•25•

4.9K 197 29
                                    

Średnio mi się spieszyło z tym ogarnianiem, ale jak się dowiedziałam, że mogę prowadzić, to w przeciągu pięciu minut byłam gotowa.

- Powiedz mi, jak to jest, że masz tyle moich ciuchów, a ani jednej spirali ani cienia do oczu. - mówię, a on wybucha śmiechem. - Nie śmiej się tylko znajdź mi kosmetyki.

Ostatecznie znalazła się tylko kredka do oczu i spierala, staram się jakoś poprawić swoją twarz, ale ostatecznie rezygnuje.

- Tak naprawdę mam całą szafkę twoich kosmetyków, ale nie lubię, jak się malujesz. - Całuje mnie wychodząc z mieszkania.

- Jesteś okropny. - Odsuwam go od siebie, a on się uśmiecha. Typowe strzelenie focha.

- Wiem kochanie. - Otwiera mi drzwi do samochodu.

W sumie on jest uroczy. Spoglądam na niego i zauważam jak zawsze włosy podniesione do góry, ciemna koszula i czarne spodnie.

Nie wiem jak mu nie jest zimno. Ja mam na sobie długie spodnie, krótki top i skórzaną kurtkę, i szczerze mówiąc to zamarzam. Jednak jest już jesień i niestety, ale robi się coraz zimniej, a on, jak gdyby nigdy nic, chodzi sobie w koszuli.

- Gdzie będziemy jechać? - W odpowiedzi dostaję jedynie uśmiech i jedno słowo, które brzmi "zobaczysz".

Dostosowuje się do wskazówek chłopaka i w sumie cała droga mija w śmiechu, gdyż popełniam kilka błędów, ale Jack z tego co widzę nie ma mi tego za złe.

- Jak się czujesz po wczoraj? - pyta nagle, a ja patrzę na niego zdziwiona i po chwili rozumiem o co mu chodziło.

- Wszystko w pożądku. - Uśmiecham się promiennie do niego, a on to odwzajemnia. - Nie będzie ci zimno?

- Jak coś to mnie rozgrzejesz.

Ja go naprawdę kocham. To jest straszne, że pojawiła się tak ogromna zażyłość, fascynacja sobą.

Ciekawe jak to będzie dalej. Jak długo on jeszcze ze mną wytrzyma i ile ja zniosę jego głupotę...

- O tutaj skręć w lewo i będziemy już na miejscu. - Nagle mówi, a ja wybudzam się z transu i prawie mijając zjazd, skręcam. - Nie nadajesz się na kierowcę.

No co on nie powie...

Myśli, że czemu nie biorę się za robienie prawa jazdy. Przecież bym go nie zdała, nie ma nawet najmniejszych szans.

Nagle zauważam ogromny wjazd i patrzę na chłopaka. On kazuje mi wjechać i zaparkować, a ja dopiero teraz zauważam ogromny park rozrywki i cieszę się jak małe dziecko.

- Nie zachowuj się, jak pięciolatka... - Kpi ze mnie, a ja rzucam mu wrogie spojrzenie i pokazuję środkowy palec.

- Grabisz sobie gościu... - W odpowiedzi dostaję całusa w czoło, a sprawca wychodzi z samochodu.

Robię to samo wcześniej wyłączając samochód i kieruje się za nim.

Oddaje mu kluczyki, bo znając życie zgubie je i później będzie na mnie. Podziękuję. Poza tym za dużo do noszenia bym miała. Telefon mi całkowicie wystarcza.

Gdy weszliśmy zachowywałam się jak najszczęśliwsze dziecko na świecie. Bardziej cieszyłam się od tych szkrabów, które biegały przy sklepikach ze słodyczami.

Od razu udałam się na kolejkę górską, ale oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie zaczęła swojego cykorzenia i wydziwiania, że ja nie chce jednak tam iść.

Jednak mocne ramiona Jack'a uniemożliwiły mi ucieczkę.

Świetnie się bawiliśmy i zrobiliśmy mnóstwo zdjęć. Prawie pobiłam się z Davil'em, który wydawał kasę na mnie jak debil. Nienawidzę jak on za mnie płaci, czuję się z tym bardzo źle.

Padnięta wracam razem z nim do domu, a w między czasie przerabiam zrobione z nim zdjęcia i wybieram jedno, aby wstawić na social media. Nie jestem jakoś bardzo aktywna społecznie, ale tą okazję muszę opublikować.

W drodze powrotnej zatrzymujemy się jeszcze na jedzenie i późnym wieczorem wracam do domu razem z ogromnym miśkiem, którego dla mnie wygrał. A raczej kupił, bo jak to jest w takich parkach rozrywki, przegrana jest nie unikniona. 

Ale on musiał za wszelką cenę mi go wygrać, bo przecież obiecał. Ludzie, jak są zakochani robią głupoty i widzę to nie tylko po nim, ale po sobie też.

Wchodzę do domu i ledwo ściągam buty, a zostaje przygnieciona do ściany.

- Gdzie ty tyle byłaś? - Widzę strach w oczach mojego współlokatora. - A raczej czemu z nim?!

- Bo to mój chłopak? - Próbuje się wyrwać, ale on mi to uniemożliwia.

- Kochasz go?

- Jak się z kimś jest to znaczy, że się go kocha, tylko ty jesteś wyjątkiem i zakłady to twoje motto. - wysyczałam przez żeby, a jego ciało automatycznie się spina.

- Czyli ja nic dla Ciebie nie znaczę?

- Nie... Mam Ci przekierow... - Nie dane jest mi skończyć zdania, bo chłopak wbija mi się w usta, a ja będąc w szoku nie wiem co robić. Jednak ostatecznie odwzajemniam pocałunek i obejmuję bruneta, który lekko popuszcza uścisk.

- To też nic dla Ciebie nie znaczyło?

Wiem jestem beznadziejna, brak rozdziałów i w ogóle. Wybaczcie!

Dużo się u mnie dzieje proszę o wyrozumiałość.

Ale zrobię maraton!

Także zostawcie gwiazdkę i komentarz najlepiej co sądzicie.

To wszystko co nam zostało... Där berättelser lever. Upptäck nu