Rozdział trzynasty

3K 167 159
                                    

Ramiona dziewczyny obejmują mnie w talii, chroniąc przed upadkiem, a zielone tęczówki intensywnie się we mnie wpatrują. Czy ona słyszała całą rozmowę? Zaczynam się obawiać, że wykopie mnie ze swojego domu.
- Lauren - piszczy Taylor. No, i gdzie zniknęła jej pewność siebie?
- Jeszcze raz spróbujesz buntować Camilę przeciwko mnie a pożałujesz! I nie zapomnij oddać pieniędzy, które dostałaś na życie - warczy ostro szatynka. Jej palce mocniej zaciskają się na moim ciele, jakby chciała uchronić mnie przed całym światem. - I wiesz co? Lepiej zajmij się Lucy, bo Camz jest już zajęta. Wychodzimy - rzuca, ruszając przodem. Posłusznie idę za nią, bo nie chcę jej jeszcze bardziej denerwować.

×××

Podróż samochodem do domu minęła w ciszy. Zielonooka zacisnęła ręce na kierownicy aż zbielały jej knykcie i nie odezwała się ani słowem. Rozgniewała się za to, co powiedziałam do jej siostry?
- To prawda? - pyta nagle, patrząc prosto na mnie.
- Co? - jęczę zbita z tropu.
- To, że mnie kochasz. Czy powiedziałaś to Taylor, aby ją wkurzyć? - wygląda jakby posmutniała. O co jej znowu chodzi?
- J-ja... To bez znaczenia, Lauren - mówię pospiesznie. Nie chcę się zakochać i wylądować ze złamanym sercem.
- Nie, Camila. To nie jest bez znaczenia. To nie jest, kurwa, bez znaczenia! - krzyczy, zatrzymując się gwałtownie. Dopiero teraz orientuję się, że jesteśmy przy penthous'ie.
- Nie krzycz, proszę - kulę się na siedzeniu, będąc na granicy płaczu. Lauren wzdycha i kładzie rękę na moje plecy, delikatnie je masując.
- Przepraszam, Camz - słyszę dźwięk odpinanego pasa, a następnie znajduję się na kolanach zielonookiej. Łapie mnie za podbródek i zmusza do spojrzenia w oczy. - Po prostu... Jesteś dla mnie bardzo ważna. Gdy powiedziałaś, że mnie kochasz to... poczułam iskierkę nadziei. Byłam pewna, ze czujesz to sama skoro zgodziłaś się ze mną zamieszkać - wygląda na przybitą. Zaraz, czy Lauren Jauregui przyznała, że też coś do mnie czuje?
- Kocham cię - mówię jej odważnie prosto w oczy. Nim orientuje się o co chodzi, przyciskam swoje wargi do jej. Mogę wyczuć jej uśmiech. Zresztą, dłonie szatynki już zaczynają wędrówkę po moim ciele.
- Boże, skarbie! Tak bardzo cię kocham - wzdycha, gdy raz po raz ocieram się o nią. Nigdy w życiu nie zapomnę jak te słowa zabrzmiały po raz pierwszy. Nawet wtedy, gdy wyszeptamy je po raz ostatni.

Opowieść wielkanocna || Camren FF || ✅ Where stories live. Discover now