𝟭𝟵: humor severusa snape'a

616 51 0
                                    


Leżała na łóżku w swoim dormitorium, spoglądając beznamiętnie w kamienisty sufit. Naprawdę chciała wynieść się z tego miejsca, pozwolić sobie na kilka godzin snu dziennie i z uśmiechem witać kolejny, cudowny dzień Turnieju Trójmagicznego. Z drugiej jednak strony, teorie Tracey zaczynały doprowadzać ją do szału. Kiedyś tak je uwielbiała, a teraz mocno działały jej na nerwy i wiedziała skąd owe zdenerwowanie się bierze. Był to efekt praktykowania czarnej magii, której tak wiele zażyła w ciągu ostatniego miesiąca. Robiła się ponura, zdenerwowana i niecierpliwa, ale jeśli taka była cena owej praktyki, to wręcz musiała na nią przystać.

Do tej pory nie doceniała Severusa – mężczyzna w przeszłości prawdopodobnie rzucał tymi zaklęciami na prawo i na lewo, a teraz nawet pomimo wybuchających kociołków i klnących na niego uczniów, pozostawał w swojej szczelnej skorupce spokoju, która wydawała się wręcz nie do ruszenia. Wiedziała, że większość Śmierciożerców właśnie tak sobie radzi z służbą u swego pana. Była też druga strona medalu – decydowała się na nią ta szczególna mniejszość – szaleństwo spowodowane wielkością i majestatem Lorda. I wiedziała, że jeśli jej kiedykolwiek uda się uklęknąć tuż przed jego stopami i ucałować skrawek jego szaty, to zrobi wszystko, byleby mu się przydać w każdy możliwy sposób, nawet jeśli miałaby się zaliczać do drugiego typu sług Czarnego Pana.

Poderwała się, gdy usłyszała mocne pukanie w drzwi. Zamknęła nietkniętą książkę, na której miała zamiar skupić się w porze obiadowej i podeszła do drzwi, otwierając je na pełną szerokość. Ze zdziwieniem zauważyła w nich właśnie Snape'a, który z dziwną miną przez parę sekund uważnie się w nią wpatrywał. Odsunęła się od drzwi, a on wkroczył do trzyosobowego pokoju, który w rzeczywistości był małą klitką, w której ledwie mieściły się dwie szafy, średniej wielkości stół oraz trzy łóżka z srebrzystymi baldachimami. Przeprosiła za bałagan, natychmiast zabierając rzeczy ze stołu i transmutując dwie wsuwki w dwa, wygodne fotele, które stały dość blisko siebie ze względu na małą ilość miejsca.

— Dzień dobry, profesorze. Coś jest nie tak z moim porannym zwolnieniem? — spytała, siadając na jednym z nich i dłonią wskazując mu, aby usiadł na drugim. Mężczyzna wykonał jej nieme polecenie, a ona uśmiechnęła się miło. — Przepraszam, jeśli fotel jest niewygodny. Dość sporo ćwiczymy z dziewczynami by się tutaj pomieścić, ale jednak może być to dla pana dalej niewystarczające miejsce do siedzenia, biorąc pod uwagę jak wspaniały jest pański fotel w klasie.

— Jest w porządku, Fong. Jakoś idzie ci ta twoja transmutacja — stwierdził, uśmiechając się ironicznie. Kiwnęła mu głową w niemym podziękowaniu, zupełnie nie zwracając uwagi na ton, którym do niej mówił. Po ponad trzech latach przyzwyczaiła się do niego, a teraz wręcz rozumiała, czemu jest taki, a nie inny. W końcu wpływ czarnej magii na psychikę jest tak ogromny, że nawet ona do końca jej nie pojmowała. Gdyby nie fakt, że jednocześnie ćwiczyła oklumencję, prawdopodobnie byłoby z nią o wiele gorzej. — Przyszedłem z tobą porozmawiać, bo dotarły mnie dość niepokojące słuchy, że Greengrass i Parkinson dręczą cię, a ty nic z tym nie robisz. Co więcej dręczysz się brakiem snu, byleby nie zrobiły ci niemiłego żartu.

— O to panu chodzi! Tak, zdarzyło się, że nie lubimy się z taką samą werwą jak kiedyś, ale nie jest tak źle. Dafne czuje się po prostu zagrożona, bo ktoś rozniósł okrutną plotkę, jakoby Blaise był we mnie zadurzony. Jest to oczywiste kłamstwo, ale rozumiem poczucie niepokoju u Dafne, są przecież narzeczeństwem, więc dzielnie znoszę jej humory. — Mówiła spokojnie, zupełnie tak, jakby jej słowa dotyczyły pogody. Nie chciała mówić nic o swoich problemach, bo ciągle żyła nadzieją, że jej nowa różdżka znajdzie się w jej posiadaniu w ciągu kilku dni. Wtedy wystarczy wymyślić jakiś zgrabny plan, aby odciąć ją od ludzi na pierwszej z konkurencji i zrobić z niej istne warzywo przykute do łóżka, spoczywające na tym samym oddziale co Longbottomowie. To był cudowny i idealny plan, który mógł sporo namieszać w funkcjonowaniu Hogwartu, ale nie będzie dziwny z powodu wybrania Pottera przez Czarę Ognia. — Mimo wszystko prosiłabym jednak, aby zmienił pan miejsce mojego zamieszkania. Przyznaję, że ów brak snu jest dla mnie dość męczący i często brakuje mi koncentracji na lekcjach, przez co nauka nie jest tak efektywna, jak mógłby pan po mnie oczekiwać.

— Dobrze się składa, bo wczoraj przyszła do mnie Natalie, która nie chce mieszkać w swoim dormitorium. Po dzisiejszej lekcji poinformuję ją o tym, a tymczasem zapraszam, za piętnaście minut zaczynasz eliksiry, lepiej się nie spóźnić. — Wstał, kierując się w stronę drzwi. Patrzył jak zmienia fotele w przyrządy do włosów, a później podnosi z posłania podręcznik do jego przedmiotu oraz długą różdżkę, którą schowała do kieszeni szaty. Jego kąciki ust powędrowały do góry na dosłownie mrugnięcie okiem. Lubił zdolnych uczniów, ale jeszcze bardziej lubił tych, których starania odnosiły efekty.

Czarna Krew • Bartemiusz Crouch JuniorWhere stories live. Discover now