Rozdział 35

756 38 47
                                    

Marinette miała wrażenie, że jasne słońce zaraz wypali jej oczy.

Stała pośrodku niemalże pustego placu pod wieżą Eiffla. Było okropnie ciepło, czuła, jak poci się pod lateksowym, cienkim kostiumem – powietrze było parne i wilgotne, zaraz zachce jej się pić.

Palce zaciskała na yo-yo, zataczała nim leniwe kółka przy swoim boku, czekając na atak.

Pusty Paryż nie był dobry. Pusty Paryż zawsze zwiastował kłopoty.

— Myślicie, że tu będzie? — spytała cicho Alya. Brązowe włosy spięła w kucyk, ona sama również mrużyła oczy przed palącym słońcem. Miraculum Lisa lśniło na jej piersi – od kiedy odebrali je Bastienowi, powróciło do prawowitej właścicielki. Trixx była bardzo ucieszona.

— Nie wiem — odpowiedziała Marinette nerwowo. Uparcie przeczesywała wzrokiem dachy pobliskich domów, szukając jakiegokolwiek błysku bieli, jasnych włosów; czegokolwiek, co zwiastowałoby przybycie White Lady. Nerwowe dreszcze przechodziły jej po plecach – nienawidziła czekać.

Kilka kroków na lewo od niej stał Nino, zaciskając wokół przedramienia skórzane paski swojej tarczy; pani Agreste lustrowała uważnie samą wieżę.

Marinette nie lubiła na nią patrzeć. Nie po tym, co stało się w Sylwestra. Niegdyś jej ulubione miejsce w Paryżu stało się jedynie przypomnieniem całego bólu, przez jaki musieli przejść po śmierci ojca Adriena. Tak jak blizna na policzku chłopaka wskazywała na jego siłę, tak wieża Eiffla przypominała jej o klęsce, którą ponieśli.

A teraz Adriena nie było nawet u jej boku. Nikt nie potrafił go znaleźć, a Chloe odmówiła udziału; byli więc tylko w czwórkę, co jedynie potęgowało jej nerwowość.

Podobnie, jak ten spokój. Ta cisza. Niewypowiedziany gorąc, od którego już zdążyło zaschnąć jej w ustach, mimo że nie mogli być tu dłużej niż piętnaście minut. Ten bezruch, który przyprawiał ją o ścisk żołądka.

— Nie podoba mi się to — oświadczyła, zadzierając głowę nieco wyżej. Czy White Lady mogła nadlecieć z góry? Już wiele razy pojawiała się znienacka, całkowicie zaskakując ich wszystkich, jakby wyłaniała się z nicości. — Może powinniśmy pójść gdzieś indziej? Spróbować ją znaleźć?

Wtedy ziemia zadrżała po jej stopami. Ledwo wyczuwalnie, nawet się nie zachwiała, poczuła je jednak w kościach.

Alya zastygła obok niej w bezruchu.

— Czułaś to? — wyszeptała, jakby obawiała się, że jej głos potoczy się po placu, dotrze do ukrytego napastnika. Wzięła drżący oddech.

— Tak — odpowiedziała Marinette, patrząc w dół. — Co to było?

— Nie wiem. Ale nie podoba mi się.

Kolejny wstrząs, tym razem o wiele mocniejszy, sprawił, że straciła równowagę – zmusił do gwałtownego cofnięcia się o krok, w celu jej odzyskania. Zamłóciła rękami w powietrzu, yo-yo wypadło z rytmu i uderzyło ją po łydkach.

Nino zmaterializował się obok nich w chwilę, stanął blisko Alyi.

— Wiecie może o co chodzi? — spytał zdezorientowany. Marszczył brwi, na jego ciemnej skórze również perlił się pot.

Marinette odgarnęła włosy ze spoconego karku. Naprawdę było okropnie gorąco.

Plac wciąż był pusty. Albo to ona nie widziała, co się działo. Może coś ją hamowało. Może coś przegapiła...

Kolejny wstrząs posłał ją na ziemię. Syknęła z bólu, uderzając kolanem o twardy bruk.

— Co, do diabła? — syknął Nino, błyskawicznie gramoląc się z powrotem na nogi. Marinette podparła się dłonią, żeby wstać.

Nie Opuszczam - White Lady || miraculousWhere stories live. Discover now