Rozdział 9

1.3K 95 58
                                    

Zgodnie z obietnicą dedykuję rozdział @Silver_Luna_11, która jako pierwsza podała rozwiązanie zagadki😉

Marinette wsadziła rękę do trzymanego przez siebie worka na śmieci i przesunęła palcami po grzbiecie zeszytu.

W ciągu ostatnich trzech dni zdążyła się tu nieźle rozejrzeć. Z zawodem odkryła, że nic tu nie ma, a Pappilon działał całkowicie na spontanie jeśli o nich chodzi. Poza sprawą miraculów miał znacznie bardziej określone zamiary. W pomieszczeniu, które chyba było gabinetem znalazła teczki pełne planów zamachu na prezydenta, podporządkowania sobie Francji, a następnie podążanie na wschód w stronę krajów słowiańskich. Zaraz po pobieżnym przejrzeniu dokumentów, z drobną pomocą Mirabelle rozpaliła za magazynem ognisko, wrzucając tam wszystko co mogło być kiedykolwiek związane z chorymi planami Gabriela Agreste'a.

Marinette od momentu gdy się ocknęła cały czas myślała tylko o tym, by zdzielić White Lady w twarz. Dzięki starej masce gazowej udało jej się przeczytać część zapisków, a jedynym efektem było tylko lekkie poczucie senności. Według notatek, eliksir, który podała Adrienowi był bardzo mocny, a jego działanie powinno zakończyć się za dwa-trzy tygodnie.

Pobytem chłopaka w psychiatryku.

Adrien. Fiołkowooka chciała zrobić wszystko, byle tylko mu pomoc, ale spojrzenie w jego zielone oczy było za wielkim wyzwaniem. Ilekroć zamykała oczy widziała pod powiekami wargi Valerii ciasno przylegające do ust jej ukochanego.

Właśnie dlatego nie wróciła do rezydencji Agreste'ów. Nie umiałaby spojrzeć chłopakowi w twarz bez wybuchnięcia płaczem. A na takie okazywanie słabości nie mogła sobie pozwolić.

Jej pożegnanie z Mirabelle było krótkie. Parę słów podziękowania i obietnica, że jeszcze wróci do starego, opuszczonego magazynu.

Gdy szła ulicami miasta ludzie pokazywali ją palcami, szeptali, oślepiło ją kilka lamp błyskowych aparatów. Zignorowała wszystko. Na miękkich nogach, niczym w jakimś transie podążała prosto do swojego celu, tak bardzo bojąc się tego, co u niego zastanie.

A teraz znowu tu stała. Pod rezydencją Agreste'ów, z workiem na śmieci w dłoni i pobladłą ze strachu buzią.

Chwiejnie skierowała się do drzwi i nacisnęła klamkę. Czuła się jak odurzona, kiedy stawiała niepewne kroki na chłodnej kamiennej posadzce, po raz pierwszy od tygodnia.

-----------------------

Chloe gdy tylko weszła do pokoju od razu wyczuła, że coś jest nie tak. Było tu zaskakująco cicho, a pierwszą rzeczą, jaka rzucała się w oczy po przekroczeniu progu była połamana rama łóżka stojąca sobie bezczelnie na środku pomieszczenia.

Blondynka poczuła jak zimne igły strachu przenikają ją na wskroś. Zrobiła kilka strachliwych kroków w głąb pokoju i zamarła przerażona.

Miejsce, które jeszcze pół godziny temu lśniło czystością było całkowicie zdemolowane. Drzazgi wychodzące z łóżka sterczały na wszystkie strony, a materac - porwany na kawałki materac - leżał pod biurkiem, które zostało pozbawione jednej nogi i chwiało się niebezpiecznie pod wpływem mocnego, lutowego wiatru wpadającego przez roztrzaskane okno.

Farba była dosłownie zdrapana ze ścian, a białe, odkryte płaty znaczyły czerwone plamy krwi. Jedynym miejscem, które nadal tkwiło w nienaruszonym stanie było łóżko Marinette i jej komoda, stojące niczym jakiś mistyczny ołtarzyk.

Drzwi od łazienki były wyłamane i leżały obok wejścia. Chloe, która z każdą kolejną sekundą czuła jak zimna pętla strachu zaciska się wokół jej gardła, skierowała się w stronę łazienkowych wrót. A raczej miejsca, gdzie mniej więcej kiedyś były.

Nie Opuszczam - White Lady || miraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz