Rozdział siedemdziesiąty czwarty

1.4K 110 4
                                    

Ostatni raz spoglądam na śpiącą Camilę, składając jej delikatnego buziaka na czole. Okrywam kobietę kołdrą, żeby nie zmarzła w nocy, a potem biorę telefon i wychodzę z domu. Jadę prosto do starego magazynu, gdzie prawdopodobnie znajduje się moja córka. Zagryzam wargę, rozglądając się dookoła.

Nagle słyszę rozlegający się stukot szpilek, na co przełykam ślinę. Aleksandra pojawia się w zasięgu mojego wzroku, trzymając coś w dłoni. Spinam się, zaciskając pięści i zerkam na kobietę, która staje przede mną z cwaniackim uśmiechem. 

- Nie ma jej tutaj, prawda? - unoszę na nią swoje spojrzenie, marszcząc brwi. 

- Prawda - śmieje się cicho. - O ile dobrze sobie wyliczyłam to za jakieś dziesięć minut powinna być w domu, razem z twoją żoną - patrzy na mnie z wyższością. 

- Czego tak naprawdę chcesz? - niemal pluję jej w twarz, gdy kobieta wpada na moje ciało. Szarpię się z nią przez chwilę, ale potem czuję ostrze przecinające moją skórę na brzuchu. Osuwam się na ziemię, padając na kolana i łapię się za bok. Krew przelatuje przez moje palce, na co kulę się bardziej.

- Jesteś tak mało domyślna, Lauren - klęka obok mnie, łapiąc w dłonie moją twarz. Zaciskam usta w wąską linię, a ból przybiera na sile. - Tak bardzo cię kocham, wiesz? - całuje delikatnie moje wargi, na co odpycham ją do tyłu i opadam plecami na podłogę. - Miała pani wybór, pani prezes - pluje na mnie, kopiąc mnie w brzuch. Zginam się w pół, dociskając mocniej dłoń do rany.

- Mam żonę i dziecko - mamroczę słabo. - Nigdy bym nie spojrzała na kogoś takiego jak ty. Powinnaś się jeszcze cieszyć, że dostałaś pracę, a nie zakochiwać się we mnie. 

- Przegięłaś w tym momencie - unosi stopą mój podbródek, patrząc na mnie z góry. - Przysięgam, że zemszczę się za wszystko, Lauren, a twoja siostra mi w tym pomoże - kopie mnie w klatkę piersiową, na co jęczę cicho. - Teraz zacznie się zabawa, Jauregui.

Opowieść wielkanocna || Camren FF || ✅ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz