Rozdział czterdziesty piąty

1.9K 135 6
                                    

- Hej, Camz - szepczę cicho, gdy żona odbiera ode mnie telefon. Wzdycham ciężko na smętne przywitanie z jej strony i opieram łokcie na biurku. 

- Widziałam całe zajście przez okno - mamrocze. - Nie wiem, co powinnam zrobić, Lauren. Nie chcę mieć z nimi nic więcej do czynienia - w jej głosie wyczuwam nutkę przerażenia, ale też troski. Wiem, że martwi się o Sarę i o to, że jej rodzice będę starali się o kontakt z wnuczką.

- Chciałabym być teraz przy tobie - mówię niepewnie. Oczywiście, moje cholerne spotkanie biznesowe musiało się przedłużyć, co sprawiło, że zostałam dłużej w pracy. Z całego serca tego nienawidzę, bo wolę spędzić ten czas z rodziną, a nie nad stertą dokumentów. - Wrócę do domu tak szybko jak tylko się da - obiecuję.

- Bądź ostrożna, Lolo - prosi. Uśmiecham się pod nosem. Przecież zawsze jeżdżę przepisowo...

- Będę. Muszę odebrać Sarę z przedczkola? - upewniam się na wszelki wypadek. Nie chciałabym przecież zapomnieć o swojej córce. Camz prawdopodobnie nigdy by mi tego nie wybaczyła.

- Nie trzeba, Dinah z Normani się nią już zajęły - śmieje się cicho. - To chyba ten moment, na który najbardziej czekałaś, bo mamy dom dla siebie. 

- Yes, wreszcie odpocznę od Dużego Cyca - mruczę dumnie, a w słuchawce rozlega się najpiękniejszy śmiech Camili. Mogłabym słuchać go godzinami, bo utwierdza mnie w przekonaniu, że ona w końcu wróciła.

- Będę czekać z kolacją. Kocham cię - mówi i po krótkiej chwili się rozłącza. Przeglądam pobieżnie jeszcze raz wszystkie papiery i te najważniejsze zgarniam ze sobą do domu. Być może to jedyna okazja do tego, że w ciszy zrelaksuję się po ciężkim dniu w pracy.

Schodząc na parking podziemny dostrzegam oddalającą się postać w ciemnym ubraniu. Zastanawia mnie, kto może być jeszcze o tej porze w firmie, ale to najprawdopodobniej któryś z ochroniarzu. Wzruszam ramionami i wsiadam za kierownicę. Postanawiam pojechać krótszą drogą obok lasu. Nie widząc dookoła żadnych samochodów, naciskam gaz, aby jeszcze szybciej znaleźć się w domu. 

Przed ostrym zakrętem staram się zwolnić, ale odkrywam, że hamulce nie działają. Tracę panowanie nad kierownicą, jadąc prosto na barierkę. Samochód dachuje kilka razy, wpadając do rowu, a ja uderzam się głową o szybę. 

- Teraz zapłacisz za wszystko, Jauregui. Camila jest już moja - słyszę dobiegający mnie głos, ale nie jestem w stanie określić czy to jawa, czy sen, bo tracę przytomność.

Opowieść wielkanocna || Camren FF || ✅ Where stories live. Discover now