𝟭𝟬: jak śmierciożerca śmierciożercę

824 66 1
                                    


— Co teraz? — spytał rozbawiony Draco, raz po raz przypominając sobie wściekłą minę Snape'a. Mężczyzna był wyraźnie wkurzony wybuchem śmiechu na jego lekcji. Natychmiast dał im szlaban na dwa tygodnie, a później odebrał ponad osiemdziesiąt punktów Gryfonom. Chyba po raz pierwszy nie żałował tego, że dostał karę. Lyssa pokręciła rozbawiona głową, szukając w torbie planu lekcji, który dostali rano od prefektów. Gdy podniosła głowę, zauważyła, że dołączył do nich Blaise, który raz po raz rzucał Malfoyowi zdegustowane spojrzenie. Blondyn przewrócił oczami, zabierając jej plan lekcji i przeglądając go. Nie podobało mu się to, że tego samego dnia mieli jeszcze cztery inne lekcje z Gryfonami. Ten dzień pomimo niektórych momentów, powoli zyskiwał miano tytułu najgorszego dnia w Hogwarcie. — Czemu mamy tyle lekcji z tymi debilami? — mruknął cicho, podając jej plan, który szybko schowała do oddzielnej kieszonki.

— Lyssa na pewno się cieszy z tego powodu — powiedział Blaise chłodnym tonem, zwracając się w stronę swojej przyjaciółki, która zmarszczyła mocno brwi, zirytowana jego zachowaniem. Naprawdę miała dość jego głupiej zazdrości o byle co i byle kogo, durnych uwag i bycia bipolarnym na tyle, by w ciągu godziny najpierw całkowicie olewać to co robiła jej Dafne, a później z perfidnym spokojem sugerować jej, że łączy ją coś z Weasley'em. Z chłopakiem, z którym nigdy nie rozmawiała, a jednak pomógł jej bez wahania. O ile Malfoya mogła zrozumieć - przecież nikt nie będzie biegł z drugiego końca sali by pomóc jej wstać, tak wpatrującego się w nią nastolatka już nie bardzo. Przecież to nie był nawet metr, prawda? — W końcu ona i jej zdradziecki chłopak będą mogli częściej się spotykać.

To była sekunda, w ciągu której Draco nawet nie zdążył zareagować. W mgnieniu oka Fong podeszła do swojego najlepszego przyjaciela, uderzając go z liścia w twarz na tyle mocno, aby jego głowa bezwładnie poleciała w bok. Patrzyła na niego z nieukrywaną złością oraz zawodem.

— Po pierwsze, nie mów do mnie tym tonem. Jeśli twoja dziewczyna go akceptuje to w porządku, ale jeśli masz tak do mnie mówić, to nie mów wcale. Po drugie, z Ronem Weasley'em nic mnie nie łączy. Nawet jeśli jest "zdradziecki", to ten chłopak zachował się o wiele bardziej szarmancko niż pożal się boże arystokrata z krwi i kości. Tak, mówię tu o tobie, głupku! — krzyknęła, zwracając na siebie uwagę praktycznie wszystkich na korytarzu. Zabini patrzył na nią zaskoczony jej nagłym wybuchem, a później uśmiechnął się zbyt dziwnym uśmiechem.

— Czyli jesteś zazdrosna o Dafne? — spytał z nadzieją w głowie, a ona spojrzała na niego z niedowierzaniem. Naprawdę nie sądziła, że ten chłopak faktycznie robił to wszystko tylko po to, aby była o niego zazdrosna. Nie mógł sobie uświadomić tego, że to co teraz robił było dla niej po prostu okropne?

— Ty to chyba na głowę upadłeś. — Zacisnęła swoją dłoń na torbie, a później odwróciła się na pięcie, zmierzając w stronę klasy do OPCM-u. Jej kroki były szybkie i nerwowe, a od niej samej iskrzyła aura poddenerwowania i dystansu do kogokolwiek. Każdy w tym momencie już wiedział, że w tym momencie lepiej do niej nie podchodzić. Zatrzymała się przed charakterystycznymi drzwiami gabinetu profesora, chcąc złapać trochę oddechu. Wpatrywała się tępo w ścianę przed sobą, zastanawiając się czy Zabini faktycznie zwariował. Drzwi zamaszyście otworzyły się, a ona stanęła twarzą w twarz z profesorem Moody'm, który wyglądał jednak inaczej niż poprzedniego wieczora. Wyglądał tak, jakby cechy aurora przestawały działać i z jakiegoś powodu zamieniały się w części ciała jakiegoś młodego, ale i zmęczonego człowieka. Zaledwie raz widziała ten efekt, po tym jak widziała Hermionę u Pani Pomfrey. Jednak był tak niezapominany, że od razu wiedziała o co chodzi, nawet jeśli u Gryfonki ten proces przebiegał bardziej dziko ze względu na zastosowanie sierści, a nie włosów. — Pana eliksir wielosokowy przestaje działać, proszę pana. Jeśli chce profesor zostać anonimowy, powinien pamiętać o tym, aby pić go regularnie.

Dłoń mężczyzny zadrżała, gdy mocniej ścisnął różdżkę, chcąc natychmiast usunąć tej dziewczynie wspomnienie z tego spotkania. Jednak jej oczy ze szczerym zainteresowaniem wpatrywały się w jego coraz bardziej odkrywającą się twarz. Z westchnieniem sięgnął po piersiówkę, wypijając z niej spory łyk, a po jego twarzy przebiegł dreszcz obrzydzenia spowodowany smakiem płynu. Naprawdę nie lubił pić tego cholerstwa, ale jeśli jego ukochany Czarny Pan mu to rozkazał, to on z przyjemnością wypełni ów rozkaz, zupełnie nie zważając na środki. Sam fakt, że dla Czarodziejskiego Świata był martwy, dawał mu całkiem spore pole do popisu. A ta dziewczyna mogła dać mu jeszcze większe, gdyby odpowiednio ją zmanipulował.

— Pozwolę ci żyć z tą świadomością. Interesuje mnie twój następny ruch. — Schował naczynie za pazuchę starego, śmierdzącego Moody'm płaszcza, którego wręcz nie znosił. Nie mógł jednak ubierać się tak jak lubi. Sporą trudność sprawiało mu także paradowanie z drewnianą nogą, jak i trzymanie tego ohydnego oczyska w oczodole. Ale czego się nie robi, dla tej wszechmocy jego władcy?

— Władza i potęga — szepnęła jedynie, całując złączony palec wskazujący i środkowy prawej dłoni, a później przyłożyła je do zgięcia lewego łokcia, kłaniając się nieznacznie. Uśmiechnął się zaskoczony oraz zadowolony z tego obrotu sprawy. Odwróciła się, idąc w stronę klasy, do której i on miał dołączyć po paru chwilach. Razem z tą wierną, jeszcze nie przysięgłą, poddaną Czarnego Pana.

Czarna Krew • Bartemiusz Crouch JuniorWhere stories live. Discover now