𝟱: lew wśród węży

879 64 2
                                    

— Nie śmiejcie się ze mnie, głupki! Tylko jeden tydzień dzielił was od męczenia się ze mną w klasie, więc dziękujcie Merlinowi, że urodziłam się później niż zamierzałam! — zaśmiała się wesoło, pijąc kolejny kieliszek Ognistej. Whisky, które na początku strasznie jej nie smakowało, teraz jedynie delikatnie piekło w gardło, sprawiając, że picie alkoholu poniekąd stawało się przyjemnością. W każdym razie, siedzenie na ziemi, w kółku z trzema dziewczynami i pięcioma chłopakami z innych klas nie było takie złe. Przestała myśleć o problemach z swoimi przyjaciółmi i ze spokojem mogła się bawić, nie zwracając uwagi na to, że Dafne sztyletowała ją wzrokiem już od kilku minut. Próbowała wkupić się w to samo towarzystwo co Lyssa, ale ostatecznie została odesłana z kwitkiem.

— Ja nie narzekałbym, mając taką ładną dziewczynę w klasie. Chociaż wydaje mi się, że Alice zabiłaby mnie z miłą chęcią — zaśmiał się Blake, a jego dziewczyna uderzyła go w ramię. Chłopak objął ją jedynie, całując mocno. Jego przyjaciele zaczęli klaskać, krzycząc "gorzko", a ich nowa towarzyszka zaśmiała się wesoło. Od początku ich dziwnej, pijackiej rozmowy, uważała ich relację za coś ciekawego, bo nie byli tacy sami jak reszta par. Nie chodzili za rączkę, nie nazywali siebie zdrobniale. Zachowywali się jak najlepsi przyjaciele, którzy po prostu weszli na wyższy poziom. Nawet w ich pocałunku było coś takiego, że miało się świadomość, że nie robią tego na pokaz, tylko dla drugiej osoby. I właśnie takiej relacji Fong sobie życzyła w przyszłości. — Chyba wybrnąłem! — powiedział z wesołym uśmiechem, patrząc swojej dziewczynie prosto w oczy, na co ta zaśmiała się wesoło, mówiąc, że odpłaci mu się później.

— Hej, Fong. A to nie przypadkiem twoje czwartaki tam się teraz kłócą? — spytał Tom, a ona spojrzała na wejście do Pokoju Wspólnego. Jej usta zacisnęły się w wąską kreskę, gdy zobaczyła przy nim czarnoskórego chłopaka, który stał za rękę z Ginny Weasley, która lepiła się do jego ramienia. Widać było, że nie czuje się tu dobrze, ale usiłowała grać pewną siebie i twardą, chociaż w rzeczywistości była rudym chomikiem, który na własne życzenie wszedł w gniazdo węży. — Co kurwa? Czy on przyprowadził Gryfona na ślizgońską imprezę? Szlag, rozumiem, jeśli byliby parą, ale! Wpuścić bydło na salony i już coś takiego!

— Ale on był w VIP-ach. Tak jak Lyssa. Tylko, że go dobraliśmy dopiero w drugiej klasie, a nie w pierwszej. To Zabini, nie? — rzuciła Kate, kierując swoje pytanie głównie do czwartoklasistki, która potwierdziła skinieniem głowy. Z westchnieniem wstała, prosząc swoje towarzystwo, by zaczekało na nią chwilę, a oni odprowadzili ją krzykami, z których nie wyłapała konkretnych słów. Stanęła tuż obok Malfoya, którego mina wyraźnie świadczyła, że nie jest zadowolony z obecności Ginny.

— Zabini, zabierz stąd tą zdrajczynię krwi. To nie jest zbiórka pieniędzy dla potrzebujących — powiedział na tyle chłodno, że Fong okrył niemały dreszcz. Spoglądała to na jednego, to na drugiego, próbując znaleźć jakieś logiczne wyjście z sytuacji. Najlepszym z nich wydawało jej się odciągnięcie Draco oraz pozwolenie Blaise'owi po prostu się bawić.

— Daj spokój, Draco. Ginny jest od dzisiaj moją dziewczyną, ma prawo tutaj być. — Głoś Zabiniego był szorstki i to w ten najgorszy możliwy sposób, jakby spodziewał się, że będzie krytykowany za to, że przyprowadził tu rudowłosą. Ale czego miał się spodziewać od najbardziej czystokrwistego domu, w którym co najmniej połowa jest dziećmi śmierciożerców, a co za tym idzie potępia szlamy oraz zdrajców krwi?

— Niestety, muszę cię zawieść. Snape jak co roku w swojej powitalnej mowie powiedział, że możemy pić i palić, ale dał nam kategoryczny zakaz na dziwki. Zatem wiesz gdzie są drzwi, wiewióro, jestem pewien, że Blaise rozliczy się z tobą później. — Jego ton głosu był surowy i cyniczny, przez co łzy trzynastolatki wypełniły się łzami. Po chwili z łzami wybiegła z dormitoriów Slytherinu, a zaraz za nią jej chłopak. W pomieszczeniu rozległy się oklaski, a Malfoy jedynie prychnął pod nosem. Złapał za szyjkę butelkę Ognistej, drugą ręką Lyssę za nadgarstek, a później pociągnął ją w stronę sypialni. Miał dość dzisiejszego wieczoru i czuł, że Fong także. Zatem oboje potrzebowali jeszcze trochę się wyluzować.

Czarna Krew • Bartemiusz Crouch JuniorWhere stories live. Discover now