Rozdział 32

985 69 37
                                    

Adrien opadł na krzesełko na szpitalnym korytarzu i przycisnął swoją chłodną dłoń do rozgrzanego czoła. Pod opuszkami wyczuł opatrunek i bolący siniec zaraz obok.

Kiedy w galerii handlowej wybuchła druga bomba, jedyne, o czym potrafił myśleć, to Marinette, która zniknęła w dymie i pyle. Nie wytłumaczyła mu planu, a on tego od niej nie oczekiwał, bo zawsze robiła, co chciała, bez informowania go o tym. A on zawsze musiał jej ufać i zawsze to robił, nigdy jeszcze nie żałując tej decyzji.

Dzisiaj też nie żałował, jedyne o co mógł mieć do siebie pretensje, to że nie zabrał jej ze sobą, że nie trzymał jej bliżej siebie. Że zostawił ją, a ona zemdlała z szoku, oczywiście wpierw, ryzykując własnym zdrowiem, zdobywając Miraculum Bastiena, a on sam – mimo Pszczelego Miodu, również oszołomiony – został złapany i zabrany przez jego mamę do rezydencji. Z tego, co mu opowiadała, policja była bardzo niechętna co do wypuszczenia go ze swoich szponów, ale nie mieli szans z nią i Nino. Gdyby Chloe była przytomna pewnie poszłoby szybciej, jednak ona również zemdlała z wycieńczenia i z nich wszystkich to właśnie ona znajdowała się najbliżej wybuchu.

— Czarny Kot? — Znudzony lekarz stanął przed nim, huśtając się na piętach swoich eleganckich butów. Notował coś na podkładce, niedbale sunąc długopisem po białym papierze. Nawet na niego nie spojrzał.

— To ja.

— Wygląda na to, że z Biedronką wszystko w porządku. Wbrew naszym obawom, słuch nie uległ uszkodzeniu, jest jedynie mocno poturbowana. Radziłbym obserwowanie jej zachowania przez najbliższy czas, gdyż nie wiemy, jak ta cała sytuacja wpłynęła na jej psychikę. Jest po tomografii głowy, można ja odebrać.

Po czym odwrócił się i odszedł korytarzem, zostawiając oniemiałego Adriena na rozchybotanym, plastikowym krzesełku.

Ale buc.

Adrien stanął na równe nogi i kilkoma susami pokonał odległość dzielącą go od drzwi pokoju Marinette. On sam wyszedł z tego prawie bez szwanku, jedynie rozbił głowę uderzając o posadzkę, odrzucony ruchem powietrza.

Marinette siedziała na łóżku z nogami spuszczonymi na podłogę i bladymi dłońmi zaciśniętymi na pościeli. Ubrana była tak samo, jak kiedy wychodziła z rezydencji – w zwykłe dżinsy i beżową bluzkę na długi rękaw, obcisłą, podkreślającą jej drobną sylwetkę. Miała już na sobie buty, a kurtka czekała obok niej, niestarannie poskładana.

Kiedy tylko usłyszała otwierane drzwi uniosła głowę, rozczochrane, granatowe kosmyki rozsypały się po jej twarzy, przysłaniając niebieskie oczy.

— Adrien — zerwała się z łóżka, podciągnięte rękawy ukazały posiniaczone przedramię mieniące się pięknym fioletem, który w najbliższym czasie odda pola przeróżnym odcieniom zieleni i błękitu. Ktoś umył jej twarz i jedynie włosy dalej pokryte były pyłem. — Co z Miraculum? Macie je? Czy Bastien uciekł?

— Tak, Mari, też się cieszę, że wszyscy wyszli z tego cało — odparł, uśmiechając się pod nosem na widok rumieńców dziewczyny, wykwitłych na bladych policzkach. Podszedł i objął ją ramionami, ostrożnie, tak by nie urazić posiniaczonego ciała. Wtuliła twarz w zagięcie jego ramienia, zaciskając palce na materiale jego bluzy. Czuł jak drży, nie wiedzieć, czy z zimna, czy z przejęcia.

— Co z resztą? — zapytała, a jej głos stłumił miękki materiał.

— Chloe jeszcze się nie obudziła, ale to kwestia godzin. Mamie i Nino nic się nie stało, Bastien jest w domu, Julio się nim zajmuje. Pilnuje też Miraculum

Dobrze było trzymać ją w ramionach, czuć jej ciepło przy piersi i równomierny oddech na szyi. Przez ostatnie dwa tygodnie mieli dla siebie, co prawda, nieco więcej czasu niż w czasach przed White Lady, ale to dalej było za mało. Treningi, patrole i niekończące się dyskusje wypełniały większość dnia, a oni starali się w tym całym szaleństwie znaleźć dla siebie codziennie chociaż chwilę, momencik, w którym opadną na kanapę w jego bądź jej pokoju, porozmawiają lub poddadzą się kolejnej porcji cudownych pieszczot. Były to jedyne momenty, kiedy mogli podarować sobie wzajemną uwagę i pokazać, że mimo upływu czasu i wszystkich tych zawirowań, dalej mają siebie.

Nie Opuszczam - White Lady || miraculousWhere stories live. Discover now