Rozdział 31

987 57 74
                                    

Od razu uprzedzam, rozdział jest mocny. Inny niż miał być początkowo i bardziej brutalny niż wszystkie poprzednie.
No, to chyba tyle z ogłoszeń. Reszta w notatce pod rozdziałem..
Enjoy!

Ciekawe, czy bycie wkurwiającym jest dziedziczne, zadała sobie pytanie Chloe, kiedy wkraczała do rezydencji Agreste'ów, dumnie zarzucając blond warkoczami. Jeśli tak, rodzice Julio musieli być naprawdę okropnie wkurwiającym duetem.

Strażnika spotkała zaraz w drzwiach. Siedział w holu na jednym z obitych ciemną skórą, eleganckich kanap i czytał gazetę, udając, że jest ona bardziej interesująca niż obserwowanie topniejącego lodu. Nic tak nie psuje aktorstwa, jak błąd rekwizytu. Magazyn był sprzed dwóch tygodni i nawet największy kretyn (a Chloe kretynką na pewno nie była. Ignorantką, owszem, dziunią, a jakże, ale na pewną nie kretynką) dostrzegłby, że szklany wzrok ciemnych oczu wpatrzony jest w jedno i to samo miejsce. Poza tym, myślmy trzeźwo, którego zakonnika interesuje domowy przepis pozbycia się trądziku?

Parsknęła krótko, mijając mężczyznę i, całkiem nieprzypadkowo, trącając nosek jego eleganckiego buta czubkiem swego wysokiego botka. Niech ma, zasłużył gad.

Zanim weszła na schody, do jej uszu doszło jeszcze pełne sfrustrowania wypuszczenie powietrza przez nos i szelest składanej gazety. Oczami swojej złośliwej, usatysfakcjonowanej duszyczki widziała już zmrużone oczy Julia i ten rozdrażniony wyraz jego paskudnie przystojnej twarzy.

Fakt, że był ładny, nie pomagał Chloe w nienawidzeniu go. Może i ciągnęło ją do dziewcząt, ale mężczyźni nie pozostali jej obojętni, a ten snob naprawdę był spoko. Z twarzy i z sylwetki. Na szczęście nie z charakteru, więc trochę łatwiej było jej rozpalać mały płomyczek niechęci, uparcie tlący się w jej piersi.

Była już w połowie schodów na piętro, kiedy do jej uszu dobiegło sugestywne chrząknięcie, a chłodny głos Julia przeciął głos korytarza:

— Czy twojego ojca nie stać było na opłacenie ci lekcji dobrych manier?

Bezgłośnie westchnęła cierpiętniczo. Dżizas, teraz musiała spędzić w jego towarzystwie więcej czasu, niż to konieczne. Po co go kopała? Przecież mogła po prostu wcisnąć mu gazetę do gardła i byłoby po problemie.

Obróciła się na obcasie i uśmiechnęła słodko. Julio stał na pierwszym schodku z zaciśniętą szczęką i rękami założonymi na piersi, tak samo nieruchomy jak zawsze. Jakby naliczali mu podatki od gestów.

— Mój ojciec uważa, że jeśli chce się kogoś pozbyć nie wystarczą miłe słówka. Trzeba dodać kopa w dupę, by pozbyć się upierdliwca — odparła wesołym tonem, zdecydowanie nie pasującym do ostrości jej słow.

— Czy wypróbowanie tej metody na tobie również się sprawdza? — spytał mężczyzna z powątpiewaniem, obserwując jak dziewczyna wciska drobne dłonie do kieszeni krótkiej kurteczki. Tatuaże na jego rękach drgnęły niebezpiecznie przemieszczając się po nadgarstkach o parę centymetrów.

Chloe zmarszczyła brwi.

— Tylko spróbuj — warknęła, wysuwając pretensjonalnie szpiczasty podbródek i obserwując ze słabo skrywanym niepokojem jego zastygłe w bezruchu dłonie. — A wyrzucę cię stąd szybciej, niż zdążę wrzasnąć „Sayonara frajerze". A szkoda by było, bo chciałabym zobaczyć wyraz tej twojej paskudnej gęby. Marinette na pewno mnie wysłucha.

Julio zacisnął zęby, a ona uśmiechnęła się z mściwą satysfakcją. Nikt, cholera, nikt, nawet jakiś obrośnięty w piórka, walony czarodziej od siedmiu boleści, nie będzie grzebał jej w głowie. Nikt.

Julio nie odezwał się więcej, zmrużył tylko wściekle oczy. Był bezsilny, a w swojej bezsilności był słaby, czego bardzo nie lubił. Chloe zdawała sobie z tego sprawę i dlatego w umyśle tańczyła właśnie radosną macarenę na myśl, że tak, właśnie wygrała. Z czarodziejem. Czego chcieć więcej?

Nie Opuszczam - White Lady || miraculousWhere stories live. Discover now