•14•

5K 222 7
                                    

- Nadal nosisz naszyjnik... - mówi po krótkiej ciszy, a ja na początku nie rozumiem o co mu chodzi. - Dałem ci go, pamiętasz?

Łapię się za biżuterię i jak za pomocą magicznej różdżki powracają wspomnienia.

- Ale widoki. - śmieje się, a Matt analizuje każdy skrawek mojego ciała.

- Uwierz mi, ja mam lepsze. - uśmiecha się, a ja lekko przygryzam wargę. - Tak w ogóle to mam coś dla Ciebie.

Wyciąga jakieś pudełko i pokazuje, abym stanęła na przeciwko lustra. Wykonuje jego polecenie. Staje on za mną i zakład na szyję piękny łańcuszek z zawieszką w kształcie literki "R" w serduszku.

Stoi za mną bez tej bluzki, czym powoduje u mnie wzrost temperatury. Robi mi się gorąco na samą myśl.

- To taki dodatkowy prezent na urodziny. - mówi zapinając biżuterię. - Ale musisz mi coś obiecać... Że nie ściągniesz go, do momentu, aż przestanie ci na mnie zależeć.

Patrzę na niego i nie wiem, co powiedzieć. Mnie nie bawi jego gra. Chce mi pokazać, jak kiedyś było pięknie? Jego wina, że zepsuł, nie moja.

- W co, ty do cholery grasz? - pytam i patrzę ze złością na chłopaka. Jego oczy wskazują na niezrozumienie. - Nie istotne, idę spać. Dobranoc.

Odwracam się do niego tyłem i zamykam oczy. Przez dłuższą chwilę nie mogę zasnąć, ale to akurat przez tego irytującego bruneta, który akurat teraz musiał zacząć rozmawiać przez telefon.

***

Wstaję rano dosyć zmęczona. Mojego towarzysza już nie ma przy mnie, co lekko mnie cieszy.

Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Dosyć ciężka sytacja. To powinno być prostsze.

Powoli wstaje i idę do kuchni, bo początkowo mam zamiar iść się ogarnąć, ale głód mi nie pozwolił na to.

Siadam na czarnym krzesełku, który bardzo fajnie komponuje się z kuchnią. Dosyć stylowo urządzone jest to mieszkanie.

Robię sobie owsiankę z truskawkami, po czym wracam do pokoju, gdzie wybieram co ubiorę.

Z przygotowanymi rzeczami, udaję się do łazienki, gdzie powoli się ogarniam. Po pomalowaniu, uczesaniu i ubraniu, wracam do kuchni, gdzie czeka na mnie moja wspaniała owsianka.

Muszę się śpieszyć, bo w sumie mam nie wiele czasu, więc wręcz biegnę, gdy nagle uderzam o coś.

Podnoszę wzrok na sprawcę, który jest tym cholernym brunetem, a po chwili mój wzrok pada na piękna, czerwoną sukienkę, a raczej na ogromną plamę na niej.

Ten idiota nie dosyć, że chciał zjeść moje śniadanie, to jeszcze je na mnie wywalił.

Teraz się muszę przebrać...

Rzucam wkurzone spojrzenie do Matt'a i wracam do góry.

Przeklinam go w myślach i już widzę, jak będzie wyglądało, to mieszkanie z nim. Przecież ja mu kiedyś zęby wybije. I to obstawiam, że za niedługo.

Ubieram tym razem spodenki i krótki crop top. Wracam do Black'a, który oferuje mi podwózkę do szkoły w ramach rekompensaty, ale odmawiam i wymijam go.

Wychodzę z mieszkania, trzaskając drzwiami. Przed budynkiem czeka na mnie Jack i ze złością wsiadam do jego samochodu.

- A ciebie co ugryzło? - śmieje się ze mnie brunet, witając pocałunkiem w policzek.

- Szanowny pan Mathew. - odpowiadam zdenerwowana. - A raczej on i moje śniadanie. - Na te słowa, chłopak wybucha gromkim śmiechem, a ja szybko robię to samo.

Zatrzymujemy się pod szkołą i wysiada, aby otworzyć mi drzwi, ja równie szybko wysiadam i składam pocałunek na ustach Jack'a.

Na odchodne macham i czuję się, jak mała dziewczynka, która właśnie się żegna z rodzicami, podczas swojego pierwszego dnia szkoły.

Na dziedzińcu spotykam swoje dwie wspaniałe "przyjaciółki" i tak teraz następne pięć godzin w piekle...

***

Po szkole wracam z Harry'm do mojego nowego mieszkania i zapraszam go na małe oględziny.

- No powiem ci, że fajnie tutaj masz. - mówi, a gdy w pomieszczeniu pojawia się mój współlokator, szybko się poprawia. - Macie.

Obydwaj rzucili sobie obojętne spojrzenia, a ja postanawiam wyprać kolorowłosego o tą nową drugą połówkę.

- Nie chcę zapeszać, więc narazie nic nie będę mówić... - Zbywa mnie tymi słowami, a ja jedynie wzdycham. - Jadę do Luck'a, możesz jechać ze mną po te rzeczy.

Myślę nad tym i uznaję, że lepiej chyba będzie jechać z nim niż z Matt'em, więc szybko ruszamy w drogę.

Całą drogę się denerwuje, bo nie mam pojęcia co mnie tam czeka. Boję się reakcji na moją osobę.

- Nie denerwuj się, będzie dobrze. - Pociesza mnie, gdy dojeżdżamy do celu i łapie mnie za rękę. - Idziemy?

Wchodząc do mieszkania, zastajemy niezły bajzel, w salonie leży pełno puszek i rozsypane przekąski, a do tego na kanapie leży, a raczej śpi Luck.

- Wczoraj zrobili imprezkę. - Patrzę zdziwona na towarzysza, ale uznaję, że to nawet lepiej, bo nie będę musiała z nimi rozmawiać.

Wchodzę po schodach i kieruję się do swojego dawnego pokoju. Potrzebuje spakować resztę rzeczy do walizek, po które ma mi przyjechać Matt, a ja zabiorę motor.

Jednak jaki czeka mnie szok, gdy wchodzę do pokoju i zauważam...

Troszku krótki, ale to dlatego, że nie mam siły na nic i ciężko mi pisać.

A maraton i odpowiedzi na pytania będą  w weekend.

To wszystko co nam zostało... Where stories live. Discover now