Rozdział 23.

8K 397 15
                                    

Rozdział 23.

Gdy wychodzimy z domu, wciąż jestem pełna obaw. Nie ufam tym śmiercionośnym maszynom. Zanim kierujemy się do garażu, Harry idzie pod skrzynkę pocztową, aby wyciągnąć listy. Wracając do mnie, przekłada je jeden przez drugi, jednak nic nie wydaje się przyciągać jego uwagi. Do pewnego momentu.

-Harry, wszystko w porządku?- Pytam, widząc jak jego twarz momentalnie blednie. Chłopak wyrzuca resztę poczty, którą ma w dłoni. Zostawia tylko jedną kopertę, którą szybko rozrywa. Jego dłonie trzęsą się, a ja nie wiem co się dzieje. Moja cierpliwość nie wytrzymuje próby czasu, więc podchodzę do niego powoli. Nie mam pojęcia co ze sobą zrobić.

-Harry, co się dzieje?- Pytam, gdy brunet mocno zaciska wargi. Nie odpowiadając mi, obraca się na pięcie i szybkim krokiem kieruje się w stronę mieszkania. Ogarnia mnie zdezorientowanie, jednak automatycznie ruszam za nim. Zanim wchodzę do środka, chłopak zdąża przewrócić stolik w salonie do góry nogami oraz uszkodzić nogę kanapy sprawiając, że mebel ciężko upada na lewą stronę.

-Harry?…

-Co kurwa?!- Krzyczy, gwałtownie odwracając się w moją stronę. Zgniatam w sobie strach, ale nie potrafię opanować lekkiego drżenia rąk, kiedy zwraca się do mnie w ten sposób.

-Co się stało? Co było w tym liście?

-Ja pierdole!- Wrzeszczy jeszcze głośniej i chwyta pilot od telewizora. Roztrzaskuje go o przeciwległą ścianę i łapie się za włosy, mocno ciągnąć je ku górze. Widzę jego zaszklone tęczówki i czerwone policzki. Zaciskam usta w wąską linię i robię pierwszy krok w jego stronę. W tym samym momencie Harry patrzy na mnie z wściekłością w oczach, co wystarczająco uświadamia mnie, że mam do niego nie podchodzić.

-Moja pierdolona matka nagle się mną kurwa zainteresowała!- Szok sprawia, że przykładam dłoń do ust. Nie mogę w to uwierzyć. Teraz, po ponad dwudziestu latach przypomniała sobie o tym, że ma syna?

Chłopak wiruje po pomieszczeniu niczym huragan, pozostawiając po sobie bałagan i ogrom rozbitych, zepsutych przedmiotów.

-Harry, proszę, uspokój się…- Odzywam się cicho, patrząc na niego.

-Nie, kurwa! Nie rozumiesz jak to jest! Kurwa, nigdy mnie nie zrozumiesz! Zostawiła mnie! Nie chciała mnie! Moi dziadkowie stracili szesnaście lat, żeby się ze mną uporać, a ona jeździła sobie po Stanach i miała wszystko w dupie!- Kiedy kończy, ja stoję już naprzeciwko niego. Łapię jego nadgarstki i chyba na marne próbuję odciągnąć jego ręce od głowy.

-Popatrz na mnie.- Rozkazuję głośno, aby mnie usłyszał.

-W tej chwili!- Dodaję, więc wreszcie obdarza mnie zagubionym, gniewnym spojrzeniem. Jego ramiona bezwładnie opadają wzdłuż rozdygotanego ciała, a ja chwytam jego policzki w dłonie. Przesuwam kciukami po skórze pod jego oczami i oddycham spokojnie.

-Nie, nie rozumiem jak to jest, kiedy przez całe życie nie widzisz swojej matki na oczy. Ale moja też mnie opuściła.

-Ty swoją znałaś.- Jego głos z każdym słowem jest mniej pewny siebie. Ogarnia go przemęczenie spowodowane nagłym wybuchem.

-To prawda. Nie zrozumiem, ale jestem przy tobie i chcę ci pomóc…

-Nie możesz mi pomóc.- Przerywa łamiącym się tonem, a ja walczę z łzami cisnącymi się do moich oczu.

-Mogę.- Odpowiadam twardo. Chłopak wzdycha i przysuwa się do mnie. Jego spojrzenie błaga o ciepło i miłość, którą jestem w stanie mu zapewnić. Wtula się we mnie, obwiązując moje ciało rękami. Chowa twarz w zagłębienie pomiędzy szyją a ramieniem i głośno wciąga powietrze przez usta. Gładzę jego nastroszone włosy i plecy okryte podkoszulkiem, starając się go uspokoić.

-Cii. Poradzimy sobie, Harry.

Chłopak wzdycha i odsuwa się trochę. Łapie moją dłoń, w drugiej trzymając już list od swojej matki. Ciągnie mnie w stronę kuchni. Siadamy przy wyspie kuchennej, a Harry podaje mi papier, abym mogła go przeczytać. Niektóre fragmenty muszę przeczytać kilka razy, zanim dociera do mnie ich sens.

-Ona chce cię odwiedzić.- Mówię, jakby nie zdając sobie sprawy, że on już doskonale to wie.

-Nie wiem kurwa po co.- Syczy.

-Zdajesz sobie sprawę, że chce to zrobić już w ten weekend?- Serce podchodzi mi do gardła na myśl, jak może wyglądać pierwsze spotkanie Harry'ego i jego matki.

-Nie będzie żadnego spotkania! Nie chce mi się na nią patrzeć.

-Nie dziwię ci się, ale…- Brunet przenosi wzrok na moją twarz co sprawia, że milknę.

-Co "ale"?- Jego głos jest szorstki i ostry przez negatywne emocje, które jeszcze nie do końca go opuściły.

-Może spotkaj się z nią ten jeden raz. Być może wytłumaczy ci, dlaczego postąpiła tak a nie inaczej.

-Nie ma takiej jebanej możliwości.- Zęby ma mocno zaciśnięte. Zeskakuje ze stołka i zaczyna krążyć tam i z powrotem obok mnie. Mój wzrok wciąż skanuje list, a podświadomość szuka czegoś, czego nie jestem w stanie zinterpretować.

-Nie dręczy cię to?

-Kurwa, jasne, że dręczy.- Wzdycha i przeczesuje palcami grzywkę, ustawiając ją z powrotem w dawnym położeniu.

-Ale nie jestem gotowy na spotkanie z osobą, która mnie zostawiła.

-Do weekendu masz jeszcze trzy dni. Pomogę ci.- Mówię, odkładając papier na śliski blat. W tym samym momencie patrzymy sobie w oczy, a Harry posyła mi lekki uśmiech.

-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię mam.- Podchodzi do mnie i kładzie dłonie na moich plecach. Całuje czubek mojego nosa i czoło.

-Ale nie mam zamiaru się z nią zobaczyć.

-Harry…

-Temat zakończony.

Asleep (Other II) ✔ || h.s.Donde viven las historias. Descúbrelo ahora