Rozdział dwudziesty szósty

2.8K 153 19
                                    

- Gotowa? - pytam, wchodząc do sypialni. Dziewczyna zakłada właśnie czerwone szpilki idealnie pasujące do sukienki.
- Chyba tak - mamrocze. - Boję się kolejnego spotkania z twoimi rodzicami... No, i na dodatek moi tam będą - wzdycha. Podchodzę do niej powoli i obejmuję ją. Brunetka układa głowę w zagłębienie mojej szyi, układając dłonie na plecach.
Sama byłam zaskoczona, gdy Clara zaproponowała zakopanie toporu wojennego i jeszcze zaprosiła nas na kolację. Zapowiedziała również, że pojawią się goście od interesów, którzy z kolei okazali się być rodzicami brązowookiej. Wygląda na to, że państwo Cabello nie są tacy biedni i tylko żerowali na dochodach Camili. I to chyba wkurwia mnie najbardziej.
- Będzie dobrze - mruczę, wplatając palce w jej wlosy. - Jeśli tylko poczujesz się niekomfortowo, od razu wyjdziemy - obiecuję. Dziewczyna przytakuje i posyła mi niepewny uśmiech.

×××

Gdy zajechałyśmy na miejsce, rodzice brunetki już tam byli. Wiedziałam, że Camila jest bardzo zestresowana i nie chciałam tego pogorszyć, gdybym powiedziała coś głupiego.
- Lauren! - wita nas Clara z uśmiechem. Nie wygląda na wymuszony, więc biorę to za dobry znak. - Siadajcie, proszę - wskazuje na dwa ostatnie wolne krzesła. Camila zajmuje miejsce naprzeciwko jakiegoś bruneta, a ja natomiast naprzeciw pana Cabello.
- Mila, pamiętasz Brada? - matka dziewczyny wskazuje na chłopaka, siedzącego obok niej. Brunetka przytakuje i zabiera się za jedzenie. - Oh... Jak dobrze by było zobaczyć was znowu razem...
Krztuszę się na słowa kobiety. Camila reaguje natychmiast i klepie mnie kilka razy mocno w plecy.
- W porządku? - pyta, głaszcząc dłonią miejsce, w które przed chwilą uderzyła. Kiwam głową, wycierając serwetką usta. Postanawiam milczeć przez cały wieczór, a brązowooka nawet nie wspomina rodzicom, że się spotykamy.
Brunet ewidentnie próbuje z nią flirtować, ale ona nie zwraca na to nawet uwagi i nie komentuje tego w żaden sposób. Sama postanawiam wziąć sprawy w swoje ręce.
- Mogę prosić was o chwilę ciszy? - pytam, wstając. Wszystkie głosy milkną, a pary oczy są skierowane właśnie na moją osobę. - Jest pewna osoba, która skradła mi serce już wtedy, gdy zobaczyłam ją po raz pierwszy. I wniosła ona w moje życie światełko nadziei na lepsze jutro. Przepraszam was, państwo Cabello, ale kocham waszą córkę i zamierzam spędzić z nią resztę życia - drapie się nerwowo w kark, spoglądając na ojca dziewczyny. - Chciałam prosić pana o rękę pańskiej córki, panie Alejandro - z kieszeni marynarki wyciągam małe czerwone pudełeczko, klękając jednocześnie na jedno kolano. - Wyjdziesz za mnie, Karlo Camilo Cabello? - pytam na jednym tchu. Dziewczyna podnosi dłoń do ust, a jej oczy zachodzą łzami.
- Boże, Lo - mamrocze, a następnie rzuca się na mnie, oplatając ramionami moją szyję. Napiera wargami na moje, rozpoczynając gorący pocałunek.
- Mam to brać za "tak"? - uśmiecham się, spoglądając w cudowne oczy brunetki.
- Tak, tak, tak! I jeszcze raz tak! - krzyczy, a ja zakładam pierścionek na jej serdeczny palec. - Kocham cię, Lo.
- Kocham cię, skarbie - mówię, porywając ją w szczelny uścisk i obracając wokół własnej osi.

Opowieść wielkanocna || Camren FF || ✅ Where stories live. Discover now