2/34

1.1K 87 42
                                    



Odseparowali nas. Cytadela została wywrócona do góry nogami. Nikt nie ma prawa wstępu, ani nikt nie może stąd uciec. Szukają klonów. Wykonują próby. Boją się. Teraz nie wiemy nic. Co jeżeli oni wiedzą o Podziemiu? Czemu nie atakują? Co jeżeli biegnie do nich ich zwiadowca? Co jeżeli udało nam się chwilowo uchronić sytuację? Jeżeli jeden się dostał... dostanie się więcej. Są jak robactwo, które przepełźnie przez najmniejszy otwór. Są plagą, której nie sposób powstrzymać. Stoję oparta o barierkę swojego niewielkiego balkonu i obserwuje horyzont, na którym niknie słońce. To ostatnio moje ulubione miejsce. Wolne, a jednak wystawione na pierwszy atak. Pomarańczowe promienie oblewają moją twarz, niczym strumienie wody. Wzdycham ciężko i zaciągam się świeżym powietrzem. Zimno. Niebo wydaje się takie spokojne, puste. Jesień. Cisza. W dole widać tysiące małych, ciemnych ciał. Są mimo wszystko tak daleko, że wcale nie słyszę ich ryków, sapania, ich ciężkich oddechów. Zagryzają się i rozmnażają. Ponownie podnoszę wzrok w górę. Nie chce i nie mogę patrzeć w dolinę. Muszę przyglądać się złocistemu niebu, bo tylko ono niesie ze sobą nadzieje, że nasz upadek, kiedyś przejdzie do chwalebnej historii o ludziach, którzy powstali z popiołów. To jednak tak katastrofalnie nierealne. Delikatnie podskakuje, gdy za plecami rozbrzmiewa kilka cichych stuknięć o szybę. Odwracam się, by dostrzec jasną twarz blondyna, który przygląda mi się z troską. Odwracam smutny wzrok ponownie w kierunku bezkresnych wzniesień.



-Można?



-Co ty tu robisz, Holden? Nie ma kwarantanny?



-Sprawdzili wszystkich. Przesłuchują złapanego klona, ale.. mówi mało. Miałem ci powiedzieć, że już jesteś wolna.



-Gdzie Len?



-U siebie. Zaraz do niej dołączę.



-Rozumiem.- mówię przekręcając pożegnalnie głowę w stronę chłopaka. Chłodny wiatr szczypie moje policzki. To już ta pora roku. Dobrze, że jesteśmy tu. Zima byłaby ciężka. –Dzięki za informację.- macham na niego ręką i znów mimowolnie spuszczam wzrok w dolinę śmierci. Po moich plecach biegnie nieprzyjemny, mrożący dreszcz. Przełykam ciężko ślinę, bo wydaje mi się, że wypadam. Lecę prosto do ich paszcz. Rozwartych, gotowych by wydrzeć z ciebie wszystko.



-Czemu ja nie mam takiego balkonu?- pyta z udawanym wyrzutem wyrastający obok mnie blondyn. Uśmiecham się do niego zmęczona.



-Bo ja jestem tą fajniejszą.



-Masz ulgi, bo jesteś z Brice'ów, a nie bo jesteś fajniejsza. Nikt nie jest fajniejszy niż ja.- prycham na słowa chłopaka. Uśmiech znika z mojej twarzy, ale dalej jest to twarz pogodna. Znów zaczynam obiegać wzrokiem bezkresny krajobraz pagórków i równin, które wymieniają i przeplatają się między sobą niczym warkocz. Zagapiam się na widok długich wstęg rzek i ogromnych połaci lasów. To wszystko jest takie dalekie, ale istnieje. Jest metaforą nadziei. Przed nami jednak do pokonania jedna mała przeszkoda.

SERUMWhere stories live. Discover now