Rozdział czterdziesty siódmy

1.8K 131 11
                                    

Chcecie może jakieś Q&A? Jeśli tak to piszcie pytania w komentarzach. 10 pytań i wstawiam jeszcze dzisiaj 1 rozdział. 20 pytań = 2 rozdziały itp.

______________

Pik, pik, pik.
Jedna kreska z drugą. Przyglądałam się temu jak zaczarowana, w myślach błagając, żeby nie weszła na prostą. 
- Lauren... - szepczę cichutko, ściskając mocniej dłoń zielonookiej. Wytarłam rękawem bluzy  łzy z policzków i z powrotem wróciłam wzrokiem do spokojnej twarzy kobiety. - To już tydzień, skarbie. Dlaczego?
Zaczęłam łkać, kładąc głowę na brzuchu swojej żony. Delikatnie przesunęłam po jej knykciach, licząc na jakikolwiek ruch z jej strony.
- Mamusiu! - poderwałam się, słysząc piskliwy głosik córki. Dziewczynka wskoczyła mi na kolanach, odwracając się w stronę Lauren i przyglądając się w zaciekawieniu całej aparaturze. - A czemu mamusia się nie rusza? - ogląda się na mnie z wyraźnym smutkiem.
- Nasza Lo jest w śpiączce, kochanie - szepczę cicho, ocierając ukradkiem łzy.
- Ale wyjdzie z tego, prawda? - czołga się ostrożnie bliżej łóżka i wsuwa swoją małą rączkę między nasze dwie splecione ze sobą dłonie.
- Tak, skarbie. Mamusia jest silna - mówię, uśmiechając się słabo. Sama miałam taką nadzieję, choć lekarze nie byli niczego pewni.
- Hej, Mila - obok łóżka pojawiają się dziewczyny. Posłały mi pokrzepiające uśmiechy i zajęły miejsca pod oknem. - Jak się czujesz?
- Jest okej - mamroczę, przytulając córkę do siebie. Dinah patrzy na mnie wzrokiem mordercy, na co odpowiadam jej tym samym.
- Mila, ty od tygodnia nawet nie ruszyłaś się z tego szpitala - zaczyna karcącym głosem, ale czarnoskóra ją ucisza. - Przepraszam... Jeśli potrzebujesz odpocząć, to któraś z nas zostanie z Lauren.
- Nie! Moje miejsce jest tutaj przy żonie - warczę, ściskając mocniej dłoń zielonookiej.
- Chciałam tylko pomóc - mruczy zrezygnowana. - Sara? Wracasz z nami do domu? Włączymy bajki, jeśli będziesz chciała.
- Taak! - woła radośnie i zeskakuje z moich kolan. Wskakuje prosto w ramiona Normani, która podnosi ją sprawnie do góry.
- Ale gdy wrócę to mamusia wyzdrowieje, prawda? - spogląda na nas wszystkie, aż zatrzymuje wzrok na szatynce.
- Wszyscy mamy taką nadzieję, skarbie - odzywa się Ally, głaszcząc dziewczynkę po włosach.
- I mamusia zaopiekuje się mamusią? - dziewczyny jej przytakują, a wycieram łzy, które ponownie wypłynęły.
- Idźcie już - mówię niemrawo. Żegnam się z nimi krótko, znowu zostając sama.
Ponownie zaczynam płakać, wtulając się w ciało żony. To zdecydowanie nie tak miało być. Nie pozwolę, żeby tak zakończyła się nasza historia. Zrobię wszystko, aby Lauren przeżyła.

Opowieść wielkanocna || Camren FF || ✅ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz