2B/8

856 74 12
                                    


    

Wreszcie w całej windzie rozbrzmiewa dźwięk, oznaczający dotarcie do celu. Metalowa puszka zatrzymuje się, lecz prawie w ogóle tego nie czuć. Każde z nas podrywa się na równe nogi. Sięgam paska. Czuwam. Gdy drzwi się rozsuną może wydarzyć się wszystko.


-Trzymajcie się razem.- nakazuje w jednej sekundzie Adler. Ustawiam się tuż obok Coltona, który obejmuje mnie czule. Czekam. Drzwi powoli się otwierają, a mnie uderza dziwny zapach starego papieru i...


-O fuj..- mówi cicho Vee i chwyta się za niewielki, zgrabny nosek. Wielu z nas zbiera się na wymioty. Do windy wpada jeden, wielki fetor. Ciężko go pomylić z czymkolwiek innym, gdy tak często się to wdychało. Śmierć. Korytarz, który się przed nami rozciąga jest usłany szczątkami, ludzkimi. To tylko kości, w zasadzie proch. ''Mięsa'' już dawno nie ma. Mnóstwo robactwa. Pająki, karaluchy, muchy, które dokuczliwie zaczynają latać nam wkoło głów i żuki. Jest tego od pierona. Zapach nie miał gdzie ulecieć, więc przywarł do tego miejsca.


-Dziwne..- mówi wreszcie Adler. Wychodzi jako pierwszy z pistoletem wycelowanym w koniec tunelu. Korytarz jest stosunkowo długi, oświetlony białymi świetlówkami. Niektóre już dawno nie działają, inne dalej dzielnie spełniają swoją role. Wszystko jest takie nowoczesne, ale równocześnie tak stare, zapuszczone. Wychodzę z winy i stąpam na miękkim podłożu. Przyglądam się dywanowi szkieletów. Prochom, które są wszędzie rozsypane. W kątach, przy suficie, w majestatyczny sposób, pająki utkały już ogromne sieci. Robactwo wydrążyło sobie w ścianach otworki, gdzie teraz spiesznie ucieka się schować. Niepewnie ruszam za Richem. Patrząc na niego dalej mam w głowie te słowa. Kochał ją. W jaki sposób? Kim dla siebie byli? Tata wiedział? Nie wiem, co mam myśleć i jak go traktować. Nie wiem nic, a czuje się dziwnie nieswoja myśląc o opcji zapytania go. Ah, gdyby tylko była tu Anya.  Wchodzimy do okrągłego holu. Trzy pary drzwi i schody w dół. Drzwi zaczynają się od lewej. Stopnie prowadzące niżej są osadzone całkowicie na nasze prawo. Hol nie jest duży, w przeciwieństwie do swojego poprzednika, który był bardzo szeroki.


-Jeff, Nick i Cole pierwsze. Vee, Mav i Len drugie. Alex, Cooper i Rob trzecie. Maisha zajmij się Iss. Sue pomóż jej. Ellie, Greg i Ines za mną. Reszta czuwa. Musimy znaleźć jakieś miejsce dla Isabell.


-Nic mi nie jest.- mówi kąśliwie ranna kanadyjka. Mówię tak na nią, choć nie wiem tak naprawdę skąd ta pochodzi.


-Ścisz głośność o pół tonu.- rzuca jej od niechcenia Kaya. Dalsza wymiana zdań szczęśliwie nie następuje, choć obydwie z pań patrzą na siebie wyzywająco. Wszyscy robimy tak, jak nakazuje nam dowódca. Pierwsza w stronę naszych drzwi rusza Vee, pewna siebie, płomiennowłosa, na nic się nie ogląda. Zaraz za nią idę ja. Wchodząc przelotnie patrzę na moje lewo i dostrzegam Coltona. Chłopak wchodzi pierwszy. Nie patrząc na mnie niknie za futryną stalowych wrót. Wymienia go inna postać. Oczywiście, jak łatwo się domyślić ostatnimi czasy, jest to Nickolas Reeduis. Jego zalotny uśmiech doprowadza mnie do białej gorączki. Ze zniesmaczoną miną, szybkim krokiem, znikam za drzwiami. Pomieszczenie nie różni się specjalnie stylem od poprzednich. Wszystko ma odcień brudnego metalu. Czuje chłód. Widzę mnóstwo stołów w kolorze zimnego srebra. Białe regały wypełnione po brzegi protokołami i notatkami. Niektóre zleciały na zakurzoną podłogę. Pomieszczenie oświetla słabe, białe światło, przez to tworzy się groźny półcień. Nie dostrzegam innych wyjść, ani przejść. Nie widzę żadnych wynalazków, klatek. Ogółem nie odczuwam niebezpieczeństwa. Ten pokój bardzo mocno przypomina mi wnętrze M.B. Labs. Jednak wiem, że to tylko pozorne wrażenie. Ważne jest to, co znajduje się głębiej, a głębiej, jak już dobrze wiem, nie znajduje się nic dobrego. 

SERUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz