26

2.4K 194 40
                                    




Kolacja. Stół jest zastawiony najrozmaitszymi potrawami. Bułeczki, kurczaki, chleb, mleko, masło, sery, herbata. Wszystko co może jeszcze paruje. Jest świeże i pyszne. Siedzimy przy prostokątnym stole i rozkoszujemy się różnorodnością pożywienia. Od dawna nie miałam wyboru ''zjeść to, czy to?''. Chciałam zjeść cokolwiek. Dom Anyi pozwala zapomnieć o otaczającym świecie, o apokalipsie, obcych, Maishy, całym tym źle, jakie ostatnio rozpanoszyło się po ziemi. Momentami czuję jakbym nie chciała stąd odchodzić, a poszukiwania Maishy miały być męczącym obowiązkiem, który chce bądź nie, muszę spełnić. Siedzę obok Anyi, jak zwykle. Popijam ziołową herbatę i jem kolejne skrzydełko kurczaka. Wsłuchuje się w opowieści Grega, który najwidoczniej jest tu stałym bywalcem. Nikt nie rozmawia o wydarzeniach na rynku. To tak jakby to miasteczko spowijała mgła zapomnienia. O naszym niezwykłym przybyciu, o obych, o mutach, o ataku tych stworów, tych obcych kreatur, które dziś o poranku z centrum miasteczka zrobiły krwawy basen. O tym nie rozmawiamy. Rozpamiętywanie codziennych krzywd doprowadziłoby nas wszystkich do szaleństwa. W jadalni nie ma dwóch z naszej ósemki. Ben i Logan. Nawet Aspen przyszła. Oni nie. Ręka dziewczyny jest zabandażowana. Siedzi na rogu stołu lekko naburmuszona- jak to ona. Wsłuchuje się jednak w opowieść Gregora z pewnym zaciekawieniem. Lenvy i Holden siedzą obok siebie. Dziwne? Nie bardzo. Chłopak w końcu ją ma. Żywą i świadomą. Dziewczyna nabiera sił z każdą godziną. Dziś rano ledwo mówiła. Teraz siedzi i rozmawia z nami lekko otumaniona. Colton i Jack są tymi, którzy najbardziej z nas wszystkich słuchają opowiadań murzyna. Bianca i Caty musiały dziś wyjść do szpitala w mieście. Logan... Nie ma go. Minęło kilka godzin, od kiedy go widziałam. Z jednej strony chce go zobaczyć i sprawdzić jak się czuje, z drugiej nie chce go widzieć. Czuje się lekko zawstydzona, lekko ciekawa. Pojawi się czy nie? Co jeżeli się pojawi? Co mam powiedzieć? Jak się zachować? Może powinnam wtedy wyjść? Bo co będę z nim siedzieć? Może w ogóle nie przyjdzie? A co znaczyć będzie to? Co będzie znaczyć jego pojawienie się, bądź brak? Słyszę kroki. Skrzypienie podłogi. Wyczekuje. To on? Moje serce zaczyna bić szybciej, a oddech przyspiesza. To tak jakbym zaraz miała być wywołana do odpowiedzi. Siedzę niespokojnie i chyba jako jedyna jestem ciekawa kto wejdzie do pomieszczenia. Zamieram i czekam na ten moment, kiedy zobaczę jego sylwetkę. W pokoju zapada cisza, kiedy w łuku staje... Ben. Rozluźniam się i czuję ulgę jak i rozczarowanie. Nie muszę już czekać, ale z drugiej strony spodziewałam się Logana. Mężczyzna nie zważa na wrogie spojrzenia wszystkich, wchodzi i kieruje się w stronę stołu. Tylko ja i Aspen nie patrzymy na mężczyznę. Blondynka patrzy na stół, a ja w nią. Wiem, że zatrzymał się tuż obok córki. Tak, że mógłby ją pogłaskać po głowie. Przytulić i przeprosić. Pasowałoby. Jestem lekko zasłonięta przez Anye. Po mojej prawej zaś siedzi Greg. Czuję się jak za murem. I dobrze. Nie chce jakoś go widzieć.


-Mavis...- zaczyna, a ja chce zamknąć oczy na dźwięk mojego imienia. Tak jakbym chciała nie usłyszeć go. Nie chce.- .. możemy porozmawiać?- nie odwracam wzroku od Aspen. Dziewczyna jest widocznie zła, smutna i zażenowana. Milczę.-.. na osobności?


-Nie ma takiej opcji..- zaczyna krótko Colton i lekko się obrusza. Siedzi na przeciw mnie. Spodziewam się wybuchu Bena, ale ten nic nie mówi. Wiem, że wpatruje się we mnie bo jego wzrok wierci dziurę w mojej głowie. Czuję to. Czeka na moją odpowiedź.


-Nie widzę takiej potrzeby, Ben.- odpowiadam szybko. 


-Maiv..- zaczyna głosem, którego dawno nie słyszałam. Bardzo dawno. Przepraszalnym tonem. Tylko raz odezwał się tak do... Aspen. 10 lat temu. Zaniedbywał obowiązki ojcowskie przez swoją marną kondycje psychiczną. Doprowadził przez brak swojej uwagi do śmierci jednego z najbliższych przyjaciół Aspen na tamtą chwilę- Thomasa. Chłopiec miał 10 lat. Nie dał rady sam obronić się przed mutami. Rozszarpały go na oczach dziewczynki i zabrały się za nią. Ta była w takim szoku, że nawet się nie broniła. Rozszarpałyby i ją, gdyby nie pobudka Bena. W tamtym momencie stał się naszym przywódcą. W tamtej chwili podniósł się z dołu, w którym tkwił. W tamtej chwili użył tego tonu.-.. wybacz mi. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Jestem nerwowy, bo jesteśmy na innych ścieżkach. Boje się. Nie znam tych terenów. Słabo je przynajmniej kojarzę... ten stres..- tłumaczy się jak dziecko. W połączeniu z tym tonem jest to bardzo przekonywujące. Jest mi smutno. Wiem, że on się wykańcza. Droga nie jest znana, łatwa. Jess nie żyje. Wiem, że jej śmierć pewnie wpłynęła na psychikę Bena. Przypomniała mu czasy, kiedy było nas więcej. Pierwsze lata, kiedy padaliśmy jak muchy. On to wszystko widział. Grzebał. Załamał się. Ile można patrzeć na śmierć... dzieci? Przed nami dalej jest szmat drogi. Nieokreślonej drogi. Co z tropem? Sama już nie wiem jak znaleźć Mai... Może być teraz wszędzie. Anya raczej by ją rozpoznała. Oznacza to tyle, że albo ominęła miasto, albo nigdy nie była w jego okolicach. Może... może istnieje trzecia opcja. Moja siostra jest na tyle sprytna, że została niezauważona. Gdzie jednak podąża? Ciągle migruje? Gonie się w koło krzaka niczego nie znajdując. Błądząc. Ben... tylko on daje mi nadzieje, że ślady istnieją. 

SERUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz