Rozdział 5

1.5K 107 105
                                    

Stojąca w łazience dziewczyna spojrzała na osobę w lustrze.

Podkrążone oczy. Pobladła twarz i zachrypnięty głos od długotrwałego płaczu.

Gdyby nie wiedziała, że to właśnie ona tu stoi, Marinette w życiu by nie pomyślała, że może wyglądać tak okropnie.

A jednak. Udało jej się.

Przymknęła powieki starając się opanować kolejną falę łez. Jednak zaraz ponownie je odchyliła, bo przed oczami stanął jej obraz Valerii przyciskającej swoje wąskie wargi do ust jej chłopaka.

Teraz już raczej byłego chłopaka. 

Dziewczyna odkręciła kran i ochlapała twarz zimną wodą. Podniosła ociekającą wodą twarz i ponownie przyjrzała się swojemu odbiciu. Była żałosna. Każda normalna dziewczyna zwyzywałaby Adriena, walnęła w twarz i zmieszała Valerię z błotem. A ona? Uciekła. Zresztą nie pierwszy raz. Za każdym razem, gdy coś szło nie tak, jak powinno, uciekała. Co z niej za bohaterka Paryża?

— O mój Boże! Marinette, co ty tu robisz? — drzwi otworzyły się, a do pomieszczenia z impetem wpadła Chloe. Jej blond włosy były uczesane w dwa bokserskie warkocze, a na nogach znajdowały się sportowe adidasy. Mimo całej powagi sytuacji, fiołkowooka pomyślała, że czasami chciałaby być jak córka burmistrza. Odważna, wygadana... no dobra, może nie z lekka zołzowata, ale z chęcią przyjęłaby dwie pierwsze cechy.

— Ja...On... — nic więcej nie umiało przejść jej przez gardło. Chloe, widząc w jakim jej przyjaciółka jest w stanie podeszła i mocny ruchem przyciągnęła ją do siebie, zamykając w szczelnym uścisku. Po policzkach Marinette pociekły łzy, tym razem dziewczyna już się nie powstrzymywała. Wybuchła płaczem prosto w ramię blondynki, a ta delikatnie gładziła ją po plecach zachodząc w głowę, co doprowadziło granatowowłosą do takiego stanu. Jedyne co przychodziło jej do głowy, to pogorszenie stanu Alyi, coś z państwem Dupain -Cheng, albo...

— Co ten debil znowu zrobił? — warknęła Bourgeis. Marinette odsunęła się  krok do tyłu i zaczęła mówić bez ładu i składu, chodząc w kółko i gestykulując tak gwałtownie, że blondynka prawie dostała w nos: 

— On...Wyszedł...Czekałam, ale wrócił dopiero rano...A teraz...Przed chwilą...Valeria...Powiedziała, że było cudownie...CAŁOWALI SIĘ! — ostatnie słowa wręcz wykrzyczała i znowu zaniosła się płaczem. Chloe skrzywiła się, coś jej nie grało. Znała Adriena nie od dzisiaj, ale przecież Marinette nie zachowywałaby się tak bez powodu.

— Idź do domu, Marinette — powiedziała nagle Bourgeis — albo gdziekolwiek. Spa, muzeum, po prostu stąd idź - wściekła jak osa (albo pszczoła, zależy od punktu widzenia) wyszła z łazienki zostawiając roztrzęsioną przyjaciółkę na podłodze łazienki.

W tym samym czasie Adrien stał na korytarzu przed drzwiami damskiej toalety i chodził nerwowo tam i z powrotem, obgryzając paznokcie. Szatynka dobrze wiedziała, że to wczoraj nic nie znaczyło i było całkiem przypadkowe. Nie miał bladego pojęcia, co mogło strzelić Valerii do głowy, ale przez jej głupie wymysły mógł stracić wszystko, na czy mu zależało.

Drzwi łazienki uchyliły się i wyjrzała zza nich Chloe. Gdy tylko Adrien ją zobaczył natychmiast doskoczył do blondynki.

— Chloe, musisz jej powiedzieć, że to nieprawda. Nic nie...—  zszokowany blondyn przerwał i złapał się za policzek, na którym pewnie został czerwony ślad po dłoni blondynki.

— Jesteś skończonym idiotą — odparła niewzruszona Chloe, jakby nic się nie stało — nie chce mi się z tobą gadać. Idź do Valerii.

W tym momencie dwa telefony znajdujące się w kieszeniach nastolatków wydały dźwięk świadczący o nowej wiadomości. Chloe wyjęła telefon, po czym wciągnęła głośno powietrze.

Nie Opuszczam - White Lady || miraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz