𝟯𝟱: by nie wiedzieli

531 45 1
                                    


— Baaaarty, budzimy się... — Słyszał jej głos, a chociaż bardzo chciał unieść powieki i popatrzeć prosto na nią, sądził, że nie będzie to możliwe. Pod nimi było niemalże czerwono, więc spotkanie się nawet z porannym, zimowym słońcem, stanowiło dla niego niepojęte wyzwanie. Poczuł, że miły ciężar z jego piersi znika, aby za chwilę pojawić się mocniejszy, gdzieś w dolnych okolicach brzucha. Jej krótkie włosy połaskotały go w brodę i podbródek, a później ciepły i mokry pocałunek został złożony na boku jego szyi, niemalże przy linii jego szczęki. Następne wędrowały w dół, prosto na jego szyję i zsunęły się aż do klatki piersiowej, która falowała szybko i rytmicznie, zdając sobie z tego wszystkiego sprawę. — Barty, no wstawaj.

Alyssa mruknęła niezadowolona, gdy jej działania nie przyniosły żadnej reakcji, oprócz jedynie trochę bardziej przyśpieszonego oddechu. Chciała już z niego zejść i dać mu się wyspać, gdy silne dłonie złapały ją za biodra. Pisnęła głośno, gdy poczuła brak równowagi. Już po chwili leżała na materacu i z zszokowaną miną wpatrywała się w w pełni otworzone oczy swojego ukochanego. Zaśmiała się, przeczesując jego roztrzepane włosy, a on uśmiechnął się sugestywnie.

— Jestem teraz bardzo obudzony, Alysso — powiedział cicho, a ona zarumieniła się gwałtownie na te słowa. Nie pozwolił sobie jednak zbyt długo podziwiać tego widoku, bo już po chwili pochylał się nad nią, całując mocno. Ten pocałunek był inny, niż to kilka, które do tej pory dzielili. Nie był słodki czy namiętny, ale pozwalał na przelanie tych wszystkich uczuć, które do tej pory zebrali. Od nienawiści do mugoli, poprzez wierność i lojalność nie tylko Jemu, ale i sobie, aż po niepohamowaną ochotę, którą oboje skutecznie tłumili od kilku dni. Alyssa mogła jedynie jak przez mgłę pomyśleć, że ten gest byłby o wiele lepszy gdyby byli cali we krwi, wśród martwych i poszatkowanych mugoli, ale tak też smakował wspaniale.

Zauważyła. Cholernie mocno zauważyła, gdy jego usta oderwały się od jej i przeniosły na szyję, a jego dłonie z bioder przesunęły się wyżej, szczelnie oplatając talię pod koszulką, aby powoli sunąć wyżej. Nie zatrzymał się na jej piersiach, przejechał nimi aż do pach, jedynie koniuszkami palców muskając boki, ale wtedy poczuła, że to właśnie to. To, czego potrzebowało jej ciało. Czuła mocny ból w podbrzuszu, które teraz pulsowała nietłumionym ogniem i naprawdę ostatkiem sił powstrzymywała się od wydawania naprawdę krępujących dźwięków, gdy on swoimi ustami badał jej szyję. Z jego ust wydarło się westchnienie, gdy jej nogi oplotły jego biodra, dociskając go do niej. Tego momentu już nie zauważyła, kompletnie pogrążona.

Podniósł się na chwilę Widok Alyssy tak zniszczonej i potrzebującej był czymś, co prawdopodobnie na stałe wyryło się w jego pamięci i snach. Zsunął dłoń do jej spodenek w truskawki, które używała do spania. Nie wytrzymała, gdy jego usta znów zetknęły się z jej szyją, a jeden z jego mocnych, szorstkich palców znalazł się w końcu tam gdzie powinien. Głośny jęk rozdarł gorącą atmosferę pomieszczenia, a ona sama chętnie otarła się o niego, chcąc niemo błagać o więcej.

— Jestem totalnie zgubiony — powiedział cicho, nie mogąc zapomnieć o tym ile mają lat, kim są i jak się tu znaleźli. Teraz powinna być tylko ona, jej słodkie reakcje i wszystko co najlepsze, co chciał jej dać. A także jej słodkie jęki, które miał tylko dla siebie, gdy tak mocno odpowiadała na jego pieszczoty. A jednak nie mógł, tak po prostu nie mógł pozwolić sobie na to, aby skończyć to, co zaczęli. W jego głowie jak mantra tłukło się "osiemnaście lat, mógłbyś być jej ojcem", a jej młode ciało w ogóle nie pomagało mu o tym zapomnieć, gdy gładził je szorstkimi, spracowanymi dłońmi dorosłego faceta. — Skarbie, co my wyprawiamy?

— To co normalni ludzie w związku, Barty — powiedziała, przytomniejąc w ciągu chwili. Ciągle dostrzegał na jej twarzy ślady niedawnej przyjemności, ale był pewny, że teraz była cała dla niego. Duszą i myślą, nie tylko ciałem. — Nie powinieneś o tym myśleć w wymiarach wieku. To tylko głupie liczby wymyślone przez mugoli, które niewiele znaczą w przypadku czarodziejów, których życie jest o wiele dłuższe niż ich i nie ucieka im przez palce. Już zbyt długo, my czarodzieje, myśleliśmy zaledwie w ramach "by mugole nie wiedzieli". Niech wiedzą, niech myślą co chcą. To tylko mugole. Gdy On wróci, oni znikną. Wszyscy, bez absolutnie żadnych wyjątków.

Objął ją mocno, całując prosto w jej różowe usta. Odetchnął. Tak, Czarny Pan był jedyną opcją na ich spokojne, wspólne życie. Już pamiętał i nie zamierzał zapomnieć.

Czarna Krew • Bartemiusz Crouch Juniorजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें