𝟰: ślizgońska impreza

922 72 0
                                    

— Nie wiem po co ty się malujesz, makijaż nie zasłoni twojej brzydkiej mordy — powiedziała Dafne, zapinając krótką sukienkę i przeczesując włosy palcami. Wszystkie Ślizgonki powyżej trzeciej klasy szykowały się na imprezę w Pokoju Wspólnym, która jak co roku sprawiała, że następnego dnia wielu z Domu Węża czołgało się na pierwsze lekcje, zamiast przyjść na nie wyspanym i gotowym do pracy. Lyssie jakoś to nie przeszkadzało - co roku starszacy wybierali z cztery do pięciu osób z młodszych klas, które już w tamtej chwili mogły wykazywać odrobinę imprezowego ducha, nawet jak na bycie jedenastoletnimi dzieciakami. Jakimś cudem ona od pierwszej klasy należała do tego kółka, dlatego nie stresowała się tą imprezą tak bardzo jak Pansy i Dafne. O ile tej pierwszej była gotowa pomóc, tak blondynka zasłużyła jedynie na jakąś mocną klątwę.

— Nie wiem po co się odzywasz, bo z takimi brakami w elokwencji nie ukryjesz braku mózgu — odparowała Lyssa, odrobinę papugując jej złośliwy ton głosu. Już pod koniec kolacji stwierdziła, że skoro Greengrass nie chce mieć z nią przyjaznych stosunków, to głupotą byłoby kłaść się jej pod nogi, tylko po to, aby mogła ją zdeptać. Bycie z nią w jednym dormitorium faktycznie może być uciążliwe, ale sądziła, że i na to wkrótce znajdzie sposób. Mogłaby oczywiście wymawiać się jakimiś treningami quidditcha, ale oczywiście w tym roku sezon nawet nie zostanie otworzony, bo w końcu rozpoczynał się Turniej Trójmagiczny. — I raczej nie powinnaś się mną przejmować, bo z tego co widzę, twój ukochany zainteresował się pewną Gryfonką. Na uczcie nie mógł wręcz oderwać od niej wzroku.

Kpiła z Dafne, obie doskonale o tym wiedziały, ale tą mini-partię Lyssa już wygrała. Zdjęła z siebie zielony szlafrok, by ubrać na siebie czarną, przylegającą do ciała sukienkę. Miała delikatny dekolt i sprawiała, że Fong wyglądała naprawdę ładnie, ale nie wulgarnie. Uśmiechnęła się do lustra, zadowolona z całokształtu. Miała już prawie piętnaście lat, mogła więc odrobinkę zaszaleć, prawda? Poprawiła włosy spięte w kucyk na czubku głowy i wzięła pod ramię czekającą Pansy, która w swojej zielonej, błyszczącej sukience z uroczym kołnierzykiem wyglądała naprawdę świetnie.

— Będziecie sobie teraz na każdym kroku eksponować sobie nawzajem, że siebie nienawidzicie? Boli mnie ta sytuacja, bo obie jesteście moimi przyjaciółkami — mruknęła niezadowolona, zaraz po zamknięciu się drzwi od ich pokoju. Fong pokręciła przecząco głową, nie wiedząc co powiedzieć. W całym tym swoim nakręcaniu się na zagrywki blondynki, nie pomyślała o tym, co może czuć ich kochana przyjaciółka. Do tej pory wszystko było okej i nawet jeśli zdarzały się im sprzeczki, to nie trwały one dłużej niż kilka dni.

— Słonko, ale musisz też zrozumieć, że ja jedynie próbuję się bronić. Zostałam już bezpodstawnie zaatakowana dwa razy. I w porządku, to tylko słowa, ale co będzie następne? Cruciatus? Przed tym też mam się nie bronić? — spojrzała na minę Pans, a później przewróciła oczami. — Wiem, że ten argument był przesadzony, ale ma pokazać, że to ja tu jestem ofiarą, jak na razie oczywiście. Tylko dlatego, że Dafne uwaliła sobie, że coś czuję do Zabiniego.

— Przecież jej go ukradłaś. To znaczy, nastawiasz go przeciwko Dafne. — Lyssa zatrzymała się w pół kroku, patrząc na swoją przyjaciółkę szeroko otwartymi oczami. Myślała, że Parkinson będzie stała po jej stronie, przecież od lat wiedziała, że ją i Blaise'a łączą jedynie przyjacielskie stosunki, a teraz zarzucała jej, że ona podburza go przeciwko Greengrass, która w wieku czternastu lat postanowiła ułożyć sobie życie bardzo niskim kosztem? Puściła ją i odsunęła się od niej, a jej zawiedziony wzrok był wyraźnie widoczny w półmroku.

— Tak, masz rację. A teraz pójdę ponastawiać Malfoya przeciwko tobie. Rany, zawiodłam się na tobie, Pans. — Wzruszyła ramionami, wchodząc po schodkach troszkę szybciej i zostawiając przyjaciółkę w tyle. Czuła, że w jej oczach błyszczały łzy, dlatego zaczęła szybko mrugać, by nie wyglądać jak katastrofa, gdy dojdzie do Pokoju Wspólnego. I chociaż miała jeszcze strzępki nadziej, że ten wieczór będzie lepszy, to głowa ostro zaprzeczała temu myśleniu. Postanowiła więc nie myśleć, a alkohol starszaków wydawał się idealną opcją, aby tak się stało.

Czarna Krew • Bartemiusz Crouch JuniorDonde viven las historias. Descúbrelo ahora