•15•

5K 205 10
                                    

Spoglądam na dwie postacie przytulne do siebie i nie wiem co robić.

Poczułam lekkie ukłucie w sercu, ale w sumie nie jest to moja sprawa.

Staram się poruszać cicho, aby nie obudzić Michael'a i jego towarzyszki.

W pośpiechu zabieram rzeczy i schodzę na dół, gdzie akurat Harry budzi wyglądającego na martwego Luck'a.

Nie czekając dłużej żegnam go i wychodzę. Nie potrzebuje z nimi żadnych spięć. Harry ma zabrać ze sobą wszystkie rzeczy i mi je jeszcze dzisiaj przywieźć.

Wsiadam wreszcie na to moje cudeńko i jadę do mieszkanka. Czuję lekką gorycz, ale tak musi być.

Po powrocie padam zmęczona i od razu zasypiam. Widok Mike'a i jego towarzyszki, jakoś zepsuł mi całkowicie humor.

Widzę las, potężny las. Czuje, jakby coś mnie przyciągało, a ja nie jestem w stanie się sprzeciwić.

Coraz bardziej przybliżam się do tej tajemniczej ciemności, aż wreszcie otaczają mnie drzewa.

Czuję się strasznie nieswojo. Jakieś przerażenie ogarnia moje ciało. Mam złe przeczucia.

Chcę wrócić do domu, ale nie jestem w stanie. Rozglądam się dookoła, słysząc czyjeś kroki. Nagle coś łapie mnie za szyję, czuję, że trasę oddech. Robi się ciemno...

- Renesme! Przeniosłem ci gorącą czekoladę. - Szybko się podnoszę, ledwo łapiąc powietrze. - Wszystko dobrze? Jesteś rozpalona.

Patrzę na zmartwionego Matt'a, który siada na łóżku obok mnie.

- Harry przywiózł moje rzeczy? - Pytam, a on potwierdza i mówi, że przyjaciel nie chciał mnie budzić. - Ile spałam?

- Tak plus minus cztery godziny. - Otwieram szeroko oczy, słysząc to. - Co się dzieje?

Patrzę na niego i nie wiem co odpowiedzieć. Boję się tego... Swojej przyszłości i w sumie wszystkiego.

Czuję napływające łzy, a chłopak widząc to, przytula mnie.

- Nie umiem się z nimi rozstać. - mówię cichutko.

- Zmiany są trudne, ale zawsze wychodzą nam na dobre... Dzięki nim wiele możemy się nauczyć.

Pewnie ma rację, ale czemu to tak bardzo boli? Nie chce się z nimi rozstawać, przecież ich kocham. Może  nie było nam idealnie, ale przecież przyjaźń to wzloty i upadki, wszytsko byle razem.

Mogłabym powiedzieć, że to wszystko ich wina, ale czy ja jestem bez winy? Przecież mogłam to uratować.

- Dziękuję... - szepczę cichutko, a brunet całuje mnie w czoło.

Mam zamknięte oczy, więc nawet nie zauważam, gdy on się nachyla, dopiero czując jego oddech na swoich ustach, automatycznie się odsuwam i otwieram oczy.

Już miałam nakrzyczeć na niego, ale przerwał mi w tym dzonek do drzwi. Zrywam się z łóżka i biegnę do wejścia.

Widząc postać w progu, od razu rzucam się mu w ramiona, a po chwili w całym mieszkaniu słuchać trzaśnięcie drzwiami.

- Ktoś się zdenerwował... - Śmieje się Jack i zamyka za sobą drzwi.

- Co ty tutaj robisz? - pytam zdziwiona, a on całuje mnie w usta.

- A co? Nie cieszysz się? Mogę wrócić.

Kiwię głową i łapię go za rękę, a kilka chwil później idziemy do mojej sypialni. W sumie nadal mam czekoladę, którą zrobił mi mój współlokator.

W towarzystwie Devila mija mi cały wieczór i w sumie noc, bo przez oglądanie filmów, jakoś zasypiam.

Rano budzi mnie ponowne trzaśnięcie drzwiamy. No ludzie? Po cholere tak niszczyć biedne drzwi?

Przykrywam się szczelnie kołdrą i staram się dalej spać, ale oczywiście nie jest mi to dane. Czuję, że materac ugina się pod czyimś ciężarem, więc lekko wychylam się za materiał.

- Dzień dobry. - mówi brunet, całując mnie w czoło. - Tutaj małe śniadanie, tylko tosty, bo nie mogłem nic tutaj znaleźć, a Black, jakoś nie był skory do pomocy.

Czyli już wiem, kto narobił tyle hałasu rano.

Muszę coś z tym zrobić, ale narazie, to wolę się wyspać.

Przepraszam!
Nie miałam kiedy pisać! Wiem, marna wymówka i ogólnie beznadziejna, ale przepraszam.

Obiecuję wam to wynagrodzić.

To wszystko co nam zostało... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz