Rozdział pięćdziesiąty trzeci

1.8K 141 9
                                    

Lauren's POV

Tydzień później wypuścili mnie do domu. Szczerze, byłam tym trochę przerażona, ale Camila starała się dodawać mi otuchy. Kilka razy przyprowadziła nawet Sarę do szpitala. Jak się można było spodziewać, dziewczynka od razu skradła moje serce i uznanie.
- To nasz dom - powiedziała wesoło brunetka, gdy przekroczyłyśmy próg apartamentu. Zaczęłam się rozglądać dookoła, widząc masę przeróżnych zdjęć. Głównie moich i brązowookiej. 
- Ładnie tu - stwierdzam. To wszystko wciąż wydaje mi się takie odległe. W ogóle nie przypominam sobie tego miejsca.
- Chodź, pokażę ci sypialnię. Lekarz kazał ci dużo odpoczywać - mówi Camila i idzie naprzód. Ruszam za nią, chwytając swoją torbę. - Jeśli się krępujesz to mogę spać w salonie.
- Nie, jest okej. W końcu masz tutaj takie same prawo jak ja - mamroczę, posyłając jej słaby uśmiech. Spędziłam z brunetką całe dwa tygodnie sam na sam, więc jej obecność nie wadzi tak bardzo jak wtedy, gdy tylko się obudziłam. 

***

Ciepłe ciało kobiety było wtulone w mój tors, gdy przebudziłam się nad ranem. Sama nie wiem jak to się stało, że spałyśmy na łyżeczkę, gdy wcześniej leżałyśmy po dwóch krańcach łóżka. Starałam się odkleić od brunetki, gdy moje biodra automatycznie odsunęły się do tyłu. Zagryzłam wargę, cofając się.
- Lauren? - zaspana dziewczyna odwróciła się w moją stronę z troskliwym wyrazem twarzy. - Co się stało?
- Nic - zacisnęłam wargi w cienką linię i podniosłam się z łóżka. Chyba przyda mi się zimny prysznic...
- Lo? - pomimo nawoływań brązowookiej, ruszyłam w stronę łazienki. Szybko się rozebrałam i wskoczyłam pod chłodną wodę. - Lauren, wszystko okej? - postanowiłam zostać cicho, mając nadzieję, że Camila odpuści. Niemniej jednak, brunetka była bardzo uparta. Nie minęła chwila, a poczułam jej ręce obejmujące mnie w talii, na co się spięłam. - Co się dzieje? - dalej się nie odzywałam, ale wtedy kobieta odwróciła mnie do siebie przodem. Tak szybko jak się dało zakryłam dłońmi swoje krocze. 
- P-powinnaś... w-wyjść, C-camila - wymamrotałam. Dziewczyna chwyciła moją twarz w swoje dłonie i nakierowała nasze oczy na siebie. Dopiero wtedy odkryłam, że w dalszym ciągu pozostawała w ubraniach. 
- To dlatego uciekłaś tak szybko z sypialni? - zapytała miękko, a ja nieśmiało przytaknęłam. - Skarbie, to nic czego bym wcześniej nie widziała. Jesteśmy małżeństwem od pięciu lat.
- A-ale... nie rozumiem, dlaczego to akceptujesz - wyjąkałam, cały czas na nią spoglądając.
- Urodziłaś się z tym i tego nie zmienisz. Gdybym tego nie akceptowała, Sary nie byłoby teraz na świecie - mówi delikatnie, czym wybija mnie z tropu. - To owoc naszej wielkiej miłości, Lo. I nic tego nie zmieni...
- C-camila...
- Zostawię cię samo, kochanie. Jakbyś czegoś potrzebowała to wołaj - składa drobnego całusa na moim czole i wycofuje się. Gdy słyszę, że zamyka drzwi, odwracam się z powrotem do ściany, zajmując się swoim problemem. 

Opowieść wielkanocna || Camren FF || ✅ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz