Rozdział 10.

9.1K 416 19
                                    

Rozdział 10.

Kolejne dni przebiegają normalnym rytmem. Mój plan dnia jest dokładnie opracowany, a chwila wolnego pozostaje mi jedynie wieczorem, kiedy wśród czterech ścian mogę wylać wszystkie swoje smutki. Noszę długie rękawy nie chcąc, aby ktokolwiek widział moje nadgarstki. Sama nie mogę na nie patrzeć, a mimo to wciąż to robię. Dlaczego? Jest to bardzo podobna sytuacja co u alkoholika. Gdy raz zacznie, posmakuje, zaczyna mu się podobać. Brnie w kłopoty, nie zdając sobie sprawy, że to go niszczy.

Czy ja o tym wiem? Oczywiście, że tak. Jednak jestem zbyt osłabiona, aby walczyć z własnymi demonami.

Kiedy moje przemyślenia zostają przerwane przez głośne miauczenie, odwracam głowę w stronę, z której dobiega dźwięk i mimowolnie się uśmiecham. Barry przeciąga się na moim łóżku po długim śnie, a jego oczka są jeszcze nieco przymrużone. Przebiera paluszkami, ukazując krótkie i ostre pazurki, poczym z podniesionym ogonem zeskakuje z materaca i drepcze w moją stronę. Opiera przednie łapki o krzesło na którym siedzę i prosi o uwagę, więc unoszę go ostrożnie i usadawiam na swoich kolanach. Zwierzątko mruczy z aprobatą, kiedy moja dłoń przebiega po jego puszystym futerku, drapiąc miejsca za uszami i na brodzie.

-Dobrze ci się spało?- Pytam retorycznie. Moje myśli na chwilę odbiegają o aktualnej sytuacji, za co szczerze dziękuję niczego nieświadomemu kotkowi. Kiedy zeskakuje z moich nóg, również wstaję i zabieram z szafy wełniany sweter. Ubieram go i wychodzę ze zwierzęciem na korytarz, aby móc zaprowadzić go na dwór. Ku mojej wielkiej uldze na schodach nie ma żywej duszy. Schodzę powoli, co jakiś czas nawołując Barry'ego, kiedy na zbyt długi czas znika mi z oczu. Gdy otwieram duże drzwi wejściowe, w moją twarz uderza chłodny powiew wiatru. Siadam na jednej z najbliższych ławek, natomiast kot wykonuje swoje rutynowe czynności w wybranych przez siebie miejscach. Opadam plecami na drewniane oparcie i zagryzam dolną wargę, obserwując latające w oddali ptaki. Od momentu, w którym dawka leków które muszę przyjmować znacznie się zmniejszyła, moja pamięć zdaje się być lepsza i świeższa. Głównie dzięki temu, że pani Annabel, przyzwyczajona do mojej naiwności, pozostawia mi medykamenty będąc stuprocentowo przekonana, że wszystko połykam. Tymczasem ja oddzielam sobie równą połowę, a drugą część wyrzucam na dno sporych rozmiarów śmietnika na tyłach szpitala.

Co noc w snach pojawia się obraz tego samego mężczyzny. Moja podświadomość mówi, że go znam i jest mi bliski, jednak jego imię i nasze relacje wciąż są przytłoczone ilością branych przeze mnie leków. Zagryzam wargę, kiedy w klatce piersiowej pojawia się znany ból. Moje oczy automatycznie kierują się w stronę nadgarstków, które podciągam w miarę jak najmniej. Chcę jedynie zobaczyć ślady po, jak mi się wydaje, grubych sznurach. Wciąż większość mojej przeszłości jest zamazana, okryta mgłą. Jednak sporadyczne przebłyski w ostatnich czasie pozwalają mi połączyć dwa puzzle z pozostałych kilku milionów. Nie uśmiecha się to do mnie, jednak lepsze to niż nic.

Harry's POV

-Styles, weź się kurwa w garść.- Mówię sam do siebie, przytłoczony własną obecnością w ciasnym wnętrzu samochodu. Zaparkowałem kilka minut temu na parkingu przy jednym ze sklepów w Londynie, nie będąc w stanie dłużej prowadzić bez krótkiej przerwy. Tak, wróciłem do Londynu. Moje serce wybija szaleńczy rytm, kiedy obok auta przechodzi dziewczyna w długich, ciemnych włosach. Głośno wypuszczam powietrze z ust, orientując się że to jednak nie jest Zoey. Z impetem opuszczam głowę na kierownicę, niedokładnie obliczając jej wielkość, przez co przypadkowo uderzam czołem o klakson, powodując duży hałas. Kilku przechodniów odwraca się w moją stronę, jednak dzięki przyciemnianym szybom nikt mnie nie widzi. I chwała ci Panie.

Z westchnieniem przekręcam kluczyk i ruszam przed siebie, zasadniczo nie mając żadnego planu. Z dni, które "podarował" mi Lou pozostało mi dwa, jednak przez cały ten czas nie robiłem nic, aby jakkolwiek przygotować się do spotkania z Zoey. Gdy zbliżam się do mieszkania Liama czuję krew odpływającą z twarzy, a moje usta zaczynają drżeć. Szczerze boję się spotkania z jej kuzynem, nie wiem czego się po nim spodziewać.

Parkuję kilka domów dalej, a kiedy silnik przestaje zakłócać ciszę, przeczesuję grzywkę palcami, ustawiając ją z powrotem na swoim miejscu. Te kilkanaście metrów przechodzę powoli, aby mieć czas na przygotowanie w myślach jakiejś przemowy. Moje myśli są zróżnicowane i pokręcone, nie jestem w stanie ułożyć z nich niczego sensownego.

Ogarniam wzrokiem ich mieszkanie. Nie zmieniło się w żadnym szczególe przez te kilka miesięcy kiedy mnie tu nie było. Stojąc przed drzwiami natychmiastowo zapominam wszystko, o czym chciałem powiedzieć, jednak jest już za późno. Zanim zdążam się zorientować, moja dłoń unosi się i zderza z drewnianą powierzchnią. W jednej chwili mam ochotę uciec, zapaść się pod ziemię lub odlecieć- wszystko, tylko żeby mnie tu nie było. Jednak tym niczego nie rozwiążę, więc stoję uparcie na betonowym podejściu, dzielnie zwalczając w sobie chęć ucieczki.

Drzwi otwiera mi nieznana dziewczyna, na widok której marszczę brwi. Jest dość wysoka, szczupła, a jej bujne loki związane są w wysokiego kucyka. Śledzi moją twarz swoimi brązowymi oczami, a gdy jej spojrzenie spotyka się z moim, natychmiast blednie. Wpatruje się we mnie uparcie, a gdy odnajduje coś, co potwierdza jej przypuszczenie kim mogę być, odwraca się na pięcie i znika w głębi korytarza.

-Liam!- Słyszę jedynie. Czuję jak moje serce za chwilę się zatrzyma, a stres pożera mnie od wewnątrz. Jestem przekonany, że ona, kimkolwiek jest, powie brunetowi kto postanowił ich odwiedzić.

-Czego ty tu kurwa jeszcze chcesz?!- A nie mówiłem? Gdy chłopak ukazuje mi się w całej okazałości, widzę wściekłość w jego ciemnych oczach. Biorę głęboki wdech z zamiarem powiedzenia czegoś, jednak słowa grzęzną mi w gardle. Wyglądam żałośnie, stojąc przed nim z otwartymi ustami, ale nie potrafię nic z tym zrobić.

-Chciałem…- Zaczynam. Payne robi szybki krok w moją stronę i wiem, że chce mnie uderzyć. Kątem oka dostrzegam kruchą dłoń oplatającą jego przedramię. Obydwoje w tym samym momencie kierujemy wzrok na dziewczynę wyłaniającą się zza postawnej sylwetki Liama. Jej oczy przepełnione są troską i uczuciem, którym darzy bruneta. Przełykam cicho ślinę, obserwując ich poczynania.

-Liam, proszę.- Odzywa się cicho, a zaciśnięte wargi Payne'a rozluźniają się. Ich spojrzenia walczą ze sobą, ale ostatecznie wygrywa drobna kobietka, której kącik ust unosi się minimalnie ku górze.

-Danielle, chciałbym mu to wszystko powiedzieć.

-W takim razie zrób to, ale nie musisz kierować się siłą.- Odpowiada spokojnie, a jej głos jest kojący. Liam wzdycha i odwraca twarz w moją stronę. Automatycznie przesuwa dziewczynę za siebie, chroniąc ją własnym ciałem, jednak jej dłoń wciąż spoczywa na jego ręce.

-Zoey po twoim odejściu z każdym wspomnieniem traciła przytomność. Trafiła do szpitala psychiatrycznego. Ma zaburzenia afektywne dwubiegunowe i pogłębiającą się depresję. Codziennie zażywa garść leków, które mają pomóc jej wrócić do domu. Utknęła w tym pierdolonym psychiatryku, bo ją kurwa zostawiłeś!- W ostatnie zdanie wrzuca tyle jadu, na ile jest go stać. Odsuwa się od drzwi i zamyka je z hukiem tuż przed moim nosem. Moje oczy z każdą sekundą stają się coraz większe. Głośno zaczerpuję powietrza przez wciąż otwarte usta i spuszczam głowę, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Stoję nieruchomo nawet nie wiem jak długo, dopóki dochodzi do mnie, że nie mogę tu zostać. Muszę ją odnaleźć. Spotkać się z nią. Porozmawiać. Jeśli będzie chciała. Kierując się w stronę samochodu błagam Boga, aby jednak pozwoliła mi cokolwiek wytłumaczyć. Teraz, kiedy wiem jakich szkód narobiłem przez swoją głupotę, nie mogę tak po prostu wrócić do Holmes Chapel. Ból i niewiedza o stanie zdrowia Zoey zabije mnie.

___________________

PRZEPRASZAM ŻE PRZEZ TAK DŁUGI CZAS NICZEGO NIE DODAWAŁAM ;< miałam kompletny brak weny ;/ mam nadzieję , że mi wybaczycie <3

jak myślicie , co się teraz stanie ? ;>

kocham was x

Asleep (Other II) ✔ || h.s.Where stories live. Discover now