Rozdział 26

903 78 18
                                    

Nie umiała spać.

Słońce wpadało przez jasne zasłony, skutecznie wpychając się pod powieki i, mimo zmęczenia, nie potrafiła odprężyć się choćby na sekundę. Cały czas rzucała nerwowe spojrzenia w stronę drzwi i okien, bojąc się na chwilę stracić czujność. Ostatnio Stephen – a może jednak Bastien z mocami akumy – przyszedł do niej podczas snu, na dobrze chronionej posesji. Kto wie, czy z łatwością nie wejdzie do ośrodka, podając się za jakiegoś jej znajomego. Nikt nie uznałby tego za podejrzane – w końcu był środek dnia.

Naciągnęła koc bardziej na kolana. Od ciągłego spinania mięśni bolało ją całe ciało, a warga krwawiła za każdym razem, kiedy mocniej ją przygryzła. Chloe kiedyś powiedziała, że w takim tempie to zamiast ust będzie miała wielkiego krwiaka, ale nie przejęła się tym. Chloe zawsze był złośliwa.

Spojrzała w lusterko, stojące na biurku, centralnie na przeciwko jej łóżka. Próbowała się uśmiechnąć, jednak niezależnie od tego, jaką minę przybrała, zawsze wyglądała okropnie. Jej włosy już dawno zapomniały, co to szczotka, oczy były podkrążone i zaczerwienione, a cera żółtawa.

Na dźwięk przychodzącego SMS-a podskoczyła, a potem rzuciła się w stronę urządzenia. Kiedy zobaczyła, że wiadomość jest od Adriena oblał ją zimny pot – stać się mogło wszystko, a przez wszystko rozumiała to, co najgorsze i najbardziej niebezpieczne.

Drżącymi palcami odblokowała urządzenie.

Adrien:
Jak się czujesz? Wyspałaś się?

No tak, w końcu od kiedy chłopak odstawił ją do pokoju, minęło już kilka godzin.

Przyszła kolejna wiadomość:

Adrien:
Możemy się spotkać? Mam niespodziankę 😉
To randka

Przez chwilę wpatrywała się tępo w ekran, po czym drgnęła gwałtownie. Słowo „randka" było teraz takie dziwne, takie...oderwane od rzeczywistości. W całym tym ferworze zadań, obowiązków i tragedii, zapomniała o tym, że, owszem, istnieje coś takiego jak randka i normalne spędzanie czasu jako zwykła para.

To było takie nierealne.

Bez zastanowienia odpisała.

Marinette:
Jasne, o której?

Zerknęła na zegar. Dochodziła czwarta po południu. Zwlokła się z materaca i ruszyła do szafy. Nie miała nic eleganckiego, nie licząc czerwonej miniówki, teraz jednak wydało jej się to bardzo nieodpowiednie. Nie pasowała do tych wszystkich, rozciągniętych i źle skompletowanych ciuchów, które nosiła na co dzień, ze względu na brak czasu i ochoty na dbanie o wygląd.

Adrien:
Za pół godziny może być?

Cholera.

Czuła się, jakby miała to być ich pierwsza randka. Nienawidziła tego, jak nawet zwykłe spotkanie z Adrienem na nią działa. Zawsze, kiedy tylko chłopak był w pobliżu czuła w brzuchu dziwny ścisk, a policzki czerwieniały jej zdecydowanie częściej niż powinny. Teraz niestety dochodziła do tego też długa nieobecność chłopaka. Czy będzie między nimi niezręcznie? Adrien zmienił się od trucizny niegdyś krążącej w jego żyłach – nie tylko powierzchownie, ona za to stała się zupełnie inna na skutek życia w ciągłym strachu i smutku. Czy to możliwe, że uczucie, które ich łączyło też mogło się zmienić przez to wszystko, co się działo?

Zagryzła wargę i poczuła, jak delikatna skóra pęka po raz kolejny. Westchnęła ciężko, odpisała Adrienowi, ocierając krew palcem wskazującym, i wykręciła numer do Alyi.

***

— Wyglądasz wspaniale! — Alya klasnęła w dłonie i uśmiechnęła się w lustrze do przyjaciółki. Marinette spojrzała na nią sceptycznie spod ciężkich, umalowanych rzęs i westchnęła.

Faktycznie, wyglądała stokrotnie lepiej niż... kiedykolwiek. Alyi jednak udało się wpakować ją w czerwoną minispódniczkę, z czego na początku nie była zadowolona - potem jednak, gdy Mulatka dobrała do tego przyniesione przez siebie niebieski top i, równie szkarłatną co dół marynarkę, zmieniła zdanie.

Obróciła się tyłem do lustra, łapiąc za klapy ubrania. Na nogach miała jasnoniebieskie trampki.

To nie był jej styl. Sama ubrałaby się zupełnie inaczej, nie znaczyło to jednak, że lepiej. Zadowolona otoczyła Alya ramionami.

— Dzięki wielkie. Co ja bym bez ciebie zrobiła?

Alya wzruszyłam skromnie ramionami, ale zaśmiała się krótko.

— Poszłabyś w tym — wskazała palcem leżący na krześle, wypłowialy blezer o postrzępionych rękawach. Marinette skrzywiła się. Teoretycznie ubranie powinno dawno wylądować w koszu, ale lubiła je tak bardzo, że nie mogła się do tego zmusić. Pewnie Alya miała rację - gdyby miała okazję wzięłaby ten.

Rozległ się pukanie do drzwi. Dziewczyny w jednym momencie zerknęły na zegar, Marinette uśmiechnęła się szeroko. Adrien jak zwykle przybył punktualnie - dokładnie, kiedy wskazówka zegara musnęła czubkiem cyferkę cztery.

Marinette podeszła do drzwi i otworzyła je powoli. Za nimi faktycznie stał Adrien; w dziewczynę faktycznie uderzyły zmiany, które w nim zaszły.

To nie tak, że nie widziała go wcześniej. Owszem, spędzali razem co najmniej kilka godzin dziennie, a jednak za każdym razem była zdziwiona tak samo i wciąż od nowa. Gdzieś pod powiekami dalej miała tego Adriena z okładek czasopism - o zdrowej cerze i blond włosach, przebłyskujących złotem. Teraz patrzyła na chłopaka o tym samym uśmiechu i tych samych głębokich, zielonych oczach. Miał on jednak białe włosy, pochodzące kolorem pod platynę, a skóra wyglądała jakby ktoś potraktował ją wybielaczem. Mimo tego, od chłopaka dalej bił dziwny blask doskonałości, wspomagając się szlachetnymi rysami twarzy i wysoką, szczupłą sylwetką.

W ręce trzymał pojedynczą, czerwoną różę.

— Cześć, Mariś — pochylił się, a jego chłodne wargi spoczęły na policzku dziewczyny - Pięknie dzisiaj wyglądasz.

A Marinette, po raz pierwszy od wielu dni, naprawdę czuła się piękna.

Nie Opuszczam - White Lady || miraculousWo Geschichten leben. Entdecke jetzt