2/1

2K 173 9
                                    


    

Ciemność. Już się do niej przyzwyczaiłam. Tylko tyle widzę od momentu, kiedy wagonik się zatrzymał. Nie wiem czemu. Po prostu zgasł. Nie potrafiliśmy go uruchomić. Zabraliśmy co było potrzebne i ruszyliśmy pieszo. Nie umiem określić ile czasu minęło. Ta jednostka przestała dla mnie istnieć. Jedzenie skończyło się dawno temu. Woda również powoli znika. Nie wiem jak uda nam się to przetrwać. W tunelach na całe szczęście zalęgły się szczury i nietoperze. Stanowią nasz obecny jadłospis. Smakują jak nicość. Nie przeszkadza mi to jednak. Już dawno przestałam jeść dla smaku. My? Nie rozmawiamy od tylu dni, że wydaje się jakbyśmy byli martwymi duszami maszerującymi w nicość. Kiedy się stąd wydostaniemy? Być może tu zginiemy. Ta opcja błądzi w moim umyśle od dobrych kilku tygodni. Idę już od własnych siłach, choć w pierwszych miesiącach było to trudne. Spowalniałam nas okropnie. Częste postoje zabrały nam przynajmniej pół miesiąca. Nasze kroki to jedyny dźwięk jaki słyszę. Zakłócają go tylko szczury. Nietoperze są nadzwyczaj ciche. To mnie przeraża. Jak daleko jeszcze?


-Wszystkiego najlepszego, Mavis.- słyszę spokojny męski głos za uchem. Jest bardzo cichy, ale po co ma być głośny skoro w takim miejscu jak to słychać każdy szept? Zmieszana oglądam się na cień, który wyraźnie odznacza się na tle reszty ciemności.


-Z jakiej to okazji, Holden?- pytam zdumiona. Nie widzę jego twarzy, choć jest tuż przede mną. Dostrzegam tylko łączące się ciemniejsze i jaśniejsze odcienie czerni. To tak jakbym straciła wzrok. Najważniejszy zmysł. Najważniejszy w takich czasach jak te. 


-No, a jakiej? 18 lat staruszko!- mówi i sama nie wiem kiedy, ale mnie przytula. Przyjemne uczucie ciepła spowija moje ciało. Uśmiecham się i odwzajemniam uśmiech chłopka. Brakowało mi tego. 


-Skąd wiesz, że to dziś? To już maj?


-Strzelam... – mówi i zaciska swoje ręce mocniej czym przyprawia mnie o lekkie duszności.


-Chcieliśmy ci zrobić prezent..- mówi bardzo cicho Len.- Ale niestety..


-Dziękuje za pamięć.- przerywam szybko dziewczynie. Prezent tu? Patyk byłby dla mnie obecnie prezentem. W mojej głowie pojawia się myśl... Ile bym dała, żeby słońce jeszcze raz musnęło moją twarz. Rozświetliło tą ciemność. Rozświetliło mnie. Człowiek uświadamia sobie o tak błahych, pozornie należnych nam rzeczach, w momencie kiedy to niknie. I wydawać by się mogło bezpowrotnie.


-Mavis...- kojący, męski głos za moimi plecami przyprawia mnie o dreszcze. Czyjeś ciepłe ręce spowijają mnie w przyjemnym uścisku. Dawno tego nie czułam- motyle w brzuchu. Tylko jedna osoba mogła tak na mnie wpłynąć. Uśmiecham się, choć przez sekundę nie wiem czy to stosowne. 


-To my... pójdziemy.. tam..- mówi niepewnie Holden i widocznie zaczyna odchodzić. Len robi to samo. Założę się, że ma teraz ten swój głupkowaty uśmiech. Ich kroki dają nam do zrozumienia, że powoli zostajemy w tyle. Sami.


-Cole..


-Zdrowia..- mówi i delikatnie muska moje ramię opuszkami swoich palców. Po moim ciele biegnie fala dreszczy. Odwraca mnie przodem do siebie. Był ciągle obok, a czuje jakby dopiero co wrócił.- Rozumu..- składa na moim czole delikatny pocałunek, który nie trwa długo ale paraliżuje moje ciało. Rozwesela mnie. W końcu odrywa mój umysł od tego wszystkiego. Od tej ciemności... – Siły..- jego ręce powoli składają się z moimi w miłosnym uchwycie.-.. no i najważniejsze.. mnie.- po tych słowach moje usta zostają połączone z jego. Powoli, delikatnie. Robi mi się gorąco, kiedy puszcza moje ręce by wpleść je we włosy. Ich poziom splątania utrudnia mu ruchy, ale cóż mogę zrobić? Nie mam ze sobą przenośnego zestawu ''fryzury na każdą okazje''. Nieśmiało kładę swoje dłonie na jego torsie. Zaciskam sztywny podkoszulek i lekko kruszę przylegające do niego błoto. Oddaje pocałunek. Mój umysł odlatuje całkowicie, kiedy jedna dłoń przenosi się na moją talię i przyciąga mnie do ciała chłopaka. Jego broda mnie lekko łaskocze. Tak dawno nie było go przy mnie. Zgubił się gdzieś w tej ciemności. Czekałam na niego sama nie robiąc żadnego kroku. Bałam się. Wszystko się zmieniło. Teraz znów wrócił. Teraz znów jestem szczęśliwa, a cała ta ciemność odpływa. Zostaje z wolna rozproszona. Nareszcie.


-Mavis! - słyszę nagle krzyk Len, który wprawia mnie w uczucie niepokoju. Otwieram błyskawicznie oczy i odrywam się od chłopaka przerażona. Chce się schować. Tylko nie mam gdzie. Zaczynam szybciej oddychać. Nic nie widzę. Jak mam walczyć?


-Colton!- tym razem to Holden. Ich krzyki są przepełnione czymś... sama nie wiem czym. Mieszają się w nich strach i coś czego nie potrafię określić. Przerażają mnie. Zaczynam się trząść. Załamujące się głosy, które nas nawołują nie zdają się zbliżać. Tak jakby utknęły w jakimś miejscu. Dłoń Coltona chwyta mój nadgarstek i ciągnie mnie w kierunku naszych towarzyszy. Nie jest to już czuły, delikatny uścisk. To uścisk, który mogłabym porównać do uścisku Bena. Brutalny i pospieszny. Znów ogarnia mnie uczucie ciężaru. Korytarz skręca tuż przed nami. Coś mi nie pasuje. Coś się zmienia. Wydaje mi się czy..? Moje serce przyspiesza. Czy to możliwe? Odwracam się za siebie, by dokonać porównania. Moje nogi same przyspieszają, gdy dochodzi do mnie fakt iż korytarz przed nami... jaśnieje.


-Cole...


-Wiem..- chłopak puszcza moją dłoń i zaczyna truchtać. Robię to samo. Wstrząsy powodowane truchtem nie są przyjemne, ale życie nie składa się tylko z przyjemności. W zasadzie... lekka niedogodność w obliczu tego co zaraz mam nadzieje zobaczyć jest niczym. Mijamy zakręt i stajemy w osłupieniu widząc dwie czarne sylwetki na końcu niedługiego korytarza. Len i Holden. Są czarnymi cieniami na tle... jasności. Zasłaniam sobie oczy ręką, gdyż nie jestem przyzwyczajona do tak intensywnego światła. Światła dnia. Tunel się kończy. Powoli zaczynam się zbliżać do stojących przed nami brunetki i blondyna. Światło mnie oślepia. Wiem jednak, że to minie. Za niedługo się przyzwyczaję. Kiedy pierwsza fala świeżego powietrza uderza moją twarz, gwałtownie biorę jego ogromny haust. Uśmiecham się mimo woli, a po moich policzkach zaczynają lecieć łzy. Sama nawet nie wiem kiedy. Moje zmysły się budzą. Zaczynają ponownie działać. Słyszę śpiew ptaków wysoko nade mną. Nie potrafię jeszcze ocenić otoczenia, ale to kwestia czasu. Zaczynam szybko oddychać jakbym chciała wykorzystać całe udostępnione powietrze. Jakbym zaraz miała wrócić do tunelu.


-Wydostaliśmy się!- piszczy radośnie Len i przytula mocno Holdena, który stoi jak wryty. Powoli zaczynam analizować otoczenie. Tunel, którym wyszliśmy jest... przerwany. Widzę jego drugą część jakieś 30 metrów przed nami. Spoglądam w górę i dochodzę do wniosku, że stoimy w zboczu.. w zboczu krateru. W wielkiej dziurze, którą coś stworzyło, zapewne wybuchem. Wydostaliśmy się dzięki temu, że coś zrzuciło tu bombę. Co mogło? Wydostali nas. O ironio. Uratowali swojego wroga. I to ma być ta wyższej inteligencji rasa? Błyskawicznie dotykam kieszeni swoich spodni. Kiedy moja dłoń styka się z metalową tubką, uspokajam się. Wysoko nad nami jest powierzchnia. Wysoko nad nami jest niebo. Wysoko nad nami są ptaki, które lecą spokojnie w jakimś kierunku. Musimy się tam wdrapać. Zbocze jest skośne, niestrome. Wyjdziemy. Krater jest głęboki na 30-40 metrów. Wkoło nas jest pełno mułu. Łatwo będzie się w nim zagrzebać. Stabilnie wyjść na górę. Chcę robić krok w przód. Dotknąć stopą zimnego błota, którego większość się brzydzi. Poczuć coś więcej niż metal. Ktoś łapie mnie za ramię. Odwracam się w stronę Coltona. Jego ciemne włosy są poszarzałe od popiołu. Jest bardzo brudny. Twarz umazana zaschłą krwią, czymś czarnym. Ciuchy straciły kolor. Są całe czarne, dziurawe i sztywne co wyczułam już podczas pocałunku. Włosy dłuższe niż powinny. Mogłabym mu zrobić kucyka. Odejmuje mu to wiele uroku. Zarost zasłonił jego malinowe usta. Najpiękniejsze usta jakie widziałam. Jedyne co dalej przypomina Coltona, to jego czekoladowe oczy. Oczy idealnie brązowe. Oczy, które teraz szczęśliwie świecą. Nie wiem niestety czy światłem odbitym, czy swoim własnym....


-Wszystkiego najlepszego, Mavis... 




Witam wszystkich w nowej części ^^  Mam nadzieje, że wstępny rozdział wam się podobał. Akcja ruszy błyskawicznie, bo w końcu sytuacja się zaognia. Przepraszam za ewentualne błędy, lub wyrazy które są nieoddzielone. Nie wiem czemu po publikacji tak się robi, gdy wcześniej wszystko ma należną spacje przed sobą. :/ 

Do następnego ;*

SERUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz