— Marinette, powinnaś pójść do domu — Nino położył rękę na ramieniu przyjaciółki i spojrzał na nią zmartwiony. Dziewczyna siedziała tu już którąś godzinę wlewając w siebie hektolitry kawy.
Dziewczyna potrząsnęła głową i podniosła się chwiejnie z plastikowego krzesełka.
— Muszę go zobaczyć — odparła ochrypłym głosem i otarła policzki z zaschniętych łez.
— Marinette — młody DJ podążył zmartwiony za granatowowłosa, która kroczyła korytarzem w kierunku niskiego doktorka o płowych włosach.
— Przepraszam — Dupain-Cheng popukała go w ramię, mężczyzna odwrócił się zdziwiony odrywając wzrok od trzymanych w ręce papierów — chce zobaczyć Adriena Agreste.
Mężczyzna zamrugał małymi oczkami schowanymi za grubymi szkłami okularów.
— Eee... Ale ja... On jest nieprzytomny — zauważył inteligentnie lekarz.
Marinette przewróciła oczami.
— Więc pragnę zobaczyć jego nieprzytomnie ciało — rzuciła sarkastycznie krzyżując ręce na piersiach. Lekarz zamrugał swoimi malutkimi, świńskimi oczkami, a Nino zerknął na nią podejrzliwie spod półprzymkniętych powiek. Może to za duża ilość kofeiny jej zaszkodziła...?
— Ja... Eh, w takim razie proszę za mną.
Lekarz ruszył przez korytarz machając swoim tłusty brzuchem, a zrezygnowana Marinette podreptała za nim.
— Kto go wpuścił na medycynę — mruknęła do Nino, kiedy szli przez korytarz za przygrubawym lekarzem.
W końcu mężczyzna zatrzymał się przed białymi drzwiami. Uśmiechnął się do Marinette, dziewczyna zauważyła, że brakuje mu trzech przednich zębów. Wzdrygnęła się z obrzydzenia, ale odpowiedziała uśmiechopodobnym grymasem. Weszła ciężko do sali, a lekarz zamknął za nią drzwi. Z ulgą zauważyła, że Nino został na zewnątrz, za co była mu bardzo wdzięczna.
W pokoju było tylko jedno łóżko. Chłopak leżał na materacu, a jego pierś unosiła się równomiernie. Gdyby nie bandaż oplatający jego klatkę piersiową i zadrapana twarz dziewczyna pomyślałaby, że Adrien tylko śpi i zaraz otworzy swoje zielone oczka, przytulając ją na dzień dobry.
Przysunęła sobie krzesło i położyła głowę na jego klatce piersiowej wsłuchując się w mocne i pewne bicie jego serca. Przynajmniej to ją pocieszało.
Po policzkach pociekły jej łzy. Cholera tęsknota zaczęła dławić ją w piersi, zaczęła dusić się własnymi łzami, a powietrze w sali stało się nagle jakby gęstsze.
— To nie miało tak być... — wychlipała mocząc opatrunki. Blondyn cały czas leżał bez ruchu jak kamień, mimo jej usilnych modlitw, by ruszył chociaż jednym palcem — obudź się słyszysz... Masz się obudzić, palancie!
Wybuchnęła płaczem, a piekelny ból uderzył z nią całą mocą.
— To nie miało tak być...
----------------------------
Chloe schowała foliowy woreczek z zatrzaskiem do szuflady w komódce Marinette. Znajdowały się w niej już inne składniki, czyli łzy i ususzone przebiśniegi.
Drzwi otworzyły się, a blondynka podskoczyła w miejscu.
— No nareszcie! Co się stało, że...
Zamilkła w połowie. Stojąca w drzwiach Marinette była wymęczona i wymięta. Przekrwione oczy patrzyły na nią nieprzytomnie, a idący za nią Nino miał minę, jakby, właśnie wracał z pogrzebu.
— Adrien jest w szpitalu — odezwała się w końcu fiołkowooka. Przetarła zmęczone oczy.
— Co? — Chloe panicznym ruchem złapała ją za ramię — Jak!?
— On...
— Marinette! — z torebki dziewczyny wyleciało małe, czerwone kwami. Tikki dalej nie wybaczyła Marinette zostawienia jej w szkolnej toalecie, gdzie była narażona na różne nieprzyjemności, jednak odzywała się do niej w sytuacjach kryzysowych — wyczuwam Dinn!
— Co? — dziewczyna spojrzała na nią zdezorientowana.
Tikki przewróciła zniecierpliwiona oczami.
— To kwami White Lady! Była tu!
Trójka przyjaciół wymieniła znaczące spojrzenia, by potem jednocześnie rzucić się w kierunku drzwi. Biegli przez korytarze ślizgając się na polerowanych kafelkach i nie wyrabiając na zakrętach byle tylko jak najszybciej dotrzeć do głównego wyjścia.
Wypadli przed rezydencję, ale w ogrodzie nie było żywej duszy. Ulica co jakiś czas przejeżdża samochód, a jakiś znudzony przechodzień obrzucał obojętnym spojrzeniem okazałą willę. Żadnych śladów jakiegokolwiek odchyłu od zwykłego, nudnego dnia.
Granatowowłosa westchnęła zawiedziona i odwróciła się, by wejść z powrotem do domu. Nic z tego. Zanim zdążyła przekroczyć próg poślizgnęła się o świstem papieru leżący na ganku i wyrżnęła jak długa spotykając się boleśnie z podłogą.
Młody Lahiffe podbiegł do dziewczyny i pomógł jej wstać, za to Chloe złapała kartkę i przeleciała tekst wzrokiem. Gdy dobiegła do końca gwałtownie zbladła i drżącą ręką podała ją Marinette.
- Chyba powinnaś to przeczytać.
Mam twoich rodziców, Biedronko. Jeśli nie zjawisz się do czwartej obydwaj zostaną dosyć boleśnie zrzuceni z katedry Notre Dame. Bądź sama. Do zobaczenia superbohaterko.
-------------------
Ten rozdział jest ponad połowę krótszy niż pozostałe, jednak zmiany, które pojawiły się w związku z korektą zmusiły mnie do podzielenia go na dwie części.
Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z jej wyników, gdyż jest to ostatni korektorowany w tej turze rozdział i od czwartku lecimy już z normalnymi rozdziałami.
Mam nadzieję, że się spodobało.
Do następnego!
stingingrose
![](https://img.wattpad.com/cover/144947739-288-k519426.jpg)
CZYTASZ
Nie Opuszczam - White Lady || miraculous
FanfictionWładca Ciem został pokonany i wydaje się, że wszystko wróciło do normy. Nic nie jest jednak tak kolorowe, jak możnaby sądzić na pierwszy rzut oka. Szaleństwo ogarnia jednego z bohaterów, a Biała Pani robi wszystko by przeszło ono również na resztę e...