Rozdział szesnasty

2.9K 153 136
                                    

- Camz? - ruszam za dziewczyną do sypialni. Uśmiecha się do mnie niewinnie i rzuca telefon na łóżko.
- Wszystko załatwione, dzwoniłam już do Ally - prostuje i podąża w kierunku szafy. Wyciąga dwie walizki na kółkach oraz dwa małe bagaże podręczne. - Nie stój jak słup, Lauren. Każdy pakuje sam siebie - nabija się ze mnie. Kręcę głową z uśmiechem.
- Przechodzisz dzisiaj samą siebie, Camz - śmieję się. - Jak się czujesz po wczorajszym?
- Co? - przygryza wargę, unikając mojego spojrzenia.
- Хорошо? Да или нет? - wypalam. Czy wspominałam, że rodzice kazali mi się uczyć sześć języków? Nie, no, to teraz mówię.
- O Boże, Lauren! Nie mów do mnie w innym języku, bo to sprawia, że jestem bardziej napalona - stęka, a jej policzki przybierają różowy kolor. Śmieję się, obejmując ją w talii.
- Więc widzę, że dalej masz ochotę na nasze małe waniliowe seksy - całuję ją w kark. - Gdy tylko wstałam, zastanawiałam się, czy nie pospieszyłam się z tym za bardzo...
- Jest w porządku - odwraca się do mnie przodem, opierając ręce na mojej klatce piersiowej. - Kocham cię i kocham te nasze co nieco - uśmiecha się, przyciągając mnie do pocałunku.
- Kocham cię, mała - mruczę.

×××

- Masz wszystko? - pytam, po raz kolejny sprawdzając nasze bagaże. Chcę się upewnić, że ten wyjazd będzie wyjątkowy dla nas obu.
- Tak, wydaje mi się, że tak - mówi, chwytając jeszcze dokumenty i klucze. - Chodźmy, bo za chwilę się spóźnimy - łączy nasze dłonie, zamykając jednocześnie drzwi do apartamentu. W kilka chwil pakujemy rzeczy do samochodu i jedziemy na lotnisko. Moja ręka automatycznie ląduje na udzie brunetki.
- Skup się na drodze, Lauren - upomina mnie, lecz jej dłoń nakrywa moją własną.
- Jestem jak najbardziej skupiona, kochanie - mruczę, uśmiechając się. - Mogłabym ci nawet zrobić palcówkę, ale zakładam, że to musi poczekać aż do Rio - parskam.
- Jauregui, niech cię szlag trafi - mamrocze, wiercąc się na siedzeniu. - Kupujesz mi nowe spodnie, jeśli na tych zostaną plamy w kroku...
- To chyba będę musiała kupić kilka par - uśmiecham się zwycięsko, przesuwając rękę kilka centymetrów wyżej.
- Zboczeniec - wzdycha brązowooka. Nie mniej jednak cień uśmiechu błąka się w koncikach jej ust.

×××

Camila's POV

Szybko przedostałyśmy się przez odprawę i usiadłyśmy w najbardziej odległych miejscach. Dziewczyna wyciągnęła koc i przykryła nim nasze ciała. Ułożyłam głowę na jej ramieniu, wsłuchuję się w jej równy oddech.
- Potrzebują panie czegoś? - pyta nas młoda stwardessa. Wszystko byłoby okej, gdyby nie patrzyła na Lauren jak na coś do pieprzenia. Niech cię szlag trafi, kobieto - myślę, siedząc cicho.
- Dziękujemy - odzywa się uprzejmie szatynka. - Poprosimy, gdy będziemy czegoś potrzebować - spławia ją. Cieszę się w duchu, ale to powoli staje się nie do wytrzymania.
- Najpierw ta kobieta przy odprawie, teraz ona - wzdycham. Lauren spogląda na mnie zaskoczona. - Patrzyły na ciebie tak pożądliwie...
- Skarbie - uśmiecha się delikatnie, głaszcząc mój policzek. - Kocham tylko ciebie i tylko ciebie chcę.
Taa, a ja nawet nie potrafię zrobić ci dobrze. Chciałabym, ale nie wiem jak się za to zabrać. Może...
Gdy samolot startuje, wsuwam ręce pod koc. Zielonooka czyta jakąś książkę na swoim e-booku. Mogę to zrobić, prawda?

Opowieść wielkanocna || Camren FF || ✅ Where stories live. Discover now