𝟯𝟭: ciemne włosy blacków

566 47 0
                                    


Zimowe płatki spadały wokół niskiej postaci stojącej na dworcu King's Cross. Jej ciemnozielony płaszcz zlewał się z grubymi rajtuzami o podobnym kolorze, które wbiegały prosto w buty na wysokim i grubym obcasie. Patrzyła z zachwytem na śnieg, który spokojnym rytmem opadał na podłoże oraz na jej wyciągnięte w koszyczek dłonie szczelnie owinięte puchowymi rękawiczkami z jednym palcem. On patrzył na nią z boku, a obca osoba mogła dostrzec w jego spojrzeniu niemal boską cześć. I właśnie ta bogini miała na palcu pierścionek, który niegdyś nosiła jego matka. Znak tego, że chce być z nim i przynależeć do niego, mimo osiemnastu lat, jakie ich dzieliło. Czasami, w chwilach zwątpienia, ciągle nachodziły go myśli, że gdy on kończył Hogwart, ona ledwo się rodziła, ale nie mógł nic poradzić na magię, którą wokół siebie roztaczała. I ta ciepła magia przyciągała go o wiele bardziej niż władza i potęga Voldemorta, ale do tego w życiu nie przyznałby się nawet przed samym sobą.

— Co ty z sobą zrobiłaś? — mruknął cicho, uświadamiając sobie, że Lord jest dla nich jedyną szansą na normalne, przyszłe życie. Na to, by mógł budzić się przy niej przez całą resztę swych dni, na to by mogli chodzić na randki i publicznie się pokazywać. Nie jako namiastka kogoś innego, odtworzona zaledwie w kilku procentach przy pomocy eliksiru, ale jako on, Barty Crouch Junior. Chociaż naprawdę nie przeszkadzałoby mu przejęcie nazwiska dziewczyny. Pozbyłby się w końcu plugawego nazwiska ojca raz na zawsze. Jednak teraz ich związek musiał przejść najcięższą próbę. Jako wierni słudzy, jeśli ich Pan powie, że to nie ma prawa bytu, oni będą musieli zrezygnować z siebie. Stać się znowu zaledwie współpracownikami w wielkim planie powrotu, którego trybami są oni sami. Spojrzał w bok, dostrzegając Malfoyów zmierzających w stronę młodziutkiej dziewczyny. Naciągnął kaptur mocniej na głowę i oparł się o jeden z filarów. Z tego punktu doskonale mógł słyszeć przebieg rozmowy, którą chcieli z nią przeprowadzić.

— Witam, panno Fong — przywitał się dostojnie Lucjusz, ujmując łagodnie jej dłoń, a Narcyza uścisnęła ją delikatnie. Dziewczyna dygnęła, mówiąc z wyraźnym szacunkiem "państwo Malfoy" i z uśmiechem na ustach odwracając się w kierunku Narcyzy. — Chcieliśmy wyjaśnić okropne nieporozumienie, jakie zaszło, gdy byłaś u nas z Draconem jakiś czas temu. Uznaliśmy, że nie jesteś gotowa by stanąć po właściwej stronie, więc zbrukaliśmy nasze języki kłamstwem, jakoby po niej nie jesteśmy. Chcieliśmy prosić, abyś nie myślała o nas w ramie wrogów, a przyjaciół. Gramy w końcu po jednej stronie.

— Cieszę się, że mogliśmy zostać przyjaciółmi, proszę pana. Nie chodzi przecież tylko o nas czy też odpowiednią stronę. Chodzi przede wszystkim o Draco, prawda? — Z małym, niepewnym uśmiechem spojrzała na Narcyzę, która pokiwała przecząco głową. Wtedy właśnie Barty to zobaczył - te same nosy, te same oczy, podobne rysy twarzy. I jeśli się nie mylił, to Alyssa niegdyś wspominała, że wcale nie jest taka podobna do ojca, jakby mogło się na pierwszy rzut oka wydawać. Jej rysy były szlachetne, ale zawsze twierdziła, że to przez to iż jej ojciec w rzeczy samej był niegdyś chińskim, magicznym arystokratą. A teraz on nie był taki pewny. Przecież to co widział... Nie mogło mu się wydawać, prawda?

— Ty też jesteś dla nas ważna, Alyssa. Nigdy o tym nie zapominaj. — Kobieta uścisnęła dziewczynę raz jeszcze, a wtedy jej ciemne loki na parę chwil zlały się z tymi piętnastolatki. Ich odcień i faktura, nawet z kilku metrów, wydawały się niemal identyczne. Dziewczyna z małym uśmiechem pożegnała się z Malfoyami, a później ruszyła w jego stronę. Objął ją ramionami i przeteleportował do swojej chatki, którą odziedziczył po matce, a o której jego ojciec nie wiedział. Zdjął na szybko płaszcz oraz buty i pełen myśli usiadł w głębokim fotelu, zastanawiając się, czy w ogóle jest sens zasiewać to ziarno niepewności w jej sercu, czy po prostu jej o tym nie mówić.

— Jest przepiękna, prawda? — spytała się rozmarzonym tonem, wtykając bose stopy pomiędzy jego ciepłe uda. Siedziała na podłokietniku, ściskając w dłoniach kubek, z którego unosił się ciepły zapach kakao, opierając się lekko na jego ramieniu. — Żałuję, że nie mogłam z nią nigdy porozmawiać jak matka z córką.

— Czekaj, co?! — spytał się zaskoczony, a ona wzruszyła ramionami. Uśmiechała się rozbawiona, a on wyraźnie czekał na rozwiązanie tej zagadki, której przecież nie miała poznać.

— Narcyza Malfoy jest moją matką. To znaczy, prawdopodobnie nie mogła być nią tak, jak chciała. Ostatnio, gdy siedziałam z Draco, przyszedł list do niego, z zaproszeniem dla mnie na ferie zimowe. Odmówiłam, bo mieliśmy plany, ale pokazał mi to. To pismo było identyczne z tym, które było na listach od mojej mamy. No i jednak niektóre cechy pokrywają mi się z arystokracją. Mam ich włosy. Ciemne i naprawdę gęste włosy Blacków.

— I nic mi nie powiedziałaś? — spytał, przyciągając ją do siebie i obejmując ramionami. Odstawiła kubek na mały stolik i objęła go równie mocno. To nie były przeprosiny. To była obietnica szczerości.

Czarna Krew • Bartemiusz Crouch JuniorWhere stories live. Discover now