2B/18

611 58 11
                                    


-Zrobiło się zimno.- mówię do podążającego za mną Adlera. Przed moją twarzą, wraz z każdym nowo wypowiedzianym słowem, materializuje się niewielki obłok pary. 

-Ktoś bawi się sprzętem.- odpowiada mi generał. Kto jest w bazie? Kto się nami bawi? Krążymy tak już długą chwilę. Po korytarzach, jak nocne mary, latają krzyki naszych przyjaciół. Nikogo nie znaleźliśmy. Martwię się o Mavis. Każdy wrzask może być jej błaganiem o pomoc, której nie jestem w stanie udzielić. Czuje się taki bezsilny i znudzony. Kręcimy się w koło jednego krzaka. Wyjścia niestety jeszcze nie widać. 

-Długo jesteś z Mavis?- wzdrygam się na to niespodziewane pytanie. Nie odwracam głowy. 

-Bardzo długo. - odpowiadam bez ogródek.

-To faktycznie szmat czasu.- przyglądam się mrocznym ścianom, które zarasta dziwna roślinność. Może udałoby mi się po niej wspiąć?- Kochasz ją, prawda?- zatrzymuje się.

-Czemu pytasz?- stajemy twarzą w twarz. Jest zbyt ciekawski. Rozumiem, że może próbuje zagrzać atmosferę, która tutaj jest, faktycznie, wyjątkowo zimna, ale po co?

-Jestem ciekawy. Martwię się o nią zupełnie, tak jak ty.- odpowiada uśmiechając się do mnie w dziwnie podejrzany sposób.

-Może. Sądzisz, że dalibyśmy radę się po tym wspiąć?- zmieniam temat.

-Nie bardzo.- mówi odpowiadający mi generał. Patrzymy, na wysokie ściany labiryntu. Są takie przytłaczające. -Nawet, jak pnącza okażą się być wytrzymałe, ktokolwiek bawi się nami, nie pozwoli nam wejść na górę.

-Skoro wiesz, że ktoś wszystkim steruje, czemu jesteś taki spokojny?- mówię zaniepokojony brakiem zainteresowania mężczyzny.

-Już i tak jest za późno, żeby cokolwiek zrobić. Nie zawrócimy. Sterownia jest teraz daleko po za naszym zasięgiem. Musimy to wszystko przejść. Rakieta i najniższa platforma i tak jest sterowana przez komputer na samym dole. Myślisz, że dlaczego tam schodzimy? Dla atrakcji? Ze sterowni nic nie da się zrobić, więc jeżeli ktoś nas obserwuje i utrudnia nam życie, nie będzie mógł nam przeszkodzić, po wyjściu z labiryntu. Co więcej, sam będzie musiał opuścić swój ciepły fotel i fizycznie nam zagrozić.

-O ile wydostaniemy się z labiryntu. Zakładam, że tak łatwo nam to nie przyjdzie.

-Wszystko zależy od pobudek sterownika. Doprawdy nie mam zielonego pojęcia kim może być. Jeżeli chce zniszczyć ludzkość zabije nas wszystkich, jeżeli się bawi, może część przeżyje.

-Nie rozumiem kto i po co miałby coś takiego nam robić?  Nikt nas nawet nie śledził, nie wiem jakim cudem ktoś dostał się do bazy po nas. Mutów były tam rzesze...

-Mógł być tu już wcześniej. Czekać.

-Po co? Po co, ktoś miałby tu specjalnie na nas czekać? Chcemy ratować ziemie!

-To właśnie jest tajemnica jego pobudek. Jest szaleńcem, albo sam już nie wiem. To na pewno nikt z obcych. Wszyscy bylibyśmy już schwytani.

-To wszystko jest tajne, nie wiem skąd ktoś wiedział, że...- milknę, gdy stajemy u progu następnego pola. Ze skupieniem rozglądam się po ścianach, podłożu i suficie. Szukam pułapek, które zaraz mogą odebrać życie mnie, lub mojemu dowódcy.

-Słyszysz?- pyta mnie Adler i ze skupieniem zaczyna czegoś nasłuchiwać. Po chwili również i ja odbieram pewne stłumione dźwięki, które wraz z upływem sekund stają się coraz to wyraźniejsze.

-Mavis!- mówię, gdy z korytarza naprzeciw mnie zaczyna dobiegać kobiecy krzyk. Robię krok, nie zważając na nic.

-Uspokój się! To może być pułapka!- karci mnie Rich i chwyta za ramię.

-To ona! Sam słyszysz!- odpycham mężczyznę i patrzę w długi, ciemny korytarz, który zalewa się mrocznym wrzaskiem. Już po chwili zza zakrętu wybiegają znane mi cienie.

-Venus?- szepczę sam do siebie, gdy dostrzegam rudowłosą czuprynę. Odznacza się na tle innych. Dziewczyna biegnie na samym przedzie. Moje serce ściska się, a w gardle rośnie supeł. Jestem szczęśliwy. Oni żyją! Robię kilka kolejnych kroków w przód. Adler już mnie nie powstrzymuje. Dziewczyna posyła mi uroczy uśmiech. Biegnie do mnie. Nagle ściany zaczynają się trząść. Patrzę w górę i dostrzegam ruch. Tunel się zamyka. Nerwowo spoglądam na biegnących do mnie towarzyszy.

-Szybciej!- krzyczy stojący przy mnie Adler. Dopiero teraz widzę, że coś za nimi jest. Ogromne i włochate. Uciekają przed mutem! Skąd tutaj wziął się mut? Ściany robią się coraz ciaśniejsze, a oni dalej są zbyt daleko. Oni nie dobiegną. Wszyscy umrą. 

-Rich zrób coś!- mówię w panice, choć wiem, że generał nie zrobi nic. Co może? Podbiegam do zasuwających się ścian na tyle blisko, że  jeden krok w przód i  sam byłbym w niebezpieczeństwie zmiażdżenia. 

-Szybciej! Ruchy, ruchy!- motywuje ich. Widzę Maishe. Dziewczyna biegnie jako ostatnia. O nie, Mavis nigdy by się nie pozbierała, gdyby Mai dzisiaj umarła i to w taki sposób. Ściany zwężają się niebezpiecznie, gdy Vee wpada prosto w moje ramiona. Dziewczyna przytula mnie z całych sił, a ja odwzajemniam ten gest. Wszystko, co mnie otacza znika. Gładzę jej włosy. Cieszę się, że dziewczyna żyje. Nie rozumiem sam czemu, ani co mnie motywuje, ale składam na czole dziewczyny drobny pocałunek. Trzask zamykanych ścian budzi mnie, jak wiadro zimnej wody. Puszczam Vee, gdy moje spojrzenie krzyżuje się ze spojrzeniem Maishy- zmachanej, całej czerwonej, rozczochranej. Jest bardzo podobna do siostry, ale ma mniejszy nosek. Jej spojrzenie mówi wszystko. Bada mnie czujnie, jakby oceniała moje zachowanie. 

-Jeff, nic ci nie jest?- pyta Venus doskakując zziajanego szatyna.

-Na pewno czuje się lepiej, niż ten tam.- to mówiąc chłopak wskazuje na czerwoną plamę w linii złączenia ścian i ogromną łapę, która została ucięta stworowi.

-Co z twoją ręką?- pyta Adler zwracając uwagę wszystkich na osmoloną dłoń Maishy. Ta chowa ją powolnie w kieszenie swojego kombinezonu i dalej nie spuszczając ze mnie wzroku odpowiada.

-Brud.- wydaje się być całkiem, jak nie ona. Miła, uśmiechnięta i pogodna Maisha ustąpiła miejsca wściekłej Mavis. Czuje wstyd. 

-Brud...- parska Vee. Prawie niesłyszalnie. Nie wiem co, ale wiem, że coś między tymi dwoma zaszło. Gdy blondynka rusza w stronę siedzącej nieopodal Ines, a rudowłosa zajmuje się Jeffem, do mnie podchodzi Adler.

-Labirynt jest bardziej złożony niż przypuszczałem.

-Co to znaczy?- pytam.

-Pole powinno się uaktywnić, prawda? Uaktywnił się korytarz. Wydaje mi się, że teraz wszystko jest już pułapką. Ktoś się nami świetnie bawi, albo weszliśmy do drugiej obręczy.

-Czyli?

-Czyli posuwamy się do przodu, do wyjścia, a kogoś na górze nadzwyczajnie to denerwuje... 

SERUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz