2B/19

606 64 5
                                    


-Adler to dobry człowiek, mimo wszystkich swoich wad.- mówi idący obok mnie Alex. Skręcamy w prawo. 

-Nie dał nam żadnego przeszkolenia. Mógł to zrobić. Nawet, jeżeli czasu nie było zbyt wiele.

-To mężczyzna o całkowicie innych przekonaniach. Jego logika jest dość skomplikowana. Ufam mu, mimo wszystko. Nie chce nas skrzywdzić, a śmierć Roba i Iss, była dla niego naprawdę druzgocąca.

-Nie wyglądał na zdruzgotanego. Może nieco poruszonego. Ty za to na pewno pokazałeś, że byli dla ciebie ważni.

-Nie jest wylewny.- kolejny skręt w prawo. Dotykam wilgotnych ścian, roślinność zniknęła. Ogarnia mnie cień niepokoju, który szybko zostaje rozproszony kaszlem Rose. Widzę po minie Kayi, że denerwuje ją zachowanie czarnoskórej. Stajemy przy rozwidleniu.

-Prawo.- mówi Alex i bez zastanowienia skręca.

-Ciągle prawo i prawo.- mówię uśmiechając się delikatnie. Chłopak odwzajemnia gest.

-Lubie prawo. Lewo kojarzy mi się negatywnie.

-Ile już tu jesteśmy?- pytam wzdychając ciężko. Ściany wydają się ciągle takie same, niezmienne. Czy my stąd kiedyś wyjdziemy?

-W sensie w labiryncie, czy w tym konkretnym korytarzu?- uśmiecham się na te słowa do jasnowłosego.

-To miejsce wydaje się gubić nas nie tylko w przestrzeni, ale również w czasie.- znów gdzieś za mną rozbrzmiewa kaszel Rose. Faktycznie zrobiło się zimniej. Przeziębiła się?- Zastanawia mnie co z resztą.- kontynuuje. Sharpe jedynie mierzy mnie swoim ciepłym spojrzeniem.

-Przeżyją. Colton jest z Adlerem. Nie martw się o niego.

-Chodzi mi o ogół, nie tylko o Coltona...

-Jasne.- odpowiada chłopak ironizując.- Podzielili się na silne grupy. Martwiłbym się tylko o ciebie i Kaye, jeżeli nie dołączyłybyście do nas . 

-Słyszę to bałwanie.- mówi kąśliwie ciemnowłosa, idąc kawałek za nami.

-Nie podsłuchuj, Kay.- odszczekuje się jej generał. Bo teraz jest pierwszym generałem.

-Ciężko nie słuchać, jak się słyszy brednie.- Alex jedynie złośliwie naśladuje Kaye, co zakańcza ich wymianę zdań. Uśmiecham się do niego przygaszona. 

-Nie martw się. Colton to kawał chłopa. Da sobie radę.- milkniemy. Kolejne rozwidlenie- idziemy prosto.- To piękne, jak się o niego martwisz, jak go kochasz. To taka czysta miłość. Młoda i niewinna. - pochmurnieje. Ile on ma lat, by tak mówić? Ile zakochań przeżył, by tak to opisywać?

-Gdzie teraz?- syczy za nami Nickolas. Czysta miłość? To czemu w mojej głowie pojawiają się ciągle dwie twarze, a nie jedna, należąca do Coltona? Sama się w sobie topię. Już za niedługo spotkam dno.

-Do przodu?- odpowiada zdumiony, pytaniem jasnowłosego, Alex. Znów zapada cisza.

-Nic nie wiem o takiej miłości. Ty na pewno znasz ją lepiej.- mówię choć nie powinnam. Słyszę nawet, jak ktoś za mną, zapewne Rose, bierze głośny wdech. Nie patrzę na niego, ale wiem, że Alex właśnie teraz bada moją twarz. Nieprzerwana cisza robi się niezręczna.

-Tak, masz racje.- mówi wreszcie, gdy wchodzimy do ciemnego, zabudowanego tunelu. Znów jakieś ''podprzejście''. - Zrobimy chwile przerwy, co?- wszyscy z ulgą kiwają głowami. Kaya oddala się od nas by monitorować drogę, którą przyszliśmy. Nickolas siada z Rose i zaczynają cicho coś omawiać. Dziewczyna wyjmuje ze swojego plecaka kawałek chleba i częstuje jasnowłosego, który obdarza ją słodkim uśmiechem. Alex kieruje się w głąb przeciwległego, do Kayi, punktu tunelu. Ruszam w jego ślad. Zatrzymujemy się i patrzymy w mrok długiego korytarza. Słychać jedynie odległe krzyki, które dalej mrożą nam krew w żyłach.

-Opowiesz mi o niej?- pytam z prawdziwie żywym zainteresowaniem. Chłopak chwile milczy. Widać, że przywoływanie o niej wspomnień, jest dla niego bolesne. Mam poczucie, że powinnam się wycofać i zostawić go w samotności. Zjeść coś, zająć się sobą.

-Miała na imię Diana. Była do ciebie całkiem podobna.- Słyszę tę ciężką gulę, która zawiązuje się w jego gardle.- Naprawdę, była aniołem. Czuła, kochająca, słodka, inteligentna i wyrozumiała.- znów milknie. W moją twarz uderza dziwnie mroźny powiew jakiegoś gazu. Nie niepokoi mnie to jednak. Labirynt jest miejscami ciepły, miejscami mroźny, a miejscami bardzo wietrzny.- Gdy kochasz kogoś do granic, wiesz to na pewno. Ja wiedziałem, że to ona. Już nie jest mi tak ciężko, bo wiem że wkrótce ją spotkam.- mówi uśmiechając się czule, choć w jego oku tli się szklana łza. Krzywię się i marszczę brwi.

-Nie mów tak.- kładę moją dłoń na jego ciepłym torsie. Patrzę w jego smutne oczy i radosną twarz. Wielu z nas często stara się pozbyć bólu, żalu, bo nie można rozpaczać całe życie. On to właśnie robi. Cofa wszystkie negatywne uczucia do środka, zamyka się w skorupie. Nie odbył właściwie żałoby. Nie pozwolono mu. Pojawiły się inne sprawy, rozpraszacze. Cierpienie nigdy nie uleciało. Zbyt duża kumulacja uczuć, to jak kumulacja powietrza w balonie, serce finalnie pęka.

-Zgłosiłem się tu, by za kogoś oddać życie. Chciałem kogoś uratować, bo sam nie mam już nic do stracenia. Nie zależy mi na ziemi, na szczęściu, na dobrobycie, niepodległości. Zależało mi na niej, a skoro jej już nie ma, nie ma również mnie. Wszyscy to doskonale wiedzą. Adler, Dupree, Gooddall. Jestem dodatkowym życiem, dla kogoś z was i nie przeszkadza mi to.

-To nieprawda! Jak możesz tak mówić?!- mówię z oburzeniem, co zwraca uwagę moich towarzyszy, zwłaszcza Kayi. Alex odwraca się do mnie przodem. Stoimy twarzą w twarz.

-To prawda, Mav. Tutaj już nic nie ma znaczenia. Nie chce cie dołować, ale wydaje mi się, że tej wojny nie damy rady wygrać. Rakieta uderzy w ich matkę i tylko rozwścieczy inne statki, które znów nas zmiotą, tylko tym razem na dobre. To już się zaczęło. Dali nam założyć miasta, a ostatnio ponad połowa z nich zamieniła się w proch. Ona dawała mi nadzieje. Wiem teraz, że co fakt nadzieja ta była fałszywa, ale żyłem dla niej z nadzieją. Teraz? Żyje bez nadziei i dla nikogo. Takie życie, to już nie życie.

-Żyjesz dla nas. Jesteś nam potrzebny.- uśmiecham się, choć i mnie rozczuliło to, co powiedział. Po moim policzku zaczyna spływać pierwsza słona łza. Nie mogę przeżywać jego słów bardziej niż on sam. Pokazuje, że mnie to osłabiło. Teraz potrzebna mi jest siła, którą przeleje na Alexa.

-Musisz być zmęczona, skoro płaczesz z takich powodów.- to mówiąc, blondyn obciera mi policzek. Prycham na te słowa i sama zaczynam się wycierać z łez. Chowam głowę w rękawach i przez przypadek spoglądam w stronę Nicka i Rose. Obydwoje wydają się być zaniepokojeni. Dziewczyna dalej cicho kasła.

-Gdy to wszystko się skończy, obiecuje, znajdę dla ciebie nową nadzieje.- szepczę radośnie, na co chłopak parska śmiechem. Jestem dumna z tego infantylnego zdania. Gładzę go po ramieniu i odwracam się z zamiarem odejścia, gdy ten chwyta mnie za dłoń i przyciąga do siebie. Stoimy teraz ramię w ramię. On patrzy za mnie, a ja za niego. Chłopak pochyla głowę w moją stronę, dalej trzymając mnie za nadgarstek i zaczyna szeptać.

-Diana była ciężko chora. Dupree miał możliwość uratowania jej, ale postanowił zadziałać inaczej, bo mu na tym nie zależało. Mogła żyć, ale to on zadecydował, że umarła. To jego wina. Tak samo jest z Kayą i tak samo jest dzisiaj. Mógł wybrać lepszych żołnierzy, gdyby zależało mu na ratowaniu ludzkości. Wybrał nas i skutkiem jego wyboru będzie nasza śmierć.- po tych słowach blondyn puszcza moją dłoń. Błyskawicznie odwracam głowę w jego stronę. W moich oczach maluje się przerażenie, szok. Przyglądam się pustemu wyrazowi twarzy, jaki ten prezentuje. Patrzy tępo w dal, jakby faktycznie już od dawna nie żył. Odkręcam szybko głowę, gdy ponownie do moich uszu dochodzi donośny kaszel.

-Wszyscy...- to ostatnie, co słyszę, gdyż ruszam w kierunku reszty. Całkiem spięta i zdezorientowana przykucam obok uśmiechniętej Rose.


KOLEJNY BĘDZIE DŁUŻSZY! CHYBA XD 
SERDECZNIE WAS POZDRAWIAM I UWIELBIAM Z GŁĘBI SERDUSZKA <3

SERUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz