Rozdział sześćdziesiąty trzeci

1.9K 132 9
                                    

- Ubierz się dzisiaj ładnie. Wychodzimy na kolację - poinformowała mnie Lauren, gdy tylko wróciła ze sklepu. Zdążyłam w tym czasie wziąć prysznic i właśnie próbowałam rozczesać włosy. Zmarszczyłam brwi, spoglądając na jej spokojną twarz, a dziewczyna podeszła do mnie i wtuliła się w moje plecy.

- Gdzie idziemy? - zapytałam ciekawa, odkładając szczotkę na nocną szafkę.

- To niespodzianka, kochanie - cmoknęła mnie w bok mojej szyi. Westchnęłam cicho, a przyjemne ciepło rozlało się po moim organizmie. - Zabieram cię w bardzo piękne miejsce.

- Nie zdradzisz mi co to jest? - sapnęłam. Jej palce zaczęły błądzić w okolicy mojego brzucha i muskać tam skórę.

- Sama się przekonasz, kotku - wymamrotała, całując mnie delikatnie za uchem. Jęknęłam na to, wciskając plecy w jej tors. - Zacznij się szykować. Potem będzie nagroda.

×××

- Lauren, nie wiem gdzie mnie prowadzisz, ale to przestaje być zabawne! - warknęłam, kiedy szłyśmy już tak dobre kilkanaście minut. Dziewczyna zasłoniła mi oczy swoimi dłońmi i popychała nasze ciała do przodu. Nagle zrobiło się ogromnie zimno, a zimny powiew wiatru uderzył w nasze sylwetki.

- Możesz otworzyć oczy - wyszeptała do mojego ucha i zabrała ręce. Stanęłam w miejscu, patrząc na potężną maszynę przede mną. - Jak ci się podoba? Jest teraz nasz.

- Chcesz powiedzieć... - zagryzłam wargę patrząc to na Lauren, to przed siebie. - Że kupiłaś nam helikopter?

- Dokładnie tak, skarbie - uśmiechnęła się łobuzersko i objęła mnie w talii. Na środku był ogromny napis CAMREN, a trochę niżej nazwa firmy zielonookiej.

- Sama go zaprojektowałaś? - pytam z niedowierzaniem i spoglądam w oczy swojej żony. Ta kiwa lekko głową i całuje mnie czule w czoło.

- Został wyprodukowany w mojej firmie, ale to ja byłam pomysłodawcą tego wszystkiego. Dwa tygodnie temu zrobiłam projekt i oddałam go tam, gdzie trzeba. Wystarczyło wspomnieć o wyższej wypłacie, a wszyscy od razu zabrali się do pracy - zaśmiała się cicho i cmoknęła czubek mojego nosa. Marszczę go, a szatynka chichocze.

- Więc możemy teraz do niego wsiąść? - pytam lekko zmieszana.

- Nie będziemy w nim tylko siedzieć, kotku - śmieje sie. - Będziemy nim latać - wysuwa rękę do przodu, aż ujmuję jej dłoń. - Chodź, bo to jeszcze nie koniec niespodzianek.

Opowieść wielkanocna || Camren FF || ✅ On viuen les histories. Descobreix ara