Rozdział 6

1.4K 107 51
                                    

Marinette zadarła głowę wpatrując się w wysoki budynek. Przez ogromny witraż na pewno wpadało dość światła by móc tam pracować nawet bez prądu.

Dziewczyna ostrożnie podeszła do drzwi. Mimo, że magazyn był teoretycznie nieużywany od kilkunastu lat ogromne metalowe wrota wręcz lśniły, a na imponującym zamku nie było widać ani śladu rdzy.

Tędy się nie dostanie. Obeszła budynek dookoła. Z tyłu w podłodze, pod warstwą śmieci, śniegu i zgniłych liści znajdowała się mała klapa. Farba odłaziła płatami, a zawiasy zgrzytały niemiłosiernie, ale Marinette udało się ją unieść.

Gdy czołgała się wąskim podkopem mimowolnie zachciało jej się śmiać. Kiedy Alya na pożegnanie wymamrotała adres, fiołkowooka od razu pobiegła tam jak poparzona, ale gdy tylko zobaczyła gdzie dotarła wryło ją w ziemię. Stary, opuszczony magazyn, znany jej również jako kryjówka WC-ta.

— Za dużo przebywania z Panią Agreste — wymamrotała Marinette pod nosem, brnąc przez ciemność. Korytarzyk był na tyle długi, że po kilku minutach zrobiło się całkiem ciemno, nie było widać nawet zarysu jej własnych dłoni — auć!

W egipskich ciemnościach dziewczyna nie mogła zauważyć, że podkop się skończył, więc uderzyła głową o kawałek drewna, który podtrzymywał sufit przed zawaleniem. Marinette uniosła rękę i wymacała dłonią metalową klapę. Z niemałym trudem odsunęła ją i wydostała się na powierzchnię.

Stała w rogu ogromnej sali. Pod ścianą obok niej stał stół, a na nim leżało mnóstwo lśniących noży, śrubokrętów udało jej się dojrzeć nawet coś na kształt średniowiecznej mizerykordii. Gdy spojrzała na drugi stół, tym razem ustawiony pośrodku pomieszczenia coś ścisnęło ją w żołądku.

Blat był metalowy, twardy i lśniący, śmierdział chemikaliami. Udało jej się dojrzeć cztery pary kajdan, zanim odwróciła się i przyciskając dłoń do ust, by nie zwymiotować wybiegła z pokoju.

Przystanęła w korytarzu i oparła się o ścianę, czując jak kręci jej się w głowie. Nigdy nie słyszała, by Władca Ciem przetrzymywał ofiary, a co dopiero je torturował. Już wcześniej uważała go za wariata, ale to co przed chwilą zobaczyła potwierdzało, że zmarły projektant był najzwyczajniej w świecie walniętym psycholem.

Otarła pot z czoła i na miękkich nogach weszła do następnego pokoju. Było w nim tylko drewniane biurko, nawet nie polakierowane, ot tak sobie wyciosany kawał drewna. Leżał na nim gruby brulion.

Marinette podeszła do mebla i przekartkowała zeszyt. Zapisane było tylko kilka kartek i to najwyraźniej wybranych losowo. Pismo było niestaranne, a błędy aż kuły w oczy, ale coraz to bardziej przerażona dziewczyna potrafiła odszyfrować zapiski.

"...ruda dziennikarka wie..."

"...wyeliminować..."

"...ha! za parę miesięcy zamiast Czarnego Kota będziemy mieć Kota-wariata..."

"...syn Aurore...córka Sabine...córka Claire...MÓJ SYN"

"...dobrze się spisuje. Ten dureń WC-et myśli, że jest na każde jego zawołanie. Niedoczekanie. Idiota, nawet nie wie, że jest śledzony..."

"...ostatni składnik. Zadbałam, by go nie dostali. Nawet jak im się uda będzie już za późno, a młody Agreste postrada zmysły..."

Słowa skakały jej przed oczami, w głowie coraz bardziej się kręciło. Zataczając się to na lewo, to na prawo wypadła na korytarz i chwiejnie skierowała się do pokoju, w którym dawniej spędzała tyle czasu.

Nie Opuszczam - White Lady || miraculousWhere stories live. Discover now