•30•

3.9K 144 9
                                    

Nadszedł dzień imprezy. Trochę mam żal do dyrektora, że nie można było zabrać kogoś z poza szkoły.

Ale przecież nie można mieć wszystkiego...

Na imprezę dojeżdżam z Jas i Harry'm. Czuję, że wydarzy się coś złego dzisiaj. Sama nie wiem czemu.

Po rozmowie z chłopakami o moim współlokatorze już sama nie wiem co robić. Dużo o tym myślałam i nie sądzę, aby dał radę mnie zranić. Jednak to jest Matt, on jest zdolny do wszystkiego.

Gdy docieramy do szkoły, czuje jakiś dziwny strach, dyskomfort. Może powinnam zostać w domku przed telewizorem z kocykiem.

Czas płynie nie ubłaganie. Sama już nie mogę wyłapać chwil dla siebie. Non stop Jack, Matt i chłopaki. Szkoła, praca, dom... Czy tak zła się wygląda dorosłość? Że nie można zrobić nic dla siebie i odpocząć.

Cały czas presja z każdej strony. Ucz się dobrze, wyglądaj dobrze, pracuj, pomagaj, ratuj... Gdzie tutaj coś dla mnie? Czuję się normalnie, jak kobieta po trzydziestce, która musi wychować piątkę dzieci, zająć się mężem i jeszcze wyglądać doskonale.

Bo dobrze może przesadzam, ale jestem zmęczona tym wszystkim.

Sala jest przygotowana idealnie. Wszędzie balony, serpentyny. Zauważam swoje dwie "przyjaciółki", które machają mi już z daleka. Jednak ja mam już dosyć. Odwracam się i kieruję się za Harry'm. Czemu to wszystko jest takie trudne?

Siadam przy stoliku chłopaków, którym towarzyszą piękne dziewczyny. Czy tylko ja jestem bez towarzystwa? Aż mi smutno.

Przyszłabym z Jack'iem, ale nie mogłam. Tylko osoby ze szkoły, a jakoś nie miałam ochoty iść z nikim innym.

Ciekawe z kim przyjdzie Matt... Nie żebym się interesowała czy coś.

Liczę trochę na to, że Black będzie sam, a ja nie będę wtedy jedyną osobą bez towarzystwa. Zrobilibyśmy sobie wzajemnie towarzystwo.

Początkowe szczęście na widok samotnego Matt'a wchodzącego przez drzwi, po chwili jednak szybko ono znika i zmienia się w rozczarowanie, gdy brunet podchodzi do jednej z moich "przyjaciółek".

Muszę się napić...

Po godzinie siedzenia przy stoliku samej i wypiciu już chyba trzech szklanek ponczu, w którym było lekko czuć alkohol, podchodzi do mnie jakiś nieznany chłopak.

- Mogę się przesiąść? - pyta z uśmiechem, który odwzajemniam i pokazuje chłopakowi, aby usiadł. - Co taka piękna dziewczyna robi sama na dyskotece?

- Czekam na księcia z bajki. - Żartuje sobie.

- Oto jestem. - Obydwoje się śmiejemy i po chwili rozmowy zostaję zaproszona do tańca.

Chłopak wydaje się być naprawdę miły i pomimo, że jest brunetem, jest przystojny.

Miłe towarzystwo poprawia mnie humor jednak nie na długo, bo gdy wychodzę do toalety, wcześniej przepraszając chłopaka, zostaję zaatakowana. Zaraz po wyjściu z sali zostaje popchnięta na ścianę i nim zdołam otworzyć oczy, czuje gorące usta na swoich. Przerażona próbuje się wyrwać, ale na marne, bo ktoś mocno trzyma moje ręce.

Wreszcie biorę się w garść i pomimo strachu otwieram oczy. Jakie czeka mnie zaskoczenie, gdy okazuje się, że moim oprawcą jest Mathew Black we własnej osobie.

- Co ty odwalasz? - Nagle znajduje w sobie tyle siły, aby go odepchnąć.

- Chyba raczej, co ty odpierdalasz? - Rzuca do mnie, a ja w złości zaczynam się szarpać, a gdy udaje mi się uwolnić, staram się szybko odejść.

Mój świetny plan ucieczki zostaje udaremniony, bo Black łapie mnie za rękę, ja zaczynam krzyczeć i się szarpać. Chłopak trzyma mnie za ramiona, a ja krzyczę, szarpię się i wyrywam.

- Renesme! Uspokój się do cholery! - Wreszcie moja złość ustępuje i odpuszczam. Opadam zmęczona na ziemię. - Co się z tobą dzieje?

Nie odpowiadam, bo już nie mam na to najmniejszej siły.

- Czego ty ode mnie chcesz? - pytam ostatnimi siłami, a on przytula mnie do siebie i wypowiada słowa, które całkowicie wyprowadzają mnie z równowagi.

Wiem wiem rozdziałów nie było, ale całkowicie czasu. Postaram się częściej dodawać, bo jest zimno, a ja jestem leniwa, żeby się ruszać z domu.

Więc czekajcie na rozdział.

To wszystko co nam zostało... Where stories live. Discover now