Rozdział 16

1K 84 50
                                    

— Okey, to już prawie wszystko. Zanim poddam wam ostatni składnik, musicie już zacząć ważyć miksturę. To nie jest trudne.

Wayzz obleciał cały pokój, poczym wrócił do stojącego na środku pomieszczenia kotła. Ze względu na śmierć rodziców Marinette i wypadek Adriena nie mieli do rezydencji żadnych praw i stała ona w tym momencie opuszczona. Walne zebranie zorganizowali u Chloe, pod nieobecność jej ojca.

Byli ułożenie w dość niecodziennej konfiguracji. Alya, której pamięć już prawie całkowicie wróciła, i Chloe pochylały się nad małym kociołkiem; Nino trzymał się lekko z boku, patrząc na nie spod zmarszczonych brwi, za to Marinette, która chyba najbardziej powinna się interesować postępami przy antidotum, siedziała smętnie w fotelu pod oknem i wertowała grubą księgę, spoczywającą na jej kolanach.

— Oke, jak mam to zrobić? Po prostu wrzucić wszystko, pomachać rękami niczym Merlin i ta dam? — spytała Chloe, po kilkuminutowych oględzinach zawartości kociołka. Wszystkie składniki, które kiedyś znajdowały się szufladzie Marinette, teraz zostały połamane, posiekane, czy Bóg wie, co tam jeszcze, i wymieszane w naczyniu. To wszystko zalano gorącą wodą z solą i zostawiono do ostygnięcia.

— Nie, oczywiście, że nie — obruszyło się małe kwami — Merlin może i był mądry, ale straszny z niego oszołom. Do dzisiaj pamiętam, jak przypadkiem podpalił spodnie króla Artura na jego weselu. Nigdy tego nie spisali.

— O tak — do rozmowy wtrącił się Plagg, do tej pory siedzący cicho na oparciu fotela Marinette — jakie były wrzaski. Stary się tłumaczył, że "to smok przelatywał nad ceremonią". — Kotek roześmiał się i, dalej chichocząc pod nosem kontynuował — Artur wywalił go z zamku, a potem szukał z powrotem przez trzy tygodnie. To było jak najlepszy w życiu maraton filmowy.

Chloe, zachwycona perspektywą podpalenia spodni króla, wdała się w dyskusję z dwoma kwami, za to Alya, korzystając z zamieszania, Usiadła na fotelu obok Marinette.

— Hej — położyła jej rękę na dłoni, wyrywając ją z zamyślenia — Wszystko w porządku? Myślałam, że będziesz się cieszyć, że jesteśmy coraz bliżej wybudzenia Adriena.

Młoda Dupain-Cheng zacisnęła palce na książce, aż pobielały jej kłykcie, zacisnęła usta w wąską kreskę, ale tylko ma chwileczkę, gdyż zaraz później zaczęła mówić:

— Za bardzo skupiamy się na Adrienie. White Lady jest gdzieś tam — tu wskazała głową na widok za oknem, zaczynającą się już pomału wiosnę — a my nie robimy nic by ją powstrzymać. Czytałaś gazety? Uważają, że siedzimy bezczynnie, że, cytuję, jesteśmy bardziej bezradni niż w walce z Władcą Ciem. Ludzie przestają w nas wierzyć, Alya.

Pochyliła głowę, ciemne włosy opadły jej na twarz i połaskotały policzki. Od dawna już nie spinała ich w dwie kitki, pozwalając im żyć własnym życiem.

— Sądzisz, że powinniśmy odpuścić Adriena? Zająć się patrolami?

Przez ciało Marinette przeszedł dreszcz, ona jeszcze bardziej skuliła się w sobie.

— Nie. On umiera, Alya. Nie możemy teraz przestać. Ale powinniśmy się podzielić. Ja i Nino zajmowalibyśmy się szukaniem jej i patrolami, a ty i Chloe kończyły byście antidotum. Dwie sprawy naraz i ludzie widzieliby, że coś robimy.

Alya zamyślona przeniosła wzrok na różową ścianę. Marinette nie odezwała się więcej, więc miała czas pomyśleć, nie tylko nad tą sprawą ale też nad samą właścicielką biedronkowych kolczyków. Marinette zmieniła się i to mocno. To nie była już ta sama dziewczyna, niezwyciężona, z wiecznym uśmiechem i planem na zwycięstwo. Stała się przygnębiona, ostrożna, nawet jej ruchy były oszczędne i pełne takiego jakby lęku przed atakującym ją światem. Była krucha, bardzo, i teraz już niewiele potrzebne było, by ją całkowicie złamać.

— To świetny pomysł, Marinette. Porozmawiam z Chloe i jakoś to dopracujemy.

Dziewczyna w odpowiedzi westchnęła i ścisnęła palce mulatki, by podkreślić swoje słowa.

— Nie traktuj mnie tak.

— Co?

— Jak małe dziecko — doprecyzowała Marinette — może i nie wyglądam dobrze, ale umiem o siebie zadbać. Jeszcze się nie poddałam, Alya.

***

Kolejnego dnia Marinette, razem z Mirabelle, zamknęły za sobą drzwi swojego pokoju na klucz i razem wyruszyły do szkoły. Pozwolono Marinette uczyć się w jej starym liceum, zapisano nawet do niego Mirabelle - jako towarzyszkę i osobę z brakami w edukacji, które natychmiast trzeba było uzupełnić.

Na korytarzu jak zwykle czekała cała trójka, wymieniając szeptem nerwowe uwagi. Chloe, Nino i Alya stali ramię w ramię, ale na widok dwóch dziewcząt natychmiast się od siebie odsunęli, pogrążając w zwyczajnej, uprzejmej rozmowie.

Przywitanie nie zabrało im dużo czasu. Mirabelle zaczerwieniła się lekko, kiedy oczy wszystkich zainteresowanych spoczęły na niej i wyjąkała kilka słów, przysuwając się do Marinette i chowając w jej cieniu. Towarzystwo szybko wróciło do poprzedniego tematu, wyłączając jednak z rozmowy Chloe, która stała i przyglądała się dziewczynie.

Mirabelle fascynowała ją od samego początku. Jako jedyna nie straciła głowy i wezwała ją, kiedy Marinette, niezdolna do niczego, kuliła się pod ścianą, przygnieciona okrutną śmiercią. Jej odwaga była niespotykana i na sam widok dziewczyny, stojącej zawsze gdzieś z boku, Chloe brały wyrzuty sumienia. Ona, Chloe Bourgeis, rozpieszczana i wychowana w luksusie, dostała miraculum całkiem bezpodstawnie, gdy wcale na to nie zasługiwała. A Mirabelle żyła sama, była odważna i świetnie sobie radziła, a jedyne co otrzymała od losu to samotność i gorzkie łzy. Nie zasługiwała na to.

Teraz, kiedy córka burmistrza patrzyła na dziewczynę, widziała w niej jeszcze więcej zalet. Długie, czarne włosy kręcił się w urocze małe loczki i opadały na jej twarz i sarnie, piwne oczęta. Dalej miała wychudłe policzki, a żebra prześwitywały przez ubrania, ale starą, wyświechtaną kurtkę zastąpiła nowa, a buty miała mocne i solidne. Wyglądała zdecydowanie lepiej niż ostatnio.

Chloe podeszła do nie i uśmiechnęła się. Mirabelle również to zrobiła, rozpoznają w niej dziewczynę, która całkiem niedawno wezwała do Biedronki.

— Hej, jak się czujesz? — blondynka położyła dłoń na ramieniu koleżanki.

— W porządku — wargi Mirabelle rozciagnęły się w delikatnym uśmiechu — Jesteś Chloe, prawda?

— Tak — obrzuciła ją roześmianym spojrzeniem — Mogę mówić na ciebie ma belle? Taki skrót od Mirabelle?

Mirabelle uśmiechnęła się lekko, podnosząc głowę by spojrzeć w oczy wyższej o ponad głowę dziewczynie.

— Jasne.

Chloe już otwierałam usta, by coś odpowiedzieć, jednak przerwał jej cichy krzyk Marinette. Młoda Dupain-Cheng, z twarzą malowaną przerażeniem, wbijała paznokcie w przedramię Alyi, która również pobladła patrzyła spod byka na osobę właśnie wchodząca do budynku.

Chloe również na nią spojrzała i na widok ciemnych włosów i zdradzieckiego, jakby oślizgłego uśmiechu, również pobladła.

Do szkoły właśnie wkroczył Stephen Herondale. Wyglądał inaczej, kolorowej, ale to na pewno był on.

To na pewno był on.

Nie Opuszczam - White Lady || miraculousWhere stories live. Discover now