Rozdział 17

1K 95 56
                                    

Stephen był inny niż ostatnio.

Co prawda, Marinette nie widziała go od czasu jego felernej „wizyty" w jej pokoju, jednak od razu zauważyła zmiany. Nie chodził on już napuszony jak paw po całym korytarzu, tylko stał pod ścianą, z rękami w kieszeniach i zagubionym wyrazem twarzy, wodząc wzrokiem dookoła, jakby w zamyśleniu. Wydawało się, że nie poznawał osób, z którymi wcześniej rozmawiał często i nie raz, nie dwa pytał się przypadkowych ludzi o drogę, mimo że przebywał w tej szkole już co najmniej kilka tygodni.

Zmienił się również powierzchownie. Włosy przyciął i stawiał do góry na żelu, a ciemne ubrania i ciężkie buty wymienił na trampki i kraciaste koszule, obwiązane luźno wokół bioder. Kilka razy próbował podejść do młodej Dupain-Cheng na przerwie, ale ta zawsze uciekała spanikowana. Nie mogła nawet patrzeć na chłopaka, którego oczy śniły jej się w najgorszych koszmarach. Do tej pory miała czasami wrażenie, że po pobudce ujrzy nad sobą jego twarz i ten ohydny, obleśny uśmiech.

— Musimy coś z tym zrobić, Marinetta. — Stwierdziła Chloe po tygodniu, zakładając ręce na piersi i patrząc na przyjaciółkę spod zmarszczonych brwi. Marinette opierała drżącymi rękami o łazienkowy zlew i starała się opanować łzy, gromadzące się gdzieś w kącikach oczu. Sądziła, że z drobną pomocą czasu i opiekuńczych ramion Adriena, udało jej się zapomnieć o strachu, jednak najmniejszy widok Stephena rozpalał go na nowo w jej sercu.

— Co chcesz zrobić? — spytała Alya w odpowiedzi. Stała obok ciemnowłosej z uczuciem bezradności, które prezentowała całym swoim ciałem. Bała się podejść do przyjaciółki, przytulić ją, w obawie przed jednym z jej ataków histerii.

— Nie wiem, policja? — Chloe przewróciła oczami, jakby to było oczywiste — co jak co, ale on prawie ją zgwałcił! Musimy coś z tym zrobić! — powtórzyła — ma belle, która godzina?

Mirabelle, do której kierowane było pytanie, odparła, że lekcja trwa już od dziesięciu minut i, że jeśli nie chcą znaleźć się u dyrektora powinny brać tyłek w troki i pędzić do klasy. Chloe na tą odpowiedź opanowała śmiech. Mirabelle, (lub też moja piękna, jak lubiła ją nazywać – Mirabelle jeszcze się nie zorientowała, dalej uważała, że ma belle to jej imię z wyciętym „ir") była nieśmiała tylko w większym towarzystwie, za to przy osobach znajomych i zaufanych udzielała się jej prawdziwa, zadziorna natura.

Marinette złapała papierowy ręcznik, namoczyła go w zimnej wodzie i otarła twarz, starając się nadać jej świeżego wyglądu.

— Chodźmy — powiedziała, wrzucając ręcznik do kosza na śmieci i machając ręką na koleżanki. Źle się czuła ze świadomością, że widzą ją w takim złym stanie, ale nic nie mogła poradzić na szpile strachu, przeszywające ją za każdym razem, gdy Stephen był w pobliżu.

Gdy weszły do klasy madame Bustier obrzuciła je krzywym spojrzeniem i nie czekając aż usiądą wezwała do siebie młodą Dupain-Cheng.

— Dziewczyny, siadajcie. Marinette za mną.

Ciemnowłosa westchnęła ciężko i, powłócząc nogami, ruszyła za kobietą. Spodziewała się niezłego kazania, więc gdy drzwi klasy zamknęły się za nimi i stanęły na korytarzu, oparła się wygodnie o ścianę, czekając na opiernicz życia.

Nie dostała go.

— Marinette — zaczęła kobieta delikatnie — jak wiesz, Bastien powrócił ze zwolnienia lekarskiego i jest lekko roztrzepany, prosił byś z nim usiadła. Możesz to dla mnie zrobić? Chłopak jest naprawdę biedny, dużo w życiu przeszedł.

Młoda Dupain-Cheng patrzyła na nią podkrążonymi, szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami, zastanawiając się, kiedy przegapiła nowego ucznia.

— Kto? Nie znam żadnego Bastiena.

Bustier zignorowała jej pozbawiony szacunku ton.

— Stephen Herondale. Jego prawdziwe imię to Bastien Lorrien — nachyliła się lekko do uczennicy, ściszając ton — przez ostatnie tygodnie, zanim pokonaliście Władcę Ciem, był pod władaniem akumy. Nic nie pamięta, a potem był na zwolnieniu od psychologa. Był zmuszany do okrutnych rzeczy i potrzebuje naszej pomocy. Proszę Cię, Marinette, pomożesz mu? Jesteś jedną z najbardziej pomocnych osób, jakie znam, w dodatku Biedronką.

Dziewczyna odsunęła się od nauczycielki, gdyż jej ciepły oddech zaczął już owiewać jej twarz. Szok ogarnął jej ciało, otwierała i zamykała usta, nie potrafiąc wymówić ani jednego słowa. Przez ostatnie tygodnie nienawidziła Stephena, uważając go za najgorsze, co mogło ją spotkać, karę od losu, wcielone zło i najgorszą kanalię tego świata, a teraz okazało się, że człowiek, którego tak bardzo nienawidziła, nigdy nie istniał naprawdę. Był wykreowany przez Władcę Ciem, kontrolowany przez niego tyle dni. Stephen Herondale zniknął i nie miała prawa nienawidzić Bastiena Lorrien.

— Marinette?

Wyklinając w myślach swoje dobre serce, odparła:

— W porządku madame Bustier. Zaopiekuję się nim.

— Dziękuję, Marinette. Nawet nie wiesz, ile to dla niego znaczy.

Wróciły do klasy. Marinette, ku zdziwieniu wszystkich i wściekłości Chloe usiadła w ławce razem z Bastienem, jednak usadowiła się tak daleko od niego, że prawie spadała z siedzenia.

Na próżno. Przysunął się.

— Marinette — skuliła się w sobie. Prawie jej dotykał. Prawie, ale i tak siedział tak blisko, że mimowolnie zaczęła drżeć. Widząc to przez twarz Bastiena przemknął skurcz, ale odsunął się i gwałtownym ruchem wyrwał z zeszytu kartkę, kreśląc na niej wiadomość, pospiesznym charakterem pisma. Gdy skończył położył ją przed dziewczyną, pilnując by ich skóra nie zetknęła się ani centymetrem.

Czy zrobiłem Ci coś wcześniej? Pamiętam ciebie, ale nie nic poza tym.

Marinette zagryzła wargę i przymknęła oczy. Wszystkie wspomnienia do niej wróciły, jednak złapała długopis i odpisała. Literki, które stawiała wolno na kartce, były trochę krzywe z powodu trzęsących się dłoni.

Stephen chciał zrobić mi krzywdę, mam teraz uraz. Obiecałam Bustier, że pomogę Ci się ogarnąć, ale nie dotykaj mnie. Nie odzywaj się za często. I siedź jak najdalej.

Bastien przeczytał odpowiedź, po czym uniósł głowę i przeniósł wzrok na ścianę, chwilę się zastanawiając.

Jaką krzywdę?

Marinette poczuła jak kropelki zimnego potu perlą jej się na skroniach i karku i spływają po bladej skórze.

Kolejny warunek: nigdy, przenigdy się mnie oto nie pytaj.

Odsunęła się jeszcze trochę. Teraz już nie siedziała, tylko spadała z ławki, podpierając się jedną stopą, by nie wylądować na podłodze.

W porządku. Cokolwiek to było, przepraszam.

Marinette uderzyło to mocniej niż by chciała. Nic nie mogło już naprawić jej psychiki, nic nie mogło sprawić, by zapomniała o tym okropnym incydencie. A jednak te przeprosiny były ziarenkiem pewności, zasianym w jej sercu, że Bastien to nie Stephen. On już jej nie skrzywdzi, nie z własnej woli.

Nie przepraszaj. Po prostu pozwól mi o tym zapomnieć.

Nie Opuszczam - White Lady || miraculousDonde viven las historias. Descúbrelo ahora