu coś na ucho.



-Allemania jest przepełniona. Niestety nie możemy was wpuścić. Nie wiemy po za tym, czy nie jesteście... Nimi.- po tych słowach na naszych twarzach maluje się zdumienie. Kim są...''nimi''? Wszystko pryska, a ja czuje się jak gość, którego nikt nie lubi i nie chce wpuścić do środka. Wyrzutek, który stoi odsłonięty dla każdego rodzaju niebezpieczeństwa. Patrzę tępo na czarną postać. Na wyższą postać. 



-Nimi!?


SERUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz