Rozdział dwudziesty pierwszy

2.8K 154 63
                                    

- Przybliż trochę - instruuję blondynkę. Obraz się wyostrza, a my dostrzegamy Lucy, która wchodzi głównym wejściem.
- Lauren, tylnia kamera - mruczy Camila, wskazując palcem na widok z drugiej strony budynku. - To Taylor.
- Przewiń trochę - mówię do Hansen. Po kilku chwilach widać jak obie dziewczyny wpadają na siebie. - Są zdezorientowane.
- Musiały nie wiedzieć o swojej obecności - stwierdza Camila. Cóż, tak to właśnie wygląda.
- Kłócą się o coś - Dinah wskazuje na obydwie postacie. Taylor ostro gestykuluje, ale Lucy wcale nie spuszcza z tonu. Wtedy zapalniczka wypada z dłoni mojej siostry i spada na kabel od głównego zasilania. Nic dziwnego, że poszła cała elektronika.
- Ja pierdole, idę pogadać z nią. Nie zostawię tego tak - chwytam telefon i wybiegam z biura.
- Lauren! Nie pójdziesz tam sama - przy samochodzie dogania mnie Camila. Wzdycham, drapiąc się w kark. - Daj kluczyki,  nie będziesz prowadzić w takim stanie - siada za kierownicą. Nie pozostało mi nic innego jak posłuchać dziewczyny.

×××

Pukam mocno do drzwi, gdzie mieszka Taylor. Nie otwiera nam nikt inny jak Lucy Vives, moja była asystentka.
- Przyszłam po wyjaśnienia - nie czekając na nic, wchodzę do salonu. Tay wygląda na zdziwioną, ale zaraz potem przybiera wystraszony wyraz twarzy. - Dlaczego? Dlaczego, Taylor? Jeszcze mało dostałaś, żeby teraz niszczyć moją firmę? Co z tobą nie tak?
- Byłam zazdrosna, okej? - z jej oczu kapie kilka łez. Do mojego boku przytula się brązowooka i głaszcze mnie po plecach. - Ty miałaś wszystko... Firma, apartament, a nawet dziewczynę! Jej też ci zazdrościłam, bo jest naprawdę piękna... Ten bal mi to uświadomił... Że jesteś ode mnie lepsza! Pomimo, że jesteś interseksualna - warczy, a następnie rusza w moją stronę. W ostatnim momencie łapie ją jednak Lucy. - A Vives chciała to zrobić, żeby zemścić się za zwolnienie z pracy!
- Jesteś chora, Taylor! Mój prawnik się z tobą policzy. - grożę. Oczywiście, nie zamierzam zostawić tak tej sprawy. - Idziemy, Camz - łączę nasze dłonie i kieruję się do samochodu.
- Rozluźnij się, kochanie - pociera palcami moje udo bardzo blisko krocza.
- Co robisz, Camz? - pytam, zaciskając ręce na kierownicy, aż zbielały mi knykcie.
- Na wyspie ci coś obiecałam i zamierzam dotrzymać słowa dziś wieczorem, abyś choć trochę się rozluźniła - mówi mi na ucho, przygryzając jego płatek. Cóż, przypuszczam, że wieczór będzie pełen wrażeń.

Opowieść wielkanocna || Camren FF || ✅ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz