𝟰𝟭: marzenia to decyzje

470 39 0
                                    


— Naprawdę? Znowu zakuwasz? — spytał z niedowierzaniem Draco, który wkroczył do dormitorium dziewcząt. Myślał, że po świętach wszystko wróci do normy, będą znowu wychodzić na spacery i spędzać ze sobą masę czasu. Ale nie, Alyssa znowu siedziała otoczona pustymi kubkami, butelką whisky i masą książek. Podniosła zmęczony wzrok na chłopaka, ale po chwili znowu go opuściła na rozłożone notatki. Zaklęła cicho, gdy okazało się, że odłożone niedbale pióro zaplamiło atramentem jeden z arkuszy i miał na swojej powierzchni jeden, ogromny kleks. Zgniotła pergamin w kulkę, wrzucając go do przepełnionego kosza i wzięła się za przepisywanie kolejnych, skomplikowanych notatek, dotyczących budowy ciała czarodzieja i rozmieszczenia układu magicznego. Nie wiedziała, że tak mało czarodziejów pali i pije nie dlatego, że nie mogą, ale dlatego, że serce czarodzieja było niemalże półtora razy mniej wydolne od zwykłego, mugolskiego, ponieważ oprócz pompowania krwi, zajmowało się też magią. — Lyss, mówię do ciebie!

— Wiem, po prostu... Ugh! — jęknęła, szarpiąc się za swoje włosy. Czuła, że zbawienny wpływ czarnej magii ustępuje i znowu cenną pamięć jej mózgu w większości zalewają emocje. Nauka nie szła już tak dobrze, gdy zamiast się skupić, myśli wędrowały w tą lub inną stronę, zamiast się przymknąć. Naprawdę chciała to umieć. Chciała nauczyć się podstaw medycyny już teraz, żeby później mieć łatwiej, gdy przyjdzie czas na trudniejsze tematy. Problem polegał w tym, że uzdrowiciele musieli umieć WSZYSTKO. Eliksiry były im cholernie potrzebne, Zaklęcia też. Transmutacja często się przydawała, Obrona Przed Czarną Magią też, zwłaszcza w czasach wojny, gdy to medycy zwykle bywają pierwsi usuwani z pola bitwy. Starożytne Runy były potrzebne do niektórych rytuałów uzdrawiających, Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami także, ponieważ niektóre substancje potrzebne do lekarstw niekiedy musiały być pobierane bezpośrednio od danego zwierzęcia, zazwyczaj jeszcze przy określonym ułożeniu gwiazd. Zatem tak, Astronomia także była do wykucia. I oczywiście jeszcze była jej potrzebna wiedza mugolska, w wypadku nie posiadania różdżki. Ogrom tego wszystkiego ją przytłaczał. Robiła zadanie za zadaniem jak robot, ale stwierdziła, że dokona tego wszystkiego i zostanie uzdrowicielem. Chociaż patos i irracjonalizm tej sytuacji trochę ją przytłaczał - Śmierciożerca chciał zostać uzdrowicielem i to w dodatku takim, który po zakończeniu siedmioletnich studiów powinien przyklęknąć i złożyć przysięgę magii wobec życia, że nigdy nie zadziała na niekorzyść życia. — Tego jest cholernie dużo, a ja zaczęłam strasznie późno. Muszę nadrobić rok z ONMS-u oraz Starożytnych Run i podciągnąć się z transmutacji. Nie wspominając, że moje eliksiry ciągle są tragiczne. Ja naprawdę się z tego nie wygrzebię.

— Ja wiem, że gdy zaczynamy marzyć, podejmujemy tak naprawdę decyzję. Ale czy mamy zaniedbywać aktualne życie, tylko dlatego, że wymarzyliśmy sobie inny scenariusz na za kilka lat? Jesteś młoda, powinnaś się bawić i żyć. A ty? Gdy zaczynaliśmy tą klasę, mówiłaś, że czujesz się od nas dużo młodsza. Że możesz żyć jak chcesz, robić co chcesz i że nie będziesz myśleć o ślubach i związku. Minęło jakieś pół roku. Żyjesz jak zombie, zapewne nie robisz tego co chcesz i jesteś zaręczona. Czy to na pewno tak powinno wyglądać? Czy tak bardzo można zmienić się w pół roku? — Malfoy patrzył, jak oczy Alyssy wilgotnieją, ale zamrugała kilkukrotnie, a później włożyła pióro do kałamarza. Oparła głowę na kolanie, uśmiechając się i patrząc na pierścionek na swoim palcu.

— Nie oddam go, bo kocham mężczyznę, który go tu włożył. I na pewno nie dlatego, że wytknąłeś mi hipokryzję. Cholernie dużo zmieniło się przez to pół roku, Draco. To nie tylko brak Dafne. Jest tego o wiele więcej. I właśnie te momenty pokazały mi, że nauka, a także wiedza są kluczem do wszystkiego. — Westchnięcie rozdarło to pomieszczenie, gdy Malfoy się po prostu poddał. Wiedział, że wybicie jej czegokolwiek z głowy będzie szczególnie trudnym zadaniem, ale nie że aż tak. Ale jeśli postanowiła, to musi ją wspierać.

— Dasz sobie przecież radę. Ze wszystkim, co tylko chcesz. Ale to nie oznacza, że przez cały weekend masz wyjść z dormitorum jakieś dwa razy, właściwie tylko do łazienki i nic więcej, tak? Czy ty w ogóle coś jesz i pijesz poza gorącą czekoladą i herbatą z alkoholem? Jak długo jesteś bez posiłku? — Wzruszyła ramionami, nie bardzo wiedząc jaki mają dzień i godzinę. Ostatnio faktycznie żyła trochę jak zombie i gdy dziewczyny szły na lekcje, to snuła się za nimi, by zaraz po nich wrócić do swojego dormitorium, ucząc się dalej. Jej głowa buzowała od łacińskich sentencji i anatomicznej budowy ciała, ale musiała przez to po prostu przebrnąć. — Jest już po północy, pójdę ci po coś do jedzenia do kuchni. Żebyś nie zagłodziła się tu na śmierć. Pamiętaj, proś o co chcesz i zawsze dasz sobie radę.

Patrzyła na jego plecy znikające za drzwiami i schowała twarz w dłonie. Wstydziła się przyznać, że nie daje już sobie rady z niczym, a zwłaszcza z samą sobą.


Czarna Krew • Bartemiusz Crouch Juniorحيث تعيش القصص. اكتشف الآن