𝟯𝟴: plan skrzeloziele

471 43 1
                                    


— Hej, Longbottom! Zgubiłeś to! — zawołała Fong, a kilka osób odwróciło się w jej stronę z zaskoczeniem. Był to widok nad wyraz niecodzienny, aby jeden ze Ślizgonów wołał Gryfona. I to jeszcze Alyssa; nie od dzisiaj było wiadomo, że żywi niesamowicie silną pogardę dla każdego, kto nie należy do jej domu, a metody okazywania tego bywają nieraz okrutne i niemałostkowe. Hogwart jednak odetchnął z ulgą, gdy okazało się, że osoby czystokrwiste - póki nie popierały mugoli - miały u niej pewien wakat, z którego wielu chętnie korzystało. W ten sposób minęło trzy i pół roku, w ciągu których dziewczyna wyrosła oraz wypiękniała, a jej zagorzali przeciwnicy zapominali o urazach, by kontemplować nad jej orientalną urodą. A także ciętym językiem. Ten z wiekiem stawał się tylko bardziej atrakcyjny.

Podeszła do niskiego, pulchnego Gryfona, który zadygotał ze strachu. Przywołała na twarz blady uśmiech, a później pomachała mu przed twarzą książką, którą klika miesięcy temu wcisnął mu Barty. Z uśmiechem zapytała czy interesuje się tym tematem, bo chciałaby kiedyś sprawdzić co jest w jeziorze. Ten, ciągle przerażony, ale widocznie zachęcony do rozmowy, zaczął opowiadać jej o przeróżnych roślinach pozwalających skrzelom wyrosnąć w ciągu sekundy, ale zazwyczaj szło to w parze z okropnym bólem. Jedynym, w miarę przystępnym dla nastolatków środkiem mogło być skrzeloziele. I o ile Fong nie przeszkadzało, że Potter będzie cierpiał lub coś mu się stanie, to jej ukochany fanatycznie bredził o przynależności chłopaka do Czarnego Pana i ma dostać go w całości i nienaruszonego. Z uśmiechem stała patrząc na Neville'a i z udawanym zainteresowaniem kiwała głową co jakiś czas. Chłopak był istną, małą świnką z zębami bobra. A myślała, że to Granger ma z tym jakiś problem, po tym jak Draco potraktował ją zaklęciem. Swoją drogą, gratulowała mu za to bite dwa tygodnie, a on pławił się w zasłużonym blasku. Wracając jednak do Longbottoma - niewiele o nim wiedziała, bo niewiele wiedzieć musiała - najciekawszym faktem z jego życia było to, że jego rodzice są po kilkudziesięciu Cruciatusach i nie bardzo dają radę sobie z życiem. Właściwie zachowują się tak, jakby nie mieli duszy. Stan ten bardzo interesował Alyssę nie tylko ze względu na to, że lubiła doprowadzać innych do tego stanu. Pociągała ją wizja sławy, którą mogłaby dostać na ręce jeśli znalazłaby dobre przeciwzaklęcie lub eliksir. A skoro mogła dostarczać sobie obiektów badawczych, to czemu miałaby nie skorzystać?

— Och, a mógłbyś mi to pokazać? Chciałabym wiedzieć jak to wygląda. — Posłała mu słodki uśmiech, a on kiwnął głową i drżącymi dłońmi otworzył książkę na odpowiedniej stronie, tak jakby znał ją na pamięć. Popatrzyła na tą roślinkę zamyślona, udając że czyta gdzie można ją znaleźć, ale w myślach układała plan jak to rozegrać. Miała zamiar powiedzieć Longbottomowi, że Snape posiada taką roślinkę. Problem polegał w tym, że nawet jeśli mu o tym powie, to chłopak na pewno nie włamie się do składzika kogoś, kogo się boi tak bardzo, że na jego lekcjach niemal mdleje. Zresztą, zdawało jej się, że ta część planu ciągnie na szczęściu, bo nie gadał tak często z Potterem i szansa, że zaczną sobie gadać akurat o Turnieju była żałośnie niska. — Snape takie ma! To świetnie!

— Zamierzasz to ukraść? Teraz? — spytał cicho, a ona kiwnęła głową. Chłopakowi zaświeciły się oczy, jakby była jego ostatnią deską ratunku na przeżycie niesamowitej i ekscytującej przygody. Podziękowała mu, odchodząc, a on ruszył za nią. Westchnęła. Z tego co wiedziała, Severus będzie dzisiaj na obiedzie u Malfoyów. Od czasu tego pierwszego, Narcyza często zapraszała ją na tego typu spotkania, ale Alyssa, zgodnie ze swoimi słowami, zawsze odmawiała. To była jej decyzja, że nie chce mieć rodziny. Martwienie się strasznie ją denerwowało, chęć pomocy irytowała, ale cała ta miłość i otoczka rodzina rozpalała jej gniew aż do białości. Dlatego zdecydowała się skończyć tą bajeczkę zanim ta na dobre się rozkręci. — Czego chcesz? Iść ze mną?

— Tak, jeśli pozwolisz... — wyjąkał, a ona niewidocznie dla niego przewróciła oczami. Naprawdę miała ciekawsze rzeczy do roboty, niż niańczenie Longbottoma. Zamiast tego, uśmiechnęła się rozbawiona, odwracając się w jego stronę.

— No, no. Od tej strony to ja cię nie znałam, Gryfiaku — zaśmiała się, a on spąsowiał i zatrząsł się jak galareta. Po chwili jednak na jego twarzy pojawiła się pewność, a policzki zaokrągliły się. — Wiesz, że jeśli nas złapią, to zwalę winę na ciebie?

— Spokojnie. Akurat w to nikt ci nie uwierzy. — Wzruszył ramionami, uśmiechając się delikatnie. Alyssa pokiwała głową z uznaniem. Może Neville wcale nie był aż taki zły, jak jej się niegdyś wydawało?

Czarna Krew • Bartemiusz Crouch JuniorWhere stories live. Discover now