Rozdział sześćdziesiąty siódmy

2.1K 126 0
                                    

Przyciągam szatynkę mocno na swoje ciało i całuję ją namiętnie. Ta natychmiast oddaje pocałunek, opierając dłonie po obu stronach mojej głowy. Uśmiecham się delikatnie i przewracam ją na plecy. Usadawiam się na jej biodrach, wolno pocierając cipką o penisa. Lauren skomli cicho, rumieniąc się lekko, kiedy członek robi się bardziej twardy. 

- Zabawimy się, kochanie? - pytam z błyskiem w oku. Dziewczyna kiwa głową, kładąc mi dłonie na udach i delikatnie je ściskając

- Dosiądź mnie, Camz - mruczy cicho. Układam delikatnie dłonie na jej klatce piersiowej i masuję ją po piersiach. Z jej gardła wydobywają się ciche pomrukiwania, kiedy dodatkowo wznawiam ruchy bioder. - Camzi - wzdycha cichutko. Uśmiecham się na to dumnie, a potem łapię w dłoń jej penisa i nakierowuję na swoje wejście.

Wsuwa się we mnie powoli, jakby rozkoszowała się naszą bliskością. Jej cholernie wolne tempo jest torturujące, ale przynajmniej czuję ją milimetr po milimetrze.

Kiedy wchodzi we mnie do końca, zaczynam się poruszać, układając dłonie po obu stronach jej głowy. Ocieram o siebie nasze piersi, co skutkuje kolejnym napływem wilgoci do dolnych part ciała.

Wyginam się w łuk, gdy szatynka w pewnym momencie uderza w mój punkt G. Skomlę cicho, naciskając palcami na jej klatkę piersiową i prawdopodobnie boleśnie ściskam jej sutek, bo dziewczyna krzywi się.

Wolno zaczynam się na niej zaciskać, przygryzając co chwila wargę i kręcąc biodrami na wszystkie strony. Lauren natomiast wypycha swoje do przodu, jęcząc głośno.

W pewnym momencie dosiadam ją szybciej i bardziej energicznie. Zielonooka wydaje z siebie jęk ulgi i tryska w głąb mojej cipki, opadając na poduszki. Dochodzę chwilę potem i wtulam się w drżący tors żony. Lo obejmuje mnie mocno, przytulając bardziej do siebie i cmoka czule w czoło z delikatnym uśmiechem.

- Cała noc przed nami - mruczę cicho, rysując przypadkowe wzorki na jej obojczyku.

- Jesteś taka nienasycona, Camz - chichocze, ale dostrzegam w jej oczach iskierki podniecenia.

- Już mi to mówiłaś - śmieję się. Szatynka uśmiecha się i całuje mnie czule w usta. Układam swój podbródek na jej mostku.

- Odpocznij trochę, kotku - odgarnia mi włosy z czoła. - Musisz zebrać siły na całą noc.

Opowieść wielkanocna || Camren FF || ✅ Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang