Rozdział 23

789 70 61
                                    

Błagam, niech to zadziała. Błagam, błagam, błagam.

Marinette patrzyła na ręce Chloe i modliła się w duszy. Młoda Bourgeis właśnie przelewała do buteleczki gęsty płyn o kolorze bliżej nieokreślonym. Okna w pokoju były szeroko otwarte, by choć trochę wywietrzyć ohydny zapach mikstury.

— To wygląda, jakby ktoś zmielił zdechłego jeża. Pachnie podobnie — skomentowała blondynka, zakręcają butelkę i marszcząc nos. Marinette mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła skubać odchodzącą skórkę przy paznokciu. Ostatnio często tak robiła. Przez wszechobecny stres nabawiła się tego odruchu, a był on tylko jednym z wielu.

Chloe, widząc to, odstawiła naczynie i podeszła do niej, łapiąc jej dłonie w mocnym uścisku. Marinette mimowolnie zagryzła wargę, dostrzegając kontrast pomiędzy jej zniszczonymi, suchymi dłońmi i eleganckimi palcami Chloe o gładkiej skórze.

— Marinette, nie denerwuj się — uniosła wzrok, napotykając niebieskie oczy przyjaciółki. Zawsze zazdrościła jej tego przerażającego, ale również przydatnego spokoju, jak i całkowitej pewności, że wszystko dobrze się skończy. Zacisnęła mocniej ręce — Wszystko zrobiliśmy zgodnie z instrukcjami. Nie ma mowy o pomyłce.

— Wiem. Wiem. — By przekonać samą siebie, powiedziała to dwa razy tak dla pewności — Po prostu, kiey Adrien się obudzi, zostanie wrzucony na głęboką wodę. Bastien pilnuje White Lady, my patrolujemy miasto do upadłego. Boje się, że on tego nie udźwignie.

Przenikliwe, niebieskie oczy Chloe wodziły po jej twarzy jej ramiona owinęły się wokół niej, przyciągając do przyjacielskiego uścisku. Marinette przyjęła go z wdzięcznością.

— Musisz przestać martwić się o wszystkich. Jest nas dużo, a Adrien to duży chłopiec. Potrafi o siebie zadbać, nawet jeśli ostatnio był trochę...niedysponowany.

Dziewczyna już miała roześmiać się na to jakże subtelne stwierdzenie, ale przeszkodził jej w tym dźwięk dzwoniącego telefonu. Niezgrabnie wyłuskała go z kieszeni i odebrała szybko, widząc na ekranie zaledwie dwie cyfry. Ktoś dzwonił spod przemiany.

— Marinette? — Bastien był zdyszany, mówił szybko i niewyraźnie — Znalazłem ją. Namierz mnie przez lokalizację.

I się rozłączył.

To była najkrótsza rozmowa telefoniczna w całym jej życiu, ale też najbardziej elektryzująca. Momentalnie poczuła, jak energia, która dawno zgubiła gdzieś po drodze, wraca do niej i potzrebuje ujścia w postaci ogromnego uśmiechu,

— Znalazł ją — powiedziała do Chloe, zdziwionej jej nagłą zmianą humoru — musze lecieć. Wy idźcie obudzić Adriena.

— Nie chcesz przy tym być?

Zagryzła wargę, słysząc głosik Tikki, która wyłoniła się z jej torebki, Oczywiście, że chciała. Nie mieli jednak czasu. Dwie sprawy na równym poziomie, a ona musiała zając się jedną z nich. Tą, w której Bastien potrzebował jej bardziej niż Adrien.

Mimo, że serce ją bolało, odparła:

— Oczywiście, że chcę. Ale Bastien znalazł White Lady, muszę tam iść, a wy musicie jak najszybciej go obudzić. Spotkamy się w szpitalu za pół godziny najwcześniej. Nie czekajcie na mnie.

***

Ku jej zdziwieniu Bastien stał oparty o komin przy starej fabryce. Nie wyglądał na spiętego, luźno ugiął jedną nogę w kolanie, stawiając ją poziomo na ceglanym murze. Jego czarne włosy sterczały na wszystkie strony, a blade zazwyczaj policzki były rozgrzane od biegu.

Nie Opuszczam - White Lady || miraculousWhere stories live. Discover now