-Znowu spotykamy się w tym samym punkcie... co zrobimy dalej?- pyta znudzony Holden. Jesteśmy zamknięci w niewielkim pokoju, który zapewne należy do dzieci małżeństwa. Znajdują się w nim trzy duże łóżka, poprzykrywane owczą skórą. Regały na książki, zabawki dla małego dziecka, broń i drewniane figurki. Okno jest zasłonięte dębową zasuwą. W pokoju panowałaby całkowita ciemność, gdyby nie dwie świece ustawione na miedzianych stojakach w przeciwległych kątach pomieszczenia. Wszyscy zjedliśmy, wypiliśmy i porozmawialiśmy. Jesteśmy bardzo zmęczeni, ale.. trzeba pewne kwestie rozjaśnić. Co zrobimy jutro? W końcu czas naszego bezpiecznego przystanku skończy się jutro...
-Baton Rouge upadło. Było w zasadzie na naszej drodze..- zaczyna Anya i patrzy po twarzach, które odbijają pomarańczowe światło ognia. Wszystkie tak samo zmęczone, zrezygnowane i bez najmniejszego pomysłu co ze sobą zrobić. Patrzymy tępo to na siebie to w podłogę.- Skoro jednak wiemy co tam zastaniemy... Nie ma sensu iść...
-Może zróbmy tak jak mówiła Gwen...- wtrąca rozsądnym głosem Will. Skupia na sobie całą uwagę. Jego jasne włosy w takim świetle ciemnieją. 20 lat? Wygląda jakby tyle miał, ale 20 lat temu.- Znajdźmy bezpieczne miejsce dla nas. Wygodne miejsce. Blisko wody, pól i lasu. Możemy znaleźć zwierzęta, wyhodować jakieś nasiona, wznieść dom, załóżmy rodziny.. może nasze domostwa będą zaczątkiem nowej osady..
-To jest utopijne marzenie, Will.- piękną opowieść o pięknym życiu przerywa realistycznie mówiąca Anya. Kobieta przemawia łagodnym, pełnym skupienia tonem. Z szacunkiem konstruktywnie obala wypowiedź jasnowłosego.- Chcesz założyć rodzinę teraz? Urodzi ci się dziecko, które będzie każdego dnia musiało walczyć o przetrwanie. Co jeżeli przegra? Nie zniósł byś tego. Uwierz mi. Dom? Osada? Znajdą nas i zbombardują. Zniszczą wszystko co mamy. Zabiją nas i tak...
-Ale przynajmniej zaznamy odrobiny życia.. normalnego życia..
-William... od dawna takie życie nie istnieje.
-Zostańmy tu.- mówi nagle Len. Ona znowu z tym swoim pomysłem. Uparcie chce zostać gdzieś i się osiedlić. Ona nie chce koczować. Już ma dość. Ponownie... ma wszystko czego chciała. Ma Holdena. Codzienne ryzyko utraty go. To nie jest na pewno nic przyjemnego.
-Len, mamy tylko jedną noc. Rano musimy wyruszyć. Jak chcesz tu zostać?
-Uratowałaś im dziecko! Sądzę, że jeżeli ich o to poprosisz zgodzą się.
-Nowy Orlean?- rzuca w końcu Colton, który całą naszą rozmowę siedział cicho. Cały blady. Nieobecny. Co się z nim dzieje?! Od jakiegoś czasu jest dziwnie... spłoszony, ale dziś pokazuje to bez specjalnych oporów.
-A to jest jeszcze śmieszniejsze...- kwituje Lenvy.- Chcesz iść do wyimaginowanego miasta? Nowy Orlean to teraz upadłe miasto i prawdopodobnie wylęgarnia mutów. To jest strata czasu i samobójstwo, czyli w tej chwili dwie najmniej potrzebne nam rzeczy.
CZYTASZ
SERUM
Science FictionTRYLOGIA. Osiągnęliśmy szczyt. Ona wynalazła lek na wszystko. Serum miało mutować nasze komórki i udoskonalać je. Mieliśmy zyskać kontrole nad całym potencjałem naszego mózgu. Mieliśmy być niepokonani. Natura nie mogła pozwolić, by jeden gatunek tak...