𝟭𝟭: plan

797 59 0
                                    


Czas w Hogwarcie zawsze był dla Fong niesamowicie magiczny. W tym miejscu podczas natłoku szkolnych obowiązków, spędzania czasu z przyjaciółmi, jak i przebywania w gabinecie profesora OPCM-u, czas wydawał się płynąć dużo szybciej niż faktycznie robił to w rzeczywistości. Nie zaskoczyła jej więc informacja, że dzisiejszego wieczora odbywa się uczta na cześć Nocy Duchów, o której jak co roku zapomniała. Miała ciekawsze rzeczy do roboty niż odliczanie dni do kolejnego, bezsensownego, czarodziejskiego święta. Każdego dnia z zniecierpliwieniem wyczekiwała jakiejś informacji o przybyciu uczniów z innych szkół na Turniej Trójmagiczny lub czegokolwiek innego, co mogłoby pokazać, że jej tegoroczne oczko w głowie rozpocznie się za kilka dni. Ta niecierpliwość nie przysparzała jej dobrego humoru, a zbyt pogodne i typowo letnie dni, rozstrajały jej myśli i przenosiły na zdecydowanie zbyt odległe tory. Jednak dalej bezsprzecznie kochała to miejsce, nawet jeśli zamek wydawał się zbyt jasny, a rozbiegani uczniowie z innych domów często grali na jej już skołatanych nerwach, przez co zyskała niezbyt pochlebną opinię osoby niemiłej i pozbawionej serca już lata wcześniej. Teraz gdziekolwiek nie poszłaby, zaledwie utwierdzała ich w tym przekonaniu. Nie przejmowała się tym, bo jej prawdziwy dom, Slytherin, wiedział jak miłą i serdeczną osobą jest. I naprawdę żaden Weasley wyjący jej za uchem, że ona i Draco są siebie warci, nie miał wręcz postaw, aby przysporzyć mu złego humoru.

Sytuacja w jej życiu towarzyskim przedstawiała się dość nijak. Pansy Parkinson nie szukała z nią żadnego kontaktu, dalej uważając ją za okropnie złą, ponieważ wymyślona na szybko bajeczka Dafne, na stałe utknęła w jej głowie. Greengrass przez dłuższy czas usiłowała pokazywać jaka to ona nie jest wspaniała i cudowna, że dopięła swojego celu i wygrała z tą przebrzydłą Fong, a sam Zabini wydawał się dość obojętny w stosunku do niej. Z tego co wiedziała, to zarówno jego rodzice, jak i rodzice blondyny, podpisali przedwczesny kontrakt małżeński, który zobowiązywał ich do małżeństwa zaraz po zakończeniu Hogwartu. Nie było więc nic dziwnego w tym, że zniknęło ich wspólne siedzenie na kanapie, czytanie w bibliotece opasłych, czarnomagicznych tomisk (Oczywiście tak, aby nikt tego nie widział.) lub najzwyklejsze spędzanie czasu wieczorami, które niezwykle dłużyły się jej zaledwie w pierwszym dniu. Już drugiego dnia szkoły, po dość produktywnym szlabanie u Snape'a, znalazła ciekawą, wieczorną alternatywę. Bardzo często spędzała go w prywatnych kwaterach bezimiennego mężczyzny, który podszywał się pod Alastora.  bo później znalazła ciekawą alternatywę, który stanowił bezimienny mężczyzna, który podszywał się pod Alastora. Uczył jej Czarnej Magii, przekazywał wiedzę na temat Czarnego Pana, jak i w ostateczności po prostu spędzał z nią czas, niekiedy fantazjując i przyrzekając, że gdy ich władca ponownie zasiądzie na tronie, ona będzie gotowa uklęknąć przed nim i służyć mu tak, jak będzie od niej żądał. Wiedziała, że ma tutaj misję i chciała pomóc mu ją wykonać.

— Czara Ognia jest potężnym artefaktem zostawionym przez gobliny setki lat temu. Wydaje się posiadać własną inteligencję oraz jest bezstronnym sędzią. To jasne jak słońce! Ale dalej jest przedmiotem. Wątpię, że da się go oszukać Confundusem, nawet tak potężnym jak mój — westchnął, zniecierpliwiony pocierając zgięcie łokcia, które już od ponad dekady nie dało o sobie znać. Tak bardzo chciał, aby przeszywający ból wezwania znowu rozerwał jego duszę, jak i ciało, że chaotycznie zaczął miotać się po pokoju, szukając zajęcia dla dłoni. Spojrzała na niego ze zrozumieniem, opadając na miękki, puchaty dywan przykrywający prawie całą powierzchnię podłogi sypialni jej profesora. Ona nie odczuwała tego tak mocno. Chciała służyć, chciała mieć znak.

— Lepszego pomysłu nie mamy! Aby wrzucić tą pieprzoną karteczkę, trzeba będzie stanąć na głowie. Jeszcze będę musiała zdobyć jego podpis, aby wyszło na to, że Złotemu Chłopcu nie jest dość sławy. Wprawdzie Dumbledore i Snape za nic w to nie uwierzą, ale to sprawi, że dzieciaki odsuną się od Pottera i będzie szukał pomocy u kogokolwiek, kto będzie w stanie mu jej udzielić. — Jego dziki wzrok spoczął na piętnastoletniej dziewczynie, która leżała rozłożona na szarym dywanie. Całkiem niedawno, w jej urodziny, postanowił sprawdzić jej przydatność, która była w takich chwilach wręcz zadziwiająca. Umiała kombinować, być pomysłowa i dążyć do celu prostymi, skutecznymi sposobami, o których on zapomniał już lata temu. Jej obecność skutecznie tłumiła jego szaleństwo, którego nabawił się w Azkabanie, przez co jego umysł był czysty, skory do zaakceptowania większej ilości pomysłów. Jednak przede wszystkim urzekła go prostota, z jaką wypowiadała i rzucała kolejne Niewybaczalne na coraz większe i niewinniejsze zwierzęta, które sprowadzał specjalnie dalej, bez oporu korzystając z sakiewek Alastora. Sądził, że już niedługo będzie mógł pokazać jej swojego więźnia, a także przetestować czy z równą łatwością będzie torturować człowieka. — Musimy zrobić wszystko, byleby Czarny Pan powrócił. Wszystko.

— Wiem. Ja naprawdę to wiem, Alysso. Ale teraz musimy iść na ucztę. Wieczorem przybędą do Hogwartu goście i... — Pokręciła przecząco głową, a jej ciemne włosy jeszcze bardziej rozlały się po powierzchni, łagodnie odcinając od nudnego koloru szarości. Nie musiał mówić absolutnie nic. Dzisiaj rozpoczynała się ta swoista gra, od której zależało wszystko to, w co najmocniej wierzyły ich serca.

Czarna Krew • Bartemiusz Crouch JuniorWhere stories live. Discover now