𝟭𝟱: władca i pan

675 57 4
                                    


— Pani Pomfrey, wielce zatroskana, poinformowała mnie przed chwilą, że jedna z uczennic uciekła z Skrzydła Szpitalnego. Poppy chciała ją przytrzymać trochę dłużej, ponieważ dziewczyna miała przerażające ubytki w ilości snu, jak i magii, które byłyby dziwne nawet jak na aurora, a co dopiero na uczennicę czwartej klasy. — Siedziała ponownie na szarym dywanie, uśmiechając się coraz szerzej z każdym wypowiadanym słowem. W końcu roześmiała się głośno, kładąc głowę na miękkim podłożu i spoglądając w wysoki, kamienny sufit, z którego zwisał klasyczny, pozłacany żyrandol. — Czemu nie mówiłaś, że te treningi aż tak cię męczą, co? Przecież nic by się nie stało, gdybyś dla odmiany zamiast trzydziestu, rzuciła dwadzieścia pięć razy Imperiusa czy Cruciatusa.

— Jaki byłby ze mnie sługa, gdybym z całych sił nie starała się zadowolić mego pana? — spytała, przewracając się na brzuch i podnosząc nogi do góry. Machała nimi w powietrzu, patrząc na niego. — Dla niego to i tak o co najmniej trzydzieści za mało.

— Masz rację. Czarny Pan jest wymagającym człowiekiem, chociaż przy jego wielkości nie ma się co dziwić, że tak jest. Nigdy jednak nie zapominaj, że jest też łaskawy. Wybaczył Peterowi jego zdradę, rzucając na niego zaledwie dziesięć razy Crucio i szczur znów cieszy się jego łaską przez niemal cały czas. Ach, jakbym chciał być na jego miejscu w tej chwili. Opiekować się naszym panem, być przy nim cały czas, dostępować zaszczytu słuchania jego głosu. Nawet jeśli jest słaby, to jednak dalej jest wielki... — Patrzyła na niego z czymś, czego nie mógł do końca określić. Nie była to miłość, Lorda Voldemorta nie dało się kochać. Był jedną z tych charyzmatycznych osób, przed którą można było jedynie paść na kolana i błagać, by skrawek szaty choć odrobinę musnął twoją skórę. To zdecydowanie nie był też zachwyt. Nie umiał nazwać tej emocji, a jednak gorąco ją podzielał. Było w niej coś na wzór tęsknoty, a zarazem olbrzymiego pragnienia.

— Kiedy będziesz się do niego udawał, czy mogę... Pójść z tobą? Chcę już teraz paść na kolana przed jego mocą i majestatem. — Mężczyzna posmutniał, kręcąc głową. Chciał pokazać jej wspaniałość Mistrza, ale wiedział, że ten nie będzie z tego zadowolony. To, że w aktualnym stanie pokazał się aż dwóm osobom, świadczyło jedynie o tym, jak potrzebni w jego planie są. Nikt inny z jego popleczników nie powinien widzieć Lorda tak słabego i bezbronnego. — A czy gdy już powstanie, pełny swojej siły i świetności, wtedy zabierzesz mnie do niego?

— Jestem pewny, że chętnie przyjmie tak potężną, czystokrwistą czarownicę w swoje szeregi, Alysso. Jednak pierwsze będziesz musiała dowiedzieć się kim jest twa matka. Jeśli jest poplecznikiem jasnej strony, być może stracisz nawet życie, gdy on się o tym dowie. — Pokiwała energicznie głową, zapisując w głowie kolejny cel na ten rok. Podniosła się do siadu, widząc jak jego twarz ulega deformacji przez to, że eliksir wielosokowy przestaje działać. Widząc jej zachowanie, miał zamiar wyjąć piersiówkę i napić się z niej, ale powstrzymała go proszącym wzrokiem. — O co chodzi?

— Wiem, że to dość śmiałe, ale czy mógłbyś mi się pokazać? Nie musisz zdradzać mi ani imienia, ani nazwiska. Po prostu chcę wiedzieć jak wyglądasz naprawdę. — Ze zrezygnowaniem odstawił piersiówkę na ziemię. Odkręcił drewnianą protezę, a następnie wyjął oko, wrzucając je do szklanki z dziwnym płynem o gęstości lepkiej mazi. Patrzyła na pokiereszowanego Moody'ego, opierającego się o ramę łóżka. Zamknęła oczy, aby po kilku długich chwilach otworzyć je. Siedział przed nią dość szczupły, dorosły mężczyzna o zmierzwionych, czekoladowych włosach, wąskim nosie i arystokratycznych rysach twarzy. Duże ubranie wisiało na jego chudych ramionach, a oczy jak i noga, pojawiły się w momencie skończenia zmiany. Zauważyła także liczne piegi, które ciągnęły się od nasady nosa i znikały za kołnierzem. — Ile masz lat?

— Trzydzieści dwa. Rok spędzony w Azkabanie i lata pod Imperiusem zrobiły jednak swoje, wiesz? Czuję się o wiele starszy niż w rzeczywistości powinienem. Ale przy tobie czuję się dziwnie spokojny. To chyba twoja magia tak wpływa na ludzi. Jest jednolicie gładka, smolista i gęsta. Jestem pewny, że spodoba się Czarnemu Panu. — Blady uśmiech pojawił się na jego ustach, a nerwowy tik wypłynął na wierzch. Gdy był Moodym potrafił nad tym panować, ale jako on sam, Barty Crouch Junior, niewiele mógł na to poradzić. Z westchnieniem sięgnął po piersiówkę, wypijając z niej kilka łyków i z powrotem przybierając wygląd Szalonookiego.

— Czy przyjmie takiego dzieciaka jak ja? — spytała cicho, patrząc się na swoje zwinięte w pięść dłonie. Poczuła, że szorstka, naznaczona bliznami dłoń Alastora, przykryła ją, ściskając mocno.

— Dla Lorda nie liczy się wiek. Liczysz się ty. Twoje umiejętności i to, co możesz osiągnąć. A ty przy jego boku możesz osiągnąć naprawdę wiele. Ale nie z tym parszywym patykiem, który tłumi twoją moc. — Spojrzał w kierunku jej różdżki. Standardowa, przeznaczona głównie dla nieokreślonego ucznia, bez żadnych wybitnych zdolności w jakimkolwiek kierunku. Wiedział, że jej należała się mocna, czarnomagiczna różdżka. I właśnie taką zamierzał dla niej zdobyć.

Czarna Krew • Bartemiusz Crouch JuniorWhere stories live. Discover now